2

37 2 0
                                    

Rozdział 2

Skandinavia dawno temu, organizacja zwana "Myśliciele"

W krainie spowitej praktycznie ciągłą zimą, na jednym ze skalistych wzniesień rozciągnięto długi namiot. Wbito dodatkowo kilka, drewnianych przymocowań, aby konstrukcja lepiej się trzymała.

Król wraz ze swoją eskortą przybył pierwszy. Ubrany w długą szatę oraz we futrzaną narzutę nadal się trząsł. Natychmiast rozkazał służbie, aby zaczęła przygotowywać pomieszczenie do spotkania. Na środku ustawili stół przyozdobiony białym materiałem ze złotymi zdobieniami. Rozłożono dookoła niego drewniane stołeczki. Zaś na zewnątrz rozpalili ognisko, aby zagrzać wodę, żeby jak goście przybędą, mogli się napić. Nie było warunków do tego, aby zorganizować coś więcej. Zresztą czas naglił.

Przybysze do tego miejsca docierali z różnych stron. W tym szczególnym dniu, raz do roku rozmawiali o najważniejszych sprawach ludu i ich potrzeb. Między innym takie spotkania miały także na celu połączenie licznych wiosek oraz utwierdzić sojusze. Szczególnym problemem okazał się system szlaków, a o jego rozwinięcie liczyli ci, którzy czasami przez okres zimowy byli odcinani od świata. Niestety, oprócz tego że drogi były pokryte lodem, a wiele z nich było zasypywane przez ciągłe lawiny. Grubymi warstwy śnieżne były bardzo niebezpieczne. Dotąd nikt nie wynalazł maszyny, która by temu zaradziła. Stąd kilka z wiosek nie mogły się komunikować, kiedy trwał okres zimy.

Stary król o rudawym zaroście chciał w jakimś stopniu pomóc krajowi. Obawiał się jednak, że zbyt długo nie pociągnie, jego okres trwania wkrótce miał dobiec końca. Kiedy wszyscy się już zebrali, przemówił:

– Jam pierwszy król Skandinavii i, pan Lodu i Zimnych Lasów. Witam wielmożnych panów. – Zgromadzeni pozdrowili władcę, przy tym kłaniając się nisko. Zaś król kontynuował przywitanie. – Cieszy mnie wasza obecność i z serca dziękuję, że pomimo takiej pogody, udało się wam bezpiecznie dotrzeć. Nie widzę tylko rodu z Willes...

– Panie... – Poddany nie dokończył, bo władca machnął ręką.

– Tak, zima daje o sobie znak, że niektórych musiało zatrzymać. – Po czym kontynuował. – Jak dobrze wiecie, czasy nam nie sprzyjają. – Rozprostował zmarznięte dłonie, dodając – Bowiem dane nam jest żyć w coraz to mroczniejszym świecie.

Śnieg za namiotem dawał o sobie znać, ponieważ co chwilę ktoś wychodził z namiotu, aby pozbyć się kolejnych, nowo to powstałych warstw na materiale. Do tego dołączył, jak na nieszczęście silny wiatr. Wichura wzmagała się, więc spotkanie nie miało trwać długo.

Król skończył krótką przemowę, na twarzach przybyszów można było dostrzec odprężenie. Wszyscy w jakimś stopniu byli zmęczeni podróżą, ale doskonale wiedzieli, w jakim się znaleźli tu celu. Później każdy pokiwał po sobie głową, po cichu się witając z bliskimi. Od razu przeszli do rozmów.

– W tym roku zima coś długo nie chce nas opuścić – odrzekł mężczyzna o koziej bródce. Podrapał się po niej i przez chwilę zamilknął. Tego rodzaju spotkania zazwyczaj rozpoczynały się od podobnych słów. – Musimy jak najszybciej udoskonalić system dojazdów do każdej wioski. Jeśli bowiem tak się nie stanie, niektóre osady za nie pomoc z sytuacji kryzysowej, mogą stać się niebezpieczne dla władcy. Bierzmy to pod rozwagę. Dlatego...

– To już wiemy Arminie – powiedział ktoś z tyłu. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. Stał tam trzydziestoletni facet, o czarnych jak smoła włosach, a jego oczy pozostały nadal w mroku. Ubrany był w gruby, sięgający do łydek płaszcz. Teraz ściągnął go i rzucił na stołek. Każdy zdawał sobie sprawę, że te wielkie osobliwości za bardzo za sobą nie przepadały. Różniły ich poglądy oraz charaktery w takim stopniu, że czasem spotkania przez właśnie te dwie osoby były przerywane.

Skaliste CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz