12

5 2 0
                                    

Anna, ciąg dalszy

– Mamo, czujesz? – Pojawiające się opary śmierdziały. Zakryłam nos koszulą. W piwnicy zaczął pojawiać się dym. Było coraz ciemniej. Zaczęłyśmy się dusić.

– Idziemy – zarządziła kobieta.

Na szczęście chwilowe wybuchy osłabły, więc wyszłyśmy ze schronu. Tego dnia po raz pierwszy nie widziałam nieba. Ciemność pokryła górę, szczyty drzew i gór, które teraz stały się niewidoczne. Za to naszym oczom ukazała się ogromna przestrzeń, w której powalone domy zrównały się z ziemią. Widoczny był rozprzestrzeniający się ogień, który palił wszystko wokół. Obok znajdowały się ruiny domów naszych przyjaciół. Dobrze wiedziałam, co pod drewnem się kryło. Widok zwęglonych ciał przerażał. Od razu chwyciłam za dłoń mamy. Gdzieś w oddali domagały się głosy o pomoc. Cały czas dochodziły krzyki i jęczenia a także płacz dzieci. W szoku otworzyłam szeroko usta. Zaraz przyłożyłam do nich dłoń, gdyż zaczęłam się dusić. Nie było już nic, co mogłabym nazwać domem. Zniszczyli całą naszą wioskę. Czułam, jak mam cała drgała. Był jeszcze promyk nadziei, ponieważ miałam jeszcze nią.

Nagle pojawili się znikąd. Obie byłyśmy pewne, że nasz wróg odjechał, przy tym zostawiając resztę na pastwę losu. Ale nie, oni chcieli nas wybić, co do jednego. Najwidoczniej czekali na ten moment, aż każdy wyjdzie ze skrytek. Zapędzili nas w pułapkę i zaczaili się jakby na zwierzynę. Chcieli, abyśmy myśleli, że odjechali.

– Wredne szuje. – Mama zrobiła się cała czerwona.

Nie mogłam ich zliczyć, ponieważ co chwilę się przemieszczali. Szybko skryłyśmy się za najbliższym murem. – Mamo, boję się.

– Ja też córko. Teraz słuchaj mnie uważnie. – Spojrzałam, jak wyciąga coś z czarnego woreczka. – Daję ci złoty klucz.

– Jak, gdzie? – plątałam się w słowach. Ostatecznie wydusiłam. – Skąd go masz? – Zdziwiłam się, rzadko komu udawało się znaleźć klucz. A co dopiero taki okazały, przecież cały pokryty był złotem. Zignorowała pytanie i ciągnęła dalej.

– Musisz przedostać się do lasu.

– A ty? Nie zostawię cię samą. mamo, nie mogę...

– Cii, córeńko. Musisz być dzielna, jak obiecałaś, dobrze?

– Ale... – Zignorowała jęczenie i mówiła dalej.

– Staraj się biec tak, aby nikt cię nie zobaczył. Pamiętasz, zasady polowania? – Kiwnęłam głową. Zasada była prosta: "Kto kogo szybciej zobaczy, ten przetrwa". Mama otarła łzy, które cały czas pojawiały się na policzkach. Wiedziałam, co chciała zrobić, ale milczałam. Nie mogłam wydusić żadnego słowa. – Potem odszukasz skały. Wiesz, co mam na myśli.

Oczywiście, że wiedziałam. Tylko, że po co miałam się tam znaleźć, tego nie mogłam zrozumieć. Przecież Skaliste Murki już dawno nie były czynne. Odkąd Myśliciele wyginęli, jakaś złowroga siła taiła zapiski na skałach. Posłusznie dalej jej słuchałam.

– Klucz, kochana. Klucz – powtórzyła i wskazała na niego. – Nie rozumiałam, co chciała mi przez to powiedzieć. Po cholerę miałam się teraz uczyć? Przecież zaraz miałyśmy zginąć. – Znajdziesz ten mur po czerwonej kresce. Zaznaczyłam ją wiele lat wcześniej, aby móc do niej wrócić, gdybym tylko miała klucz. Tam nie zwykłej nauki. Jest spisana czarna magia przez Myślicieli, ale wierzę, że dzięki temu kluczowi ją otworzysz. Gdy tylko ci się uda, powiesz – Jestem Poszukiwaczem, otwórzcie Skaliste Cienie dla mnie wrota.

– Masz na myśli portal? – wydusiłam.

– Kochanie, nie mam czasu ci tłumaczyć. Musisz mi zaufać. Będziesz bezpieczna, tylko musisz się tam dostać. Zrozumiałaś? – powtarzała to słowo, upewniając się, czy zdawałam sobie z powagi sytuacji. Ale tak naprawdę nic do mnie nie docierało. Widziałam w oczach tylko śmierć. Zbliżała się. To była tylko kwestia czasu. – Zanim policzę do trzech, muszę ci coś wyjawić. – Zrobiła zatroskaną minę. W końcu wydusiła z siebie: – Nie jestem twoją prawdziwą matką. Pochodzisz z rodu Skandinavii, podrzucono nam ciebie, jak miałaś z roczek. Pamiętaj, z czym się wiąże ta wiedza. Musisz być ostrożna na każdym kroku – szepnęła. – A teraz zaczynam liczyć i masz biec jak najszybciej.

– Ale...

– Cii... Kochanie, kocham cię. Raz. – Wyprostowałam się i pochyliłam do przodu. – Dwa. – Napięłam mięśnie i zacisnęłam obie dłonie. Na twarzy pojawiały się kolejne łzy.

– Zawsze będziesz moją mamą – wyszeptałam.

– Trzy. – Wystartowałam prawie jak zawodniczka startująca w zawodach. Nie odwracałam się, ponieważ wiedziałam, co teraz robiła dla mnie mama. Przykuwała uwagę wroga na siebie.

Pomimo tego, plan zawiódł. Ktoś wypatrzył mnie z dali.

– Tam, tam ktoś ucieka – krzyknął człowiek w masce. Ale nie bałam się. Zaufałam kobiecie, która teraz toczyła walkę.

– Po moim trupie. Nie pozwolę zrobić jej krzywdy – zawarczała kobieta. W jej oczach zapaliły się iskierki ognia. Utworzyła za pomocą magi kulę ognia i wskazującym palcem wycelowała w mężczyznę. Ten zrzucony z konia zaczął płonąc. Wrzeszczał i wił się. Wszyscy cofnęli się o krok.

– Zostawcie dziewczynę. Znaleźliśmy to, czego szukaliśmy – krzyknął kolejny, prawdopodobnie dowódca.

– Dowódco, uciekająca też może być...

Odchrząknął i głośno powiedział:

– Dobrze, gdy ją pokonamy, ruszymy za dziewczyną.

– O nie – pomyślałam. Zatrzymałam się dopiero przy pierwszym drzewie. Wzrokiem szukałam mamy. – To o nas chodziło. Szukali Poszukiwaczy. – Chciałam pomóc mamie, za wszelką cenę. Z drugiej strony nie mogłam pozwolić, aby jej poświęcenie poszło na marne. W dodatku dowiedzieliby się, że także posiadałam moc. W prawdzie dopiero uczyłam się panować nad mocami, więc wiele bym nie zdziałała. Magia osłabiała ciało, które nie było w pełni wyszkolone. Pewnie nie pokonałabym ich i ostatecznie zabraliby mnie ze sobą, albo wcześniej zabili.

Wzięłam głęboki oddech i wbiegłam w las, pozostawiając za sobą cząstkę siebie. Teraz straciłam wszystko. Rodzinę, dom i przyszłość. Nie wiedziałam, kim byłam. Zatracałam się coraz bardziej. – Mamo, przepraszam. – Znikłam z kolejnym, ciemnym dymem. 

Skaliste CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz