6

13 2 0
                                    

Ziemia, Tyki mający siedem lat

Nazywałem się Tyki. Właściwie był to mój pseudonim. Tak naprawdę miałem na imię Tomasz, Tomek, Tomciek i jeszcze z dziesięć innych zdrobnień, których używali moi rodzice. Ale za tymi nazwami, jak można się domyślić, nie przepadałem. Z czasem nazwa Tyki przyjęła się do tego stopnia, że wszyscy zaczęli tak do mnie mówić. Z początku rodzina i znajomi musieli się przyzwyczaić, a chwilowe protesty się opłaciły. Takie też imię posiadał mój najlepszy przyjaciel. Był nim pluszowy miś, którego dostałem od pewnego, magicznego pana. A wydarzyło się to parę dni temu, kiedy obchodziłem swoje siódme urodziny.

Tamtego dnia, mama postanowiła pójść ze mną na spacer. Chciała, abyśmy razem przewietrzyli się na świeżym powietrzu. Nie miałem nic przeciwko temu. Nawet bardzo się ucieszyłem. Tata wtedy był w pracy, ale miał w tym dniu przyjechać do domu wcześniej. Było ciepło, od czasu do czasu powiewał lekki wiatr. Moje kasztanowe włosy z każdym mocniejszym podmuchem zakrywały twarz. Bardzo stało się to uciążliwe i denerwowało, dlatego szybkim ruchem, co chwilę musiałem kosmyki włosów zakładać za uszy.

– Chyba fryzjer nas czeka – odezwała się mama. Zrobiłem smutną minę, ponieważ za nic w świecie nie chciałem iść obcinać włosy. Ostatnim razem bardzo się stresowałem, pomimo zapewnień kobiety w czarnym fartuszku, że to nic strasznego. Odgłos maszynki do golenia tak mną wstrząsnął, że od razu wyrwałem się z uścisków mamy i wybiegłem na ulicę, gdzie skuliłem się zaraz za krzakiem i czekałem aż mama na mnie nakrzyczy. Nic takiego się nie stało, aczkolwiek nie była pocieszona faktem, że będę chodzić w za długich włosach.

– Oj, żartowałam dziubku. – Uśmiechnęła się i dodała: – Dziś żadnych fryzjerów.

Odprężyłem się, ale nie do końca, bo nigdy tam w stu procentach nie można było dowierzać kobiecie. Przynajmniej tego ostatnio dowiedziałem się od taty, który powiedział coś w stylu:

– Kobiety to ciężki orzech do zgryzienia, zmieniają zdanie co pół minuty, jeśli nie częściej. Zapamiętaj, mały.

Pokiwałem głową, przyjmując ojca słowa do świadomości i raczyć o nich pamiętaj przy każdej możliwej okazji, jeśli tego wymagała.

Zrobiliśmy sobie przerwę. Usiadłem na ławce w parku. Mama trochę się oddaliła, ale nie na tyle daleko, by nie mogła mieć mnie na oku. Poszła nam kupić coś dobrego do zjedzenia. Rozglądałem się dookoła. W parku był bardzo dużo ruch. Ludzie, którzy tak samo, jak mama i ja, postanowili wykorzystać wspaniałą pogodę i pospacerować po miejskich alejkach. Po chwili, znikąd pojawiła się przede mną osoba. Miała na sobie kaptur. Zaczynałem się bać, nerwowo wzrok kierowałem w stronę mamy, która czekała jeszcze w kolejce. Ale kiedy go ściągnął, szczerze uśmiechnął się starszy pan. Myślałem, że zaraz powie coś w stylu: cukierek albo psikus... Wyciągnął z pod długiej szaty zapakowany w złoty papier malutkie pudełeczko.

– Na moje urodziny? – Podskoczyłem z radości. Już zapomniałem, że przed chwilką się bałem. Pokiwał głową na znak, że tak. Zastanawiałem się, skąd wiedział, kiedy się urodziłem. Nie znałem tego pana. Z drugiej strony bardzo chciałem zobaczyć, co było w pudełeczku. Ciekawość wzięła w górę. Stąd bez żadnych wyrzutów i podejrzliwości, wziąłem prezent do rąk i szybko go rozpakowałem. Mama w tym czasie do mnie pomachała. Odmachałem jej, troszkę zdziwiony, że nie zauważyła stojącego przede mną mężczyzny. Zazwyczaj by wołała:

– Odsuń się Tomasz. Nie przeszkadzaj panu. Chodź do mamy...

Żadnych podobnych zdań nie zostały wypowiedziane. Zmarszczyłem czoło, ale po chwili skupiłem się na pudełku. – Jaki śliczny misiek – powiedziałem. – Taki kolorowy, niczym tęcza. Naprawdę jest dla mnie? – Znowu tylko pokiwał do przodu głową. – Super. – Na koniec mężczyzna widząc, że chciałem polecieć do mamy i pokazać jej co dostałem, przyłożył palec do ust, nakazując tym samym, abym był cicho. Wtedy zorientowałem się, o co mu chodziło. Podziękowałem tak, aby mama nic nie usłyszała, chociaż była daleko. – Dziękuję. – Pochylił się i spojrzał tymi ciemnymi jak noc oczami. Mrugnął. Wydawało mi się, że jego przenikliwy wzrok lustrował mnie od góry do dołu. Przez chwilę nawet pomyślałem, że było to dziwne. Ale potem wyszczerzyłem do niego swoje krzywe ząbki. Wyciągnął w moją stronę mały paluszek. Zanim rozpłynął się w powietrzu, kazał przysiąść, że nikomu o tym zdarzeniu nie powiem, a także o podarowanym przez niego prezencie. – Obiecuję. – I już go nie widziałem.

– Kochanie? – Wciąż wzrokiem szukałem mężczyzny, który stał tu parę sekund temu. Ale jego nigdzie nie było. – Hallo? Tu Ziemia. – W końcu spojrzałem na mamę, która właśnie trzymała w prawej dłoni czekoladowe lody.

– Proszę, twój ulubiony. – Szybko zorientowałem się, że jeszcze trzymałem misia w dłoni, więc czym prędzej schowałem go do kieszeni. Wyciągałem dłonie po mój deser. – Zaraz. A co się mówi? Dzię... – nie dokończyła, bo czekała, aż to ja dokończę.

– ...kuję. – Przewróciłem oczami.

– Proszę bardzo. – Chwyciła mnie za rękę i wróciliśmy do domu, gdzie czekał już urodzinowy tort i spora ilość prezentów. Przez całą trasę do domu byłem nieobecny myślami. Ostatecznie stwierdziłem, że tego dnia spotkałem kogoś niezwykłego. Przyjąłem i to z dużym prawdopodobieństwem, że właśnie poznałem pierwszego w życiu magika. Książki nigdy nie kłamały.



Skaliste CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz