Dostałem wezwanie od dyrektorki szkoły na dywanik. Mój niepełnosprawny syn podobno "wdał się w bójkę" i dyrektorka prosiła mnie o to, żebym udzielił synowi nagany i ukarał go, bo szkoła na pewno to zrobi.
Prawdziwa wersja jest taka, że syn usłyszał w swoim kierunku, że skoro ma porażenie mózgowe, to to oznacza, że na pewno jest idiotą i nie ma mózgu. Syn odparł na to, że może on nie ma mózgu, ale "oni nie będą mieć przednich zębów". I przeszedł do czynów.
Nie dostał ani kary, ani nawet ochrzanu.