3

37.1K 2K 179
                                    

Katy była lekko rozstrzęsiona, kiedy zaparkowała się przed jakimś barem w centrum miasta. Spojrzała w lusterko, mając nadzieję że było lepiej, ale było gorzej. Krwawienie wciąż nie ustawało, a ślady zębów, czy cokolwiek to było, były bardzo dobrze widoczne. Sięgnęła ręką pod siedzenie, wymacała apteczkę i wysunęła ją, wyciągając z niej wodę utlenioną, gazik oraz plaster. Przemyła ranę, która kurewsko piekła, aż wypuściła syczący oddech. Zagryzła wargę, osuszając ugryzienie i przykleiła plaster. Wiedziała, że powinna jechać do szpitala, ale to było ostatnie miejsce, do którego chciała się udać. Oparła głowę o kierownice i oddychając ciężko, próbowała dojść do siebie. Adrenalina, która krążyła w jej ciele, zaczęła powoli ją opuszczać, a rana zaczęła cholernie piec. Powstrzymując wymioty, wysiadła z auta i oparła się o drzwi furgonetki. Zaczerpnęła kilka głębszych oddechów za nim ruszyła do baru. Miała w nosie swój wygląd, potrzebowała gdzieś odpocząć, czyli najlepiej w miejscu publicznym i z dala od tego szaleńca - Wolfa.

Po wejściu do lokalu udało się prosto do łazienki, którą zlokalizowała na zapleczu. Umyła porządnie dłonie, po czym opłukała twarz zimną wodą. Spojrzała w lustro nad umywalką i mało brakowało, a jeszcze trochę, przypominałaby zapewne "koszmar z ulicy wiązów". Osuszyła dłonie papierowym ręcznikiem i wyszła, kierując się do jednego z wolnych stolików przy oknie. Dopiero kiedy usiadła i wzięła kartę dań zdała sobie sprawę, że klienci baru patrzyli na nią jakoś dziwnie. Trudno będą musieli jakoś znieść jej smród potu.

- Co pani podać? - Niski rudzielec koło trzydziestki zjawił się przy niej, lekko pociągając nosem, co mylnie zinterpretowała brunetka.

- Przepraszam. Wiem, że niezbyt dobrze pachnę, ale biegałam - zaczęła się tłumaczyć, wycierając spocone dłonie w papierową chusteczkę.

- Nie, to nie to - zaprzeczyła kelnerka, która doskonale wyczuła zapach samca na kobiecie, jednak siedziała cicho, gdyż dobrze znała do kogo należała ta woń. - W takim razie co podać?

- Kawę z mlekiem, jajka, bekon i tosty - zamówiła Katy, krzywiąc się na ból obojczyka, gdy odkładała kartę dań na stolik. Niepotrzebnie ruszyła tę ręką.

- Czy coś się stało?

- Nie, nie, to tylko... - Katy złapała się za ugryzienie, sycząc z bólu, gdyż coraz bardziej jej doskwierało. Czuła palenie w tym miejscu. Ruda domyśliła się wszystkiego i nie rozumiała, jak Wolf mógł coś takiego zrobić bez dokończenia sprawy. Jeżeli jej nie pomoże, to ta kobieta źle skończy. To się zawsze źle kończyło, kiedy brali sobie partnerki wbrew ich woli. Pieprzeni troglodyci. I chociaż była jedną z nich, miała ochotę nakopać temu skurwielowi.

- Zaraz podam śniadanie - posłała brunetce współczujące spojrzenie i ruszyła w stronę lady. Wiedziała, że zamowienie i tak nie będzie potrzebne, bo stan ten małej był kiepski. Chwyciła za telefon, wybierając numer tego dupka, który odebrał prawie natychmiast.

- Tak?

- Wolf, ty idioto - warknęła.

- Stacy, po cholerę dzwonisz?

- Tak się składa, że jest tutaj coś, co najwyraźniej zgubiłeś - warknęła rozdrażniona. - Musisz to naprawić i to szybko. Myślałeś kutasem, kiedy ją ugryzłeś, czy jak, do cholery?

- Katy jest u ciebie? Już jadę, nie pozwól jej wyjść.

- Żartujesz sobie? Ona ledwo trzyma się na nogach. Więc zbieraj dupę i przyjeżdżaj.

Wolf gnał swoim autem ulicami niczym szalony. Po kwadransie zaparkował z piskiem opon przed barem, wypadł z samochodu i pognał do budynku. Już na wejściu poczuł zapach swojej maleńkiej. Jeden rzut oka na salę i już namierzył Katy. Szybkim krokiem podszedł do niej, dosiadając się na przeciwko.

- Katy, muszę cię stąd zabrać - Wolf czuł jej cierpienie i wiedział, że był tego przyczyną.

- Ty... Coś ty mi zrobił? Dlaczego to tak boli - załkała. - Boże, pali mnie żywym ogniem.

- Przestanie, gdy zrobię pewną rzecz, ale wolałbym nie tutaj tylko na osobności. - Czuł spojrzenia innych klientów baru, którzy byli tacy jak on i dobrze wyczuwali jego zapach na brunetce.

Katy już nie odpowiedziała, miała ciemne mroczki przed oczami. Czuła, że płonęła cała od środka, a na czole wystąpiły kropelki potu, gdy ugryzienie nieprzyjemnie pulsowało. Wolf w ostatniej chwili złapał ją i wyniósł z lokalu. Zapakował swoją kobietę na przednie siedzenie swojej furgonetki, przypiął pasami, po czym wskoczył za kierownice i ruszyła z powrotem do domu.

Drzwi od domu trzasnęły z hukiem, kiedy Wolf niósł na wpółprzytomną Katy. Jego wilk przeraźliwie wył, czując ich bratnią duszę, która cierpiała teraz katusze. Ale to było wina tego cholernego sierściucha. Wolf najchętniej by go rozerwał, tylko, kurwa, nie mógł. Był integralną częścią niego. Pokonał schody na piętro w kilku susach, udając się do swojej sypialni, w której na łóżko ułożył swoją kobietę. Katy cała drżała, a jej ubranie było doszczętnie mokre. Z cichym warknięciem zerwał opatrunek i zaklął pod nosem. Rana była zaogniona, a z widocznych śladów kieł sączyły się kropelki krwi.

~ Ty pierdolony patałachu - warknął Wolf na swojego dupkowatego wilka. - Przez ciebie i te twoje hormony, ona dostała wilczej gorączki.

~ To ją poliż ty kretynie i jutro wszystko już będzie w normie. I przypominam cię, ze to ty a nie ja rzuciłeś się na nią.

~ Stul pysk.

~ Się robi - warknęło jego wilcze ja.

Odgarnął ciemny kosmyk z szyi Katy, przejechał delikatnie opuszkiem palca po zranieniu, na co cicho jęknęła. Nie było już czasu. Pochylił głowę, przybliżając swoją twarz do jej skór, po czy ucałował swoje oznaczenie i w kilku liźnięciach języka oczyścił ranę, która momentalnie przestała krwawić. Odsunął się, by następnie stwierdzić, że przepocone ubrania muszą z niej zniknąć. Bardzo ostrożnie pozbawił ją podkoszulka oraz szortów, zostawiając ją jedynie w bieliźnie. Nie mógł nic poradzić, że gapił się na jej piersi oraz cudowne ciało, które praktycznie należało do niego i prosiło się o pieszczoty. Ale nie teraz. I tak zachował się wobec niej niedelikatnie. Ale wilkołaki było zawsze cholernie terytorialne. Samce opiekowały się swoimi partnerkami, nie znosząc dotykania ich przez innych samców, że nie wspominając o obcym zapachu na nich. Byli gotowi zabić, wyzywając skurwiela na pojedynek. A Katy należała do niego już na zawsze, jednak teraz musiała wyzdrowieć.

- Spij, kochanie - ucałował ją czule w czoło, które już tak nie płonęło, po czym okrył cienkim kocem. Uznając, że może zostawić ją samą, wyszedł z sypialni oraz domu, udając się do niej po jej rzeczy. Nie potrzebowała ich, mogła chodzić w jego, ale od teraz będzie mieszkać u niego, więc dobrze, żeby miała chociaż swoją bieliznę.

Wolf ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz