Rozdział 8

184 9 3
                                    

Jest już po północy, a ja dalej nie mogę zasnąć. Po głowie cały czas chodził mi ten chłopak z zaułka i moje nowe znalezisko. Sama miałam zaczarowany naszyjnik z zawieszką księżyca i słońca w którym miałam takie zdjęcie. Wystarczyło że dotknęłam zawieszki i pomyślałam o zdjęciu a ono pojawiało mi się przed oczami. Rozmyślając tak w końcu zasnęłam koło 1 w nocy...

Pojawiłam się w sali tronowej. Wszystko dookoła było czarne z niebieskimi akcentami. Przed mną na podwyższeniu stał tron, a po jego obu stronach stały misy na kolumnach greckich w których palił się niebieski ogień. Przy tronie spał wielki, trójgłowy pies. Na jego widok poczułam jak się uśmiecham.

Rozglądałam się po całym pomieszczeniu zaintrygowana. Czułam z nim jakąś więź. Jakbym tu był ktoś dla mnie ważny. Nagle dostrzegłam drzwi na lewej ścianie. Poczułam dziwne przyciągane od nich, a że zawsze ufam mojemu instynktowi to przez nie przeszłam.

Za drzwiami był pokój na wzór salonu. Cały z kamienia, który miał żółtawą barwę przez płomienie palące się w kominku. Koło kominka stał szklany stolik i krzesło odwrócone tyłem do mnie. W fotelu siedział jakiś mężczyzna. Słysząc ruch dany osobnik odwrócił się by zapewne sprawdzić źródło poruszenia.

 Słysząc ruch dany osobnik odwrócił się by zapewne sprawdzić źródło poruszenia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Miał mocno kręcone włosy do ramion i zarost w kolorze brązu. Jego ciemnobrązowe oczy patrzyły na mnie przenikliwie by po chwili usta rozszerzył uśmiech. Ubrany był na typowego fana rock'a.

Uśmiechnięty wstał i podszedł do mnie. Stałam zaniepokojona i niepewna jego dalszych czynów. Ku mojemu zaskoczeniu przytulił mnie do siebie jak przytulić może tylko bliski krewny. Sama oddałam gest. Staliśmy tak chwilę kiedy szatyn odsunął się od mnie na długość wyciągniętych rąk trzymając swoje dłonie na moich ramionach.

- Tęskniłem Promyczku. Aleś ty wyrosła moja droga. A jak wypiękniałaś! Pewnie masz niezłą grupkę adoratorów co? Och jakby cię te babsztyle zobaczyły to wszystkie by z zazdrości popękały! A ta nadęta Afrodyta tym bardziej! No ale co cię sprowadza do wujka Hadesa?

- ...- zdziwiłam się gdy nie usłyszałam swojej odpowiedzi. Zazwyczaj albo nic nie widziałam albo widziałam i słyszałam wszystko. Zamyślona nie zarejestrowałam dalszej części rozmowy. Z transu wyrwały mnie dopiero słowa...

- U twojej mamy wszystko dobrze. Żyje szczęśliwie w Elizju. Nico za to jest w nowej sytuacji i może czuć się zagubiony ale nie masz się o co martwić, poradzi sobie. Z resztą za niedługo sama będziesz mieć okazje z nim porozmawiać. A teraz niestety musimy się pożegnać. Pamiętaj że czuwam nad tobą Promyczku.- Hades pocałował mnie w czoła a mi obraz zaczynał się rozmazywać. Gdy już byłam na granicy świadomości usłyszałam od niego- Czas wstawać...

W tym momencie obudziłam się szybko siadając na łóżku. Kojarzyłam tego mężczyznę- z tego co wywnioskowałam Hadesa, władcę piekieł- ale nie wiedziałam skąd. Zmęczona przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek. 3:33 zarąbiście. Znowu gówno spałam...

Mimo wszystko wstałam i zaczęłam się ubierać. Zaklęciem maskującym ukryłam blizny i z bluzą zawiązaną wokół pasa zeszłam na dół zrobić śniadanie.

Po chwili stałam już w kuchni z włączoną muzyką w telefonie, który leżał na blacie i robiłam śniadanie dla wszystkich. Cały czas myślałam skąd znam Hadesa ale jak na złość wszystko oprócz snu z nim związane było za jakąś głupią mgłą.

Nawet się nie zorientowałam jak zaczęłam sobie nucić pod nosem, a potem nucenie zamieniło się w śpiew. Śpiewając sobie odsyłałam lewitacją zrobione jedzenie do salonu przygotowując kolejne dania. W końcu na prawdę dużo osób tu jada i trzeba ich wszystkich wykarmić.

Około 7 rano do jadalnio-kuchni weszła pani Molly jeszcze w piżamie i okryta szlafrokie. Zauważyłam ją ale udawałam że zbyt zajęta śpiewaniem i gotowaniem.

-Dziecko drogie czy ty nie masz co robić z rana? Są wakacje, nie musisz wstawać tak wcześnie.- kobieta położyła mi rękę na ramie i uśmiechnęła się do mnie miło.

- Dzień dobry pani Molly. No co ja pani poradzę? Takie przyzwyczajenie.- wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się do niej miło odkładając ostatni talerz z jedzeniem na stół. W tym momencie zaczęła schodzić się cała ferajna i wszyscy zasiedliśmy do śniadania miło rozmawiając.

I tak nam mijały dni do końca wakacji. Śniadanie, jakieś zabawy, obiad, pomoc przy sprzątaniu, kolacja i rozejście się do swoich łóżek. W tym czasie miałam jeszcze 3 wizje.

Pierwsza z nich to był ten sam kamienny łuk z bardzo daleka i za lekką mgłą. O to na razie byłam spokojna bo to oznaczało że do jej spełnienia zostało przynajmniej pół roku. 

Druga to jakiś blondyn z świetlistą, dobrą i boską aurą nachylający się nad mną z tą Emily którą widziałam w wizji na początku wakacji. 

A trzecia pokazywała starszą panią przy kości ubraną całą na różowo, w różowym gabinecie, za różowym biurkiem. Przed tym biurkiem stały dwa stoliki-też różowe- przy których siedziałam z Harry'm i pisaliśmy coś na pergaminach. To były chyba karne zdania a przy pisaniu ich czułam okropny ból lewej ręki.

I takim oto sposobem dotarliśmy do dnia dzisiejszego- 1 września, początku mojego pierszego roku w Hogwarcie.

Moja Historia ||Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz