Rozdział 2: A ja chciałem tylko odpocząć

390 26 8
                                    

   Wstałem rano. Kolejny spokojny dzień. Zaparzyłem sobie herbaty i usiadłem przy laptopie. Po sprawdzeniu mediów i wypiciu herbaty przydałoby się wziąć prysznic. Zawinąłem zabandażowaną kostkę w folię spożywczą z nadzieją, że bandaż nie zamoknie. Wszedłem do łazienki, rozebrałem się z mojej piżamy kota i wszedłem pod prysznic. Lubie gorące prysznice z rana. Są takie relaksujące. W pewnym momencie usłyszałem coś dziwnego. Coś w rodzaju głębokiego oddychania. Zajrzałem za zasłony i ujrzałem dwumetrowego humanoidalnego tygrysa stojącego u mnie w łazience.
- K-kim, a raczej czym ty jesteś? - jestem tak przestraszony, że zapomniałem trzymać zasłonke.
- Czym? To jakieś kpiny człowieku. Jestem tygrysim bogiem ze statuetki, którą wczoraj przyniosłeś do domu. Mam nadzieje, że nie przytargałeś mnie aż tutaj z błahego powodu.
- Co? Tygrysim bogiem? Czyli masz na imię...
- NIE WYPOWIADAJ MOJEGO IMIENIA! Tylko bliskie mi osoby mogą mnie tak nazywać. Mów do mnie Tygrysi bogu.
- A więc, Tygrysi bogu co cię tu sprowadza?
- Ty się o to mnie pytasz? - Zdziwiony tygrys patrzy na mnie z niedowierzaniem.
- No tak, bo nwm co robisz w mojej łazience gdy jestem całkiem nagi.
- A no tak. Wy ludzie boicie się nagości. Jak chcesz moge wyjść do twojego pokoju i tam zaczekam byśmy porozmawiali chłystku.
- Dobrze, zaczekaj. I nie nazywaj mnie chłystkiem!
- Haha ludzie są śmieszni.

   Tygrys wyszedł z łazienki. Co on sobie myśli... szczerze to byłem wystraszony i zachwycony jednocześnie. On jest jak furry. I to w dodatku nawet mraśny... tylko szkoda, że taki gburowaty... ale dobra koniec zachwycania się. Nie może się dowiedzieć, że lubię takich jak on.

   Wychodze z łazienki w swojej piżamie kota i widze jak on siedzi na moim łóżku i coś czyta. O nie! To jedno z moich hentajów z furry... No i teraz pewnie będzie się ze mnie nabijał...
- Widzę, że lubisz zwierzoludzi. Ale te gazetki są obrzydliwe człowieku haha. Może chciałbyś tak na żywo?
- E-ehm... C-co? J-ja? Że t-teraz?
- Hahahah jesteś zabawny człowieku. Wiedziałem, że dasz się podpuścić. Nie wyobrażaj sobie zawiele. Nawet kijem przez szmate bym cię nie dotkną.
- Ale z ciebie dupek, wiesz?
- Wiem, ale jestem tylko taki dla ludzi, którzy marnują mój czas.
- Jak ja nawet nie wiem co tu robisz!
- No ja też nie wiem. To co odniesiesz moją statuetkę tam gdzie ją znalazłeś?
   I  w tym momencie się zawiesiłem. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Z jednej strony nie wiem co on tu robi i nie chce go tu, ale z drugiej jest kimś z kim zawsze chciałem pogadać...
- No to jak? - pyta zniecierpliwiony tygrys.
- A skąd jesteś jak moge zapytać?
- Pochodze z krainy bożków. Jesteśmy czymś w rodzaju znaków szczęścia dla ludzi, którzy nas potrzebują. Chwila, jak ty się nazywasz?
- Hirobumi Shibanuma, a co?
- O nie... to do ciebie mnie wysłali? Eh...
- Ale jak to wysłali? Coś ze mną nie tak?
- Nie wiem spójrz w lustro może, haha. - powiedział rozweselony tygrys
- Ha ha, bardzo śmieszne. Nie no, nie było. A więc jeśli cię do mnie przysłali to dlaczego jesteś w statuetce i jak znalazłeś się wtedy w parku?
- Eh... jak zwykle te same pytania... Jestem w statuetce, ponieważ jest to mój symbol i równocześnie dom. A znalazłem się w parku tak, że centrala stara się dobrać miejsce tak byś napewno mnie zobaczył.
- Rozumiem... ale nie musieli być tak brutalni! Rozwaliłeś mi kostkę! Eh... a jak długo zostajesz?
- Do końca twojego marnego i bezwartościowego życia. Jestem aktualnie twoim strażnikiem. Będę musiał cię wspierać i bronić przed wyborami losu. Tylko ty możesz mnie zobaczyć i dotknąć więc reszta nie wie, że w ogóle istnieje.
- CO?! A-ale jak to? Jak taki oschły koleś jak ty ma mnie wspierać?
- No z takim podejściem napewno mi się nie będzie chciało mały.
- M-mały?! - i w tym momencie pale takie buraka, że nic nie moge ze siebie wyksztusić.
- Oh mój... ty znowu se wyobrażasz jakieś chore rzeczy prawda?
- N-nie...
- Dlaczego trafił mi się jakiś zboczeniec? - patrzy na mnie z roześmianą twarzą, a moźe raczej pyskiem?
- N-nie jestem zboczeńcem! Poprostu mnie prowokujesz...
- Jasne... dobra człowieku, chodźmy do lasu, bo mi się nudzi.
- A c-co chcesz robić w t-tym lesie? - czemu znowu musze być czerwony...
- SPACEROWAĆ! To będą długie lata...
- No dobrze pójdziemy do lasu tylko daj mi się ubrać.
   I zacząłem się szykować. Ubrałem się wmiare normalnie. Jakieś dżinsy, skarpetki czarne, podkoszulek i czarna długa bluza z uszkami. Lubię ją nosić, jest moją ulubioną. Spakowałem sobie do plecaka wodę, portfel, słuchawki i jakieś słodycze na droge.
- Dobra, jestem gotowy. Tygrysie?
- Tak?
- Co robisz? Czemu grzebałeś w moim biurku?
- Bo zaciekawiło mnie to co tu masz. Co to jest?
- To jest książka. Bardzo lubie je czytać. Będziesz chciał poczytać?
- Nie powiem by mi na tym zależało ale się zastanowie.
- Ok? To co idziemy?
- No to chodźmy.
   Poszliśmy na pociąg by potem z niego pójść do lasu. Gdy wysiedliśmy pod lasem poczułem się dziwnie. To samo uczucie jakie miałem w księgarni. Ale teraz mam tygrysiego bożka więc nie mam prawa się bać. Chyba, że stwierdzi iż nie jestem godzien jego obrony... a patrząc na niego mógłby być do tego zdolny... Weszliśmy do lasu i zaczęliśmy iść główną ścieżką. Dziwnie czułem się przy boku dwu metrowego tygrysa... ale za to jak bezpiecznie! Ogólnie nie lubię wychodzić z domu... zawsze wolałem się zamykać na weekendy. Ale jak tak patrze na ten las, dopiero teraz widzę, że jest naprawdę piękny. Gęste zielone drzewa, ćwierkanie ptaków i piękne kwiaty. Te delikatne promienie słońca przebijające się przez liście i wiaterek, który bardzo ostrożnie muska moją skórę. Jest to dosyć odprężające. Idziemy już jakoś tak z pół godziny w kompletnej ciszy. Trochę zaczynam się z tym czuć niezręcznie. Może do niego coś zagadam? Ale o co mogę spytać? O czym moglibyśmy rozmawiać?
- Ekhem... człowieku... mogę spytać co spakowałeś tam do tego plecaka? - zapytał tygrys zdeczka nie wyraźnie
- No telefon, portfel, słuchawki i słodycze.
- Słodycze?! - rzucił się w moim kierunku z oczami jak wielkimi jak gwiazdy trzymając mnie za ramiona. W sumie wygląda dosyć kawaii...
- T-tak... a co chcesz?
- Eeee... czy chce? Ekhem... przepraszam za moją reakcje, ale z lekkiej ciekawości mogę zapytać jakie słodycze?
- Nie dokońca wiem jakie, bo dostałem je od mamy jakoś z rok temu... to chcesz spróbować?
- Mogę się poczęstować jak bardzo nalegasz.
- Ok? To proszę weź sobie jedną.
   Tygrys wyciąga jedną różową kuleczke i wkłada ją sobie do pyszczka. Bardzo staranne rozkoszuje się przysmakiem z zamkniętymi oczami i, z uśmiechniętym pyskiem.
- Czyli lubisz słodycze tak? Jak chcesz to po drodze możemy trochę kupić. Mam jeszcze jakieś drobne w kieszeni...
- Nie wiem czy będę chciał. - tygrys powiedział to lekko wachając się.
- A jak kupie i cię poczęstuje? Tak lepiej?
- Myślę, że tak może być człowieku. Wiesz nie to żebym od ciebie wyciągał pieniądze czy coś, ale odmówić nie wypada.
- Jasne... no to cofamy się?
- Też to widziałeś? - tygrys mnie zapytał z bardzo poważną twarzą.
- Yyyy, ale co?
- Tam!
   Rzeczywiście. Coś tam było. Wysokie, chude i zakapturzone... nie wiem co zrobić. Czuje lekki paraliż w nogach... to ten sam typ co wczoraj? Nie wiem, ale chyba tak...
- T-tygrysie co robimy?
- Wskakuj mi na plecy.
- Co?! Ale jak inni ludzie to zobaczą? Przecież oni cię nie widzą!
- Dla nich będziesz poprostu bardzo szybko biegł. No już wskakuj nie ma czasu.
- Hai!
   Wskoczyłem na mocno umięśnione plecy tygrysa. Były takie milutkie, ciepłe i mięciutkie... nie wiedziałem co robić więc się poprostu przytuliłem i objołem szyje tygrysa.
- Lepiej trzymaj się mocno!
- Hai!
   I zaczęliśmy biec. Nie wiedziałem, że on tak szybko potrafi się poruszać! Niczego nie widzę i jedyne co słyszę to sapanie wielkiego zwierzęcia. Wybiegamy obok wejścia do lasu. Tygrys jest cały zdyszany. Zeskakuje z niego, otwieram plecak i daje mu butelkę z wodą.
- Dzięki człowieku. Jednak się do czegoś przydałeś. Znasz tego typa?
- Nie... od wczoraj mam poczucie jakby ktoś mnie śledził, ale nie wiedziałem, że on przyjdzie aż tutaj.
- Dobra, ważne, że udało nam się wmiare uciec. Teraz chodźmy po moje słodycze! - powiedział tygrys uśmiechając się i dalej dysząc.
- Ok...
   Po drodze kupiliśmy słodycze i smażonego kurczaka na obiad. Jest godzina 14:00. Nie wiedziałem, że tak długo szliśmy... ale cóż jesteśmy już w domu to najważniejsze. Rozebrałem się i znów ubrałem moją piżame. Rozdzieliłem obiad na naszą dwójke i zaczeliśmy jeść. Podczas gryzienia spojrzałem na tygrysa, który bardzo bacznie obserwował w jaki sposób go jem i cały czas obwąchiwał swojego kurczaka.
- Tygrysi bogu... takie pytanko. Czy ty umiesz to zjeść?
- Yyyy... no nie bardzo.
- Daj pokaże ci... bierzesz kurczaka do ust i obgryzasz go z całego mięska jakie jest. Jakby co nie wystrasz się jak się oparzysz, bo jest gorący. Bo obgryzieniu mięsa odłóż kość na bok. I tyle. O to cała filozofia.
- Aha, rozumiem...
   Tygrys bardzo powoli bierze gryza kurczaka. Po wzięciu pierwszego kęsu jest wielce ździwiony, ale też i uśmiechnięty. Chyba mu smakuje. Haha kto by pomyślał, że bożkowi spodoba się nasze zwykłe ludzkie jedzenie. Tygrys co raz szybciej i chętniej je kurczaka. Gdy przeżuwa ostatni kęs siedzi strasznie zadowolony.
- I jak? Dobre?
- Niesamowite! Dlaczego ludzkie jedzenie jest takie pyszne?!
- Nie wiem tygrysie, haha. Poprostu takie jest.
- Czemu cały się ślizgam?
- Ponieważ jesteś tłusty od oleju. Idź umyć ręce.
- No dobrze.
   Gdy tygrys poszedł myć łapy, ja kończyłem kurczaka. Gdy skończyłem bożek dalej nie wyszedł z łazienki. Wiec poszedłem sprawdzić co tam robi.
- Bożku? Co robisz?
- Yyy... nic.
- Co się dzieje? Powiedz mi nie wstydź się.
- No, bo ja nie umiem umyć łap...
- Nie?
- No przecież mówię, że nie! Głuchy jesteś?

- Haha no już spokojnie. Chodź pomogę ci.

   Gdy tygrys przypatrywał się moim dłonią z wielką uwagą. Wyglądał jak kociak, który dopiero poznaje świat. Dosyć urocze.
- Widzisz? To nie takie trudne. Sam spróbuj.
- No dobrze.
   Tygrys leje na łapy trochę mydła i powoli je wetrzeć w futerko i opuszki. Bardzo się do tego przykłada i się skupia. Nie wiem czy mam mu pomóc, ale poczekam, żeby zobaczyć jak sobie z tym poradzi. Tygrys powoli zaczyna robić to co raz pewniej i szybciej. Idzie mu już dosyć gładko. 
- Widzę, że kotek szybko się uczy.
- Czy ty właśnie mnie nazwałeś kotkiem?! - patrzy na mnie wkurzony
- Dobrze, przepraszam już nie będę.
- Mam taką nadzieje.
   Gdy już skończyliśmy się myć to postanowiłem się pouczyć. Tygrys usiadł obok mnie i zaczął czytać jedną z książek znalezioną w biurku. Pochłaniał tak szybko te książki, że byłem w szoku. Gdy skończyłem się uczyć był już późny wieczór.
- Tygrysie... jak tam ci idzie czytanie?
- Co? A bardzo dobrze.
- Wiesz, że jest 22:00, prawda? Idziemy spać?
- Już, daj mi chwilkę tylko skończę.
- No ok.

   Spojrzałem na zaczytanego Tygrysa. Tuż obok niego znajdowało się 14 książek. Kiedy on to przeczytał?! Jeśli tak dalej pójdzie to będę musiał swoje oszczędności przeznaczyć na biblioteczkę...
- Dobra człowieku, skończyłem.
- Idziemy już spać?
- Tak.
  Widzę jak Tygrys wstaje z łóżka i idzie w stronę posążku.
- Tygrysie... może chciałbyś dziś spać ze mną?
- Nie kpij ze mnie człowieku. Dobranoc.
- Dobranoc...
   Tygrys zniknął. Przeżyłem dosyć fascynujący dzień z moim furaśnym przyjacielem. Ciekawe ile on u mnie zostanie.

Futro to odznaka facetaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz