3/4
*Lana POV*Obudziłam się czując,że jest mi niedobrze. Brawo. Wyszłam z pokoju i udałam się do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz,żeby Justin nie mógł wejść. Pamiętam wszystko. Jak trzymał mi włosy,jak oglądaliśmy film. No wszystko. Teraz nie wyjdę z pokoju,bo wstyd. Ale i tak uciekne. Cieszę się,że nie będę musiała go oglądać więcej. No dobra po skonczonym żyganiu umyłam zęby i wyszłam z łazienki. Na korytarzu stał Justin. Kurwa.
-Cześć-powiedziałam. Muszę udawać,że mi zależy.-przepraszam za wczoraj
-Witaj kochanie,nic nie szkodzi -odpowiedział. Nie mów do mnie tak do kurwy. Mimo wszystko wymusiłam się na uśmiech.
-Idę do swojego pokoju. Nie jestem głodna,więc nic mi nie rób.-powiedziałam po czym wyminęłam go i weszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku. Wzięłam zeszyt i zaczęłam pisać
To już nie długo. Jeszcze parę dni. Wytrzymam to. Muszę. Ucieknę. Jak najdalej od niego,jak najdalej od wszystkich. Zawsze chciałam mieszkać w lesie. W drewnianym domku , małym ogródkiem. Cisza i spokój. Tylko tego potrzebuje. Muszę mi powiedzieć,że chce jechać do miasta. Ciekawe czy się zgodzi. Oby tak. Spakuje parę rzeczy w torbę. Pojedziemy,pójdę do toalety i uciekne. Musi się udać. Idę realizować mój plan.
Wstałam z łóżka i wzięłam czarny worek. Założę go na plecy. Spakowalam tam telefon,zeszyt i portfel. Tak miałam swoje pieniądze. Może nie jest tego dużo,ale na bilet czy coś starczy. Podeszlam do szafy i wzięłam bluzkę oraz komplet bielizny. Muszę dbać o higienę. Podeszłam do toaletki i wzięłam parę kosmetyków. Worek włożyłam pod łóżko i wyszłam z pokoju. Muszę go przekonać. Weszłam do salonu. Siedział na sofie.
-Ymm tatusiu?-powiedziałam niewinnie.
On odwrócił się i uśmiechnął.
-Tak?-zapytał.
-Bo.. ja chciałabym...no.. wyjść gdzieś z tobą.-powiedziałam cicho. Brzmi to nawet nieźle.
-Dobrze. Kino? Galeria?-pytał.
-Galeria. Dziękuję tatusiu!-krzyknęłam. Nie myślałam, że to takie łatwe będzie. Uśmiechnęłam się w duchu.-to teraz?
Kiwnal głową.
-To ja idę po worek tylko.-powiedziałam i pobiegłam na górę. Dziś. To już dzisiaj. Wszystko się skończy. Uciekne. Kurwa tak. Wzięłam worek i zeszlam na dół. Wyszliśmy z domu. Justin otworzył mi drzwi od samochodu. Jebany się znalazł dżentelmen. Chciałam mu powiedzieć co o nim myślę. Ale jeszcze nie teraz. Jechalismy w ciszy. Po 30 minutach byliśmy już pod galerią. Wysiedliśmy i weszliśmy do centrum. A niech kupi mi coś. Wykorzystam go. Oh Lano jesteś wredna. Weszliśmy do Sinsay i wybrałam sobie 3 bluzki,spodnie,i 2 bluzy. Potem H&M znowu para spodni,i 3 crop -topy. Dobra. Teraz czas realizować mój plan.
-Tatusiu,pójdziesz mi kupić coś do jedzenia?-zapytałam.-ja tu poczekam
-Dobrze,ale nie odchodz nigdzie-powiedział
-Oczywiście-odpowiedziałam z uśmiechem.
Kiedy się oddalił na wystarczającą odległość wzięłam torby oraz worek i zaczelam biec. Bieglam jak pojebana. Wiem gdzie jestem. Nie daleko jest lotnisko. Dzisiaj odlatuje samolot do Polski. Umiałam ten język,bo moja dalsza kuzynka jest z Polski. Obok galerii był przystanek autobusowy. Jest. Za 5 minut mam autobus prosto na lotnisko. Usiadłam na ławeczce i pochowalam tyle ubrań ile się dało w worek. Justin wróci A tu kurwa niespodzianka. Lany nie ma. Po chwili nadjechał mój autobus. Wsiadlam i zajelam wolne miejsce. Po ok 20 minutach byłam na lotnisku. Kupiłam bilet i udalam się do bramek. Wszystko było w porządku więc mogłam przejść dalej. Jednak ktoś wolał moje imię. To Justin. Pobiegłam do wejścia. Odwrocilam się zanim podałam bilet tej lasce i pomachałam do Justina. Po chwili byłam w samolocie. Usiadłam obok okna i myślałam nad tym co się stało. Dam sobie radę w Polsce. Ciekawe jak u Justinka. No tak! Mam telefon. Wyjęłam i zobaczyłam,że mam w chuj dużo wiadomości od Justina. To były typu "wróć do domu" a no teraz ja do niego napiszę.
Do SKURWIEL: (tak wiem zajebista nazwa)
Hahaha śmieszny jesteś. Nienawidzę Cię rozumiesz? Po tym co mi zrobiłeś mam Cię kochać? Śmieszny jesteś.I wysłałam. Byłam zmęczona więc zasnelam. Obudziły mnie głosy tego,ze jesteśmy już w Polsce. Wysiadlam z samolotu. Witaj Warszawo.
CZYTASZ
Yes Daddy|| Zakończone
Fanfiction-T-tatusiu to boli.. Puść proszę.-powiedziałam błagalnym głosem. -Zamknij się-warknął.