Znajomi z klasy robili na lekcji bydło, bo nie było w sali nauczyciela. Jak to gimbusy, dziko wrzeszczeli skakali, a jeden kolega ściągnął buta i pieprznął nim o sufit - but zawisnął na lampie i kolega nie mógł go zdjąć, a do sali wszedł nasz nauczyciel.
Wydarł się, uspokoił nas i pyta, czyj to but. Kolega, stojąc w jednym bucie, a z drugą nogą odzianą tylko w skarpetę, twardo stwierdził, że nie jego. Nauczyciel upewnił się raz jeszcze, kolega absolutnie zaprzeczał, że to jego but, choć każdy wiedział, że to jego, włącznie z nauczycielem. Nauczyciel postanowił dać nauczkę śmieszkowi - wszedł na ławkę i na krzesło, pogmerał, zdjął tego buta i... wywalił go przez okno. Z trzeciego piętra, na błotnisty kawałek trawnika za oknem.
Powiedział: "Ok, skoro niczyj, to problem załatwiony". I zostawił tego kolegę, oniemiałego, na środku sali. Mistrzowskie rozwiązanie - kolega wracał z jedną nogą bosą, bo buta ktoś zdążył gwizdnąć, zanim skończyła się lekcja.
