Chapter 5

724 54 5
                                    

Leżałam na łóżku, próbując od dobrych dwóch godzin zasnąć. Moje myśli zajęte były brunetem i tym, co zrobił w stosunku do mnie. Tak, byłam  zła. Może i nie powinnam, bo to nie było nic wielkiego. Nie powinien się  tak zachowywać, patrząc, chociażby na okoliczności sytuacji. Znaliśmy się krótko, bardzo krótko i nieważne było, że wiedziałam o nim naprawdę dużo. Zastanawiało mnie tylko jedno, czy moja babcia znała jego rodzinę?Wiedziała coś na jego temat, skoro bez większego problemu wpuszczała go do środka? Postanowiłam, że rano podpytam się coś na ten temat.

Obserwowałam świecące lampki w pokoju, wsłuchując się w ciszę. Wszyscy już spali, a tylko ja leżałam, ciągle myśląc. Mój telefon wydał z siebie dźwięk, informując mnie o nowej wiadomości. Postanowiłam jej nie czytać, tylko pójść w końcu spać.

***

Noc minęła mi szybko, a z samego rana, słysząc już rozmowy na dole, postanowiłam tam zejść. W kuchni zastałam babcię wraz z siostrą, które już coś przygotowywały. Przywitałam się, nalewając sobie soku porzeczkowego do szklanki.

— Jak wczorajszy wieczór? — zapytała Amelie.

— W porządku — skomentowałam krótko, nie chcąc za bardzo dzielić się swoimi przeżyciami. — Babciu, a ty znasz rodzinę Shawna?

Starsza kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie, po czym odpowiedziała, dekorując pierniki.

— Znam jego babcię i tatę, a dlaczego pytasz?

— Z ciekawości.

Wzięłam łyka soku, słuchając, jak babcia zaczęła wychwalać Shawna.

— Gdy zobaczyłam, kto cię przywiózł, to go nie poznałam! Tak wyrósł! Dopiero wczoraj do mnie dodarło, że on jest od Mendesów! Mówię ci, to  jest bardzo dobry kandydat na męża.

Przewróciłam oczami, słysząc ostatnie słowa staruszki. Obserwowałam, jak dekorowały pierniki, zastanawiając się, co będziemy dzisiaj robić.

— Planujecie coś na dzisiaj? — zapytałam.

— Zawieziesz mnie gdzieś — powiedziała z wielkim uśmiechem babcia.

— Gdzie?

—  Do Mendesów. Wczoraj jak pojechaliście, zadzwoniłam do jego babci i umówiłyśmy się na kawę. Zawieziemy jej moje domowe konfitury.

— Nie możesz jechać z Amelie?

— Nie, bo będzie się nudzić, a ty znasz Shawna, więc nie będziesz — oświeciła mnie kobieta. Sprytne.

— To nie argument.

— Ale ja go podtrzymuje — wtrąciła się radosna Amelie.

— Jedziemy o czternastej.

Westchnęłam, kierując się w stronę swojego pokoju. Dzisiaj wolałabym nigdzie się nie ruszać i czekać na rodzinę, która miała przyjechać wieczorem. Stęskniłam się za Ericiem i resztą kuzynostwa, więc spędzenie z nimi czasu, będzie bardzo miłe. Usiadłam na łóżku przy oknie, odkładając szklankę na parapet. Patrzyłam przez okno, obserwując piękne widoki Juneau. Małe płatki śniegu zaczęły spadać z nieba na alaskańskie miasto. Mimo tego słońce świeciło na niebie, rozpromieniając swoim pięknem mieszkańców Juneau. Wszystko powoli budziło się do życia. Był to trzeci dzień mojego pobytu tutaj. Za  trzy dni święta. Prezenty z mojego bagażnika jeszcze wczoraj zostały przeniesione przez siostrę pod ubraną już choinkę. Nie lubiłam robić prezentów ani nie lubiłam ich dostawać. Może to było dziwne, ale ta naprawdę nigdy nie będziemy w stu procentach pewni, czy nasz prezent spodobał się danej osobie. To samo było w drugą stronę, gdy coś nam się nie spodoba, udajemy, nie chcąc zrobić przykrości drugiej osobie. Dlatego ciężko jest trafić z idealnym dla drugiej osoby prezentem.

Mój telefon wydał z siebie dźwięk, przypominając mi o swojej obecności. Postanowiłam w końcu sprawdzić wszystkie zaległe wiadomości. W nocy nie chciałam tego robić, bo wiedziałam, że z natłoku emocji mogłabym źle zareagować. Mimo zżerającej mnie ciekawości zasnęłam. Podniosłam białe urządzenie, odblokowując ekran. Od wczoraj dostałam trzy wiadomości od prawdopodobnie Shawna i jedną wiadomość przed chwilą. Kliknęłam ikonkę z kopertą, czytając wiadomości.

„Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć, Shawn".; „Już nigdy nie zrobię nic wbrew twojej woli, obiecuję".; „Odezwij się do mnie, proszę".; „Jeśli przekreśliłem początek naszej znajomości wczorajszym czynem, to uwierz, że bardzo żałuję".

Westchnęłam, nie wiedząc, co powinnam odpisać. Owszem, odrobinę mnie przeraził, bo nie znaliśmy się długo, a już zaczął za bardzo się do mnie zbliżać. Nie znałam jego intencji, dlatego mnie to przeraziło. Potrzebowałam trochę czasu, aby przyzwyczaić się do jego obecności.

Odpisałam krótkie: „Jest w porządku", zapisując sobie od razu jego numer. Nie minęło nawet kilka minut, a już dostałam kolejną wiadomość od mężczyzny.

„Spotkamy się dzisiaj?"
Zastanawiałam się, czy nie wie o dzisiejszej wizycie starszej kobiety w ich domu? To byłoby w jakimś stopniu spotkanie. Posiedzielibyśmy w towarzystwie naszych babć i może to by mu wystarczyło? Zdecydowanie wolałabym posiedzieć i po prostu na niego popatrzeć. Jakkolwiek obsesyjnie to  brzmiało. Po długim myśleniu zdecydowałam, że nie odpowiem na jego wiadomość, czekając do wizyty w jego domu rodzinnym o czternastej. Odłożyłam telefon, chcąc się już w jakimś stopniu ogarnąć. Byłam leniem i  czasami potrzebowałam naprawdę ogrom czasu, żeby chociażby się ubrać. Z  trudem wybrałam odpowiednie na dzisiaj ubrania. Standardowo uszykowałam swoje ulubione, czarne rurki, pudrowo-różowy sweterek, oraz w tym samym kolorze co sweterek, świąteczne skarpetki z białymi płatkami śniegu, które były ledwo widoczne. Chwyciłam w drodze do łazienki jeszcze kosmetyczkę i weszłam do środka, zaczynając się szykować.

Musiało zająć mi to naprawdę sporo czasu, skoro wracając do pokoju, usłyszałam wołanie na obiad. Zeszłam więc już trochę głodna, zdając sobie sprawę, że moim śniadaniem był sok pomarańczowy. Kilka minut przed trzynastą zasiedliśmy wszyscy przy stole na wspólnym obiedzie.

— Ładny makijaż — skomplementowała mnie Amelie, cicho chichocząc pod nosem.

Czy moje delikatnie pomalowane na złoto powieki aż tak rzucały się w oczy? Zrobiłam sobie również delikatne kreski, które z daleka wyglądały jak moje rzęsy. Bardzo ładnie podkreślały moje oko, więc od pewnego czasu stały się moim codziennym dodatkiem w makijażu. Od pobytu w Juneau po raz pierwszy je namalowałam, gdyż wcześniej po prostu mi się nie chciało. Usta podkreśliłam kredką w tym samym kolorze, co mój naturalny odcień, przez co aż tak nie było widać różnicy. Nie robiłam z siebie lalki, tylko umiejętnie podkreślałam to, na co mężczyźni zwracali uwagę.

— Dzięki.

Zjedliśmy w spokoju obiad, nie poruszając krępujących mnie tematów. Babcia zaczęła obgadywać naszą kuzynkę Sophie, która jak się okazało, również ma przyjechać do nas na święta. Sophie była rok młodsza ode mnie, ale wyglądem dorównywała ulicznym kobietą. Nie to, że ją obrażałam, ale taka była prawda. Jej usta zawsze były w odcieniu krwistej czerwieni, grube kreski z różowym cieniem pokrywały jej powieki, a twarz okryta była ogromem pudru. Przez natłok tego wszystkiego na twarzy, aby postarzała się o kilka lat i przy okazji odstraszała innych.

Po posiłku babcia strasznie mnie poganiała, chcąc być wcześniej niż planowana godzina. Mimo że ich dom znajdował się kilka ulic dalej, wyjechałyśmy piętnaście minut przed czternastą. Zaparkowałam auto obok już dobrze znanego mi Jeepa, pomagając babci wysiąść. Kobieta z pełnym koszykiem konfitur zadzwoniła do drzwi, czekając, aż ktoś nam otworzy. Drzwi się uchyliły, a moim oczom ukazał się Shawn w czarnej koszuli, która opinała jego mięśnie. Dwa górne guziki były odpięte, pobudzając damską wyobraźnię. Na jego twarz wpełzł ten piękny uśmiech, który od razu poprawił mi humor.

_________________________________________________________________________________

Będę bardzo wdzięczna, jeśli zostawisz po sobie gwiazdkę albo komentarz ⭐️❄️ Możesz także porozsyłać to opowiadanie swoim znajomym, czytelnikom 🎅🏻🎁🎄

Christmas Story || S.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz