Tyki, ciąg dalszy
Przebudziłem się z pierwszymi promieniem słońca przebijających się przez firanki do mojego pokoju. Ziewnąłem. Nagle przypomniałem sobie rozmowę rodziców. Z początku myślałem, że jak to zwykle bywało, coś mi się przyśniło. Jednak potem zacząłem wszystko krok po kroku sobie przypominać.
Po pierwsze. Mama należała do grupy Poszukiwaczy. Po drugie. Posiadała moce, prawdopodobnie miałem je i ja. Ale kiedy miały się we mnie przebudzić, tego nie wiedziałem. Po trzecie. Wszyscy byliśmy w niebezpieczeństwie. Ten sen nagle stawał się coraz bardziej realny. Przecież król poszukiwał następcę. Czyżbym to ja nim miał zostać? Mama sama potwierdziła, że była przodkiem rodziny królewskiej. – O kurczę. – Wyciągnąłem misia i chciałem, aby mi to wyjaśnił, ale wciąż milczał. W pierwszej chwili chciałem pobiec do mamy i wyjaśnić jej swoje obawy oraz to jakie miewałem sny. Ale gdy tylko się uspokoiłem, wziąwszy kilka głębszych oddechów, klepnąłem się w głowę. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że musiałbym wyjaśnić, jak wczoraj podsłuchałem ich rozmowę. Mama połapała by fakty i kto wie, czy jeśli sen okazałby się prawdą, nie chciałaby się mnie pozbyć. W końcu nowy władca zagrażałby na nowo Poszukiwaczom. Przełknąłem ślinę i modliłem się w duchu, aby takiego wariantu nikt nie brał pod uwagę.
Tego dnia byłem mało rozmowny. Nie mogłem uwierzyć, że rodzice mnie okłamywali. Zawsze dawali mi do zrozumienia, że zaufanie to podstawa. A tu proszę, niby kto kogo okłamywał. Czułem się zdradzony, ale myśli tego typu zachowałem dla siebie. Musiałem jednak zdobyć jakieś dowody, nie tyle, co dziwne sny. To było za mało.
– Kochanie, musimy się wyprowadzić... – Milczałem, rodzice uznali to za mój mały protest. Ale ja już to słyszałem w nocy. Nie wiedziałem, skąd ta moja dojrzałość, czy też dziecinność, ale byłem przygotowany na wszystko, nawet na przeprowadzkę. W prawdzie nie chciałem nigdzie się wybierać. To nie była bajka o szczęśliwym zakończaniu. Byłem zwyczajnym chłopcem, który jeszcze nie dawno odprawiał swoje urodziny. Nawet polubiłem to miejsce. Te nadmorskie fale oraz razem z tatą pracę w stoczni. Chociaż często mnie stamtąd przeganiano, mówiąc, że to nie miejsce dla dziecka. Ale i tak poniekąd odnalazłem się tu. Teraz czekał kolejny wyjazd. Dla dobra mojego, nie... naszego! Musiałem to zaakceptować.
Dopiero wieczorem podskoczyłem jak oparzony, kiedy miś do mnie przemówił. Tym razem zachowywał się dziwnie. Cały czas coś nam przerywało. Nagle z brzucha misia wydostawały się cienie. Otworzyłem szeroko oczy i jak oparzony rzuciłem misia na dywan. Bardzo się wystraszyłem.
– Jesteśmy Skalistymi Cieniami – przemówiło. – Pora dziecko wracać do prawdziwego świata, do twojego domu.
– Co ty wygadujesz. Tu jest moje miejsce. Nigdzie się nie wybieram – krzyknąłem, patrząc jak oczy misia dziwnie się poruszają.
W pokoju nagle zrobiło się fioletowo. Jakaś dziura powstawała w dywanie. Utworzyła się i zaczęła mnie przyciągać. Światła w domu zgasły. Było coraz zimniej. Zrobiłem krok do przodu. Wyciągnąłem rękę i skierowałem ją w stronę tworzącego się portalu. Chciałem się upewnić, że to, co widziałem istniało naprawdę. Już prawie ją musnąłem opuszkami palców, ale ojciec w ostatniej chwili chwycił mnie.
– Sss... skaliste Cienie wzywają cię. Przybądź – szeptały dalej.
Jak zaczarowany, pragnąłem wejść do portalu.
– Tato, pójść mnie. – Ciało drżało, pod wpływem przepływającej przez nią energii.
– Synku, nie możesz. Zamknij oczy natychmiast. – Nie chciałem. Widziałem przed sobą osoby, które wyciągały tak samo jak ja ręce, pragnąc wciągnąć do środka. Zacząłem krzyczeć. Naprawdę chciałem, aby tata mnie puścił. Ale on nie dawał za wygraną i mocno trzymał.
CZYTASZ
Skaliste Cienie
FantasyWszystko sprowadza się do jednego, aby pokonać zło. Jednak aby tak się stało, główny bohater Tyki będzie musiał zmierzyć się z ciągłymi przeszkodami. Nie będzie czasu na podejmowanie trafnych decyzji, bowiem przeznaczenie już dawno wyznaczyło swój...