5

8 2 0
                                    

Skandinavia, plany Ederosa

Nad zamkiem unosiły się ciemne chmury. Gęsta mgła zakrywała najwyższe wieże. Zagrzmiało. Aura nie sprzyjała dobremu humorowi, przygnębiała i drażniła swoją intensywnością. W sali tronowej pojawił się zły myśliciel, Ederos. Przyodział się w dostojną szatę, której rękawy zostały ozdobione srebrnymi nitkami. Król z początku myślał, że miał przed sobą złudzenie, ale po chwili oprzytomniał. Pokręcił głową, zakaszlał i wypowiedział:

– Czego chcesz?

– Władcy nie przystoi tak witać gości. Czyż nieprawdaż? – Podszedł na tyle blisko i się ukłonił. Następnie dumnie się wyprostował. Chciał tym samym pokazać, kto tu miał jeszcze odrobinę manier, nawet jeśli były w takiej sytuacji zbędne. Dobrze przecież wiedział, kto był prawdziwym panem tego zamku. Bawiła go ta cała ceremonia, stąd postanowił jeszcze bardziej drażnić sumienie władcy. – Niech widzi, że jego lud już nigdy się przed nim nie ukłoni. – Pomyślał.

– Nie masz prawa mnie pouczać, ty... – nie dopowiedział, bo przybysz szybko znalazł się przy nim. Chwycił go za szyję i zaczął mocniej zaciskać swoją dłoń. – Głupcze, myślisz, że coś mi zrobisz? – I dodał: – Że mnie zabijesz? Popatrz, kogo stworzyłeś – zacharczał król. W tym momencie jego kąciki ust się uniosły.

– Niemniej każdy zadany ból jest prawdziwy – zachichotał, na co król poczerwieniał. Po chwili Ederos bardzo powoli się odsunął i kontynuował. – Mam do ciebie nieodwracalną propozycję.

– Hah – parsknął. – Co to za propozycja, w której już wszystko ustalono? – zadrżał ze złości. Chwycił się za szyję i mocno ją przecierał, chcąc złagodzić wcześniejszy ból.

– Otóż prawowity następca tronu wpierw musi zostać odszukany.

– Nadaremno twe wysiłki – prychnął. – Dobrze znasz historię. Chyba nie muszę ci ją przypominać. A zresztą. – Machnął lekceważąco ręką. – Nie zaszkodzi przypomnieć – szepnął do siebie, po czym wziął głęboki wdech i zaczął wypowiadać głośno pierwsze słowa. – Ród Lodu i Zimnych Lasów dawno wyginął na wojnie, a przynajmniej wszyscy tak myśleli... Jednakże pozostawiając władcę od rychłej śmierci, osłabionego i ledwo żywego, myśleli, że ten biedak nic już nie zdziała. Zostawili go w lesie, aby tam zginął przez nocne drapieżniki. Ten moment wystarczająco potwierdził, jakimi byli głupcami – wykrzyczał, dumnie się prostując. – W tamtych czasach najeźdźcy z Normandii może i wyszli zwycięsko, rujnując wsie i pałacowe zamczyska w Skandinavii, ale nie wiedzieli, że Król Henn jeszcze nie miał w planie umierać. Walki przeniosły się na granice wodnych jezior, gdzie rozegrała się ostateczna bitwa. Poległo w niej wiele dusz po obu stronach. Straty ponieśli wszyscy, lecz wiadomo, kto w tym najbardziej ucierpiał. Król Henn walczył z całych sił, a jednak nie potrafił ochronić własnej rodziny. Podstępem odebrali mu ją i  w swoim gronie zarżnęli jak psy – wypowiedział te słowa z pogardą na samo wspomnienie. – Henn o dziwo nie poddał się, stanął na nogach i jak widać odbudował dziedzictwo, przywracając kraj z powrotem do swojej potęgi. Wierzył, że gdy tylko dorosnę, pójdę w bój, aby za swój lud, który tak wiele wycierpiał, dokonać zemsty. Czasy się zmieniły, a jam za stary na boje. – Zamyślił się i dokończył: – Ojciec pod koniec swych dni majaczył. Powiadał: "Hańba mi, żem wtedy nie poległ z braćmi". Stojąc obok niego, zaciskałem mocno pięści, z których spływała krew. I marszczyłem przy tym czoło. Myślałem, że na stare lata postradał zmysły. – Nastała cisza, ale król powrócił myślami do sali tronowej, otrząsając się z tamtych wydarzeń. – Nawet jeśli ktoś przetrwał, nie masz prawa – zagroził, chociaż wiedział, że był na straconej pozycji – szukać następcy. W ogóle jak możesz wątpić w słowa ówczesnego króla. Z tamtej walki nikt nie miał prawa przetrwać.

– Widocznie za mało wiary w tobie, mój władco. Jeśli Henn przeżył, nie śmiem się mylić, ktoś także musiał. Za wszelką cenę się tego dowiem.

Król ani śmiał wątpić w opowiadania ojca. Nie wierzył Ederesowi, nawet jeśli te słowa mogłyby się okazać prawdą. Dodał po tym jakby do siebie. – Nie chcę następcy. Tylko bym go rozczarował. Zostałby pośmiewiskiem. – Zacisnął zęby na ten absurd, który mógł się powtórzyć. Na głos rzekł:

– Nie ma tu dla nikogo miejsca.

– Nie tobie o tym decydować. Zapewniam cię.

– Gdybym tylko mógł, wyrwałbym ci ten długawy jęzor, a później wyłupał oczy. Ciałem rzuciłbym na pożarcie ptakom – warknął.

– Wiedz, że zemsta twoja niedoczekaniem. A co do następcy, już począłem pewne przygotowania. Chyba rozumiesz, że gdy tylko pozbędę się ciebie, ktoś musi cię zastąpić.

Król splunął na podłogę. Nigdy nie miał zamiaru podporządkowywać się komuś, kto tylko potrafi mówić. Podniósł wysoko pięść i szybkim ruchem prawie dosięgnął brzucha Myśliciela. Jednak cios został zatrzymany jednym palcem Ederosa. Wypowiedział trzy słowa, które spowodowały, że napastnik przeleciał przez całą salę tronową. Ostatecznie uderzył w ścianę. Z ramienia i głowy spływała krew. Zakaszlnął, a wyraz twarzy zamienił się w grymas.

– Jeszcze za to zapłacisz. Klnę się na bogów, że gdy tylko stracisz moc, zabiję cię własnoręcznie.

– W każdym bądź razie – Ederos nie przejmował się gwałtowną reakcją króla, tak jakby nic się nie stało przed chwilą – cię o tym informuję. Powinieneś się cieszyć.

Król milczał, wkurzała go ta jego bezczynność. Nie dość, że nikt nie mógł do zamku wtargnąć przez te głupie zaklęcia, to przez nie także nie mógł uciec. Nawet sekretne przejścia zostały jakimś cudem zablokowane. Niemniej nie chciał się tak łatwo poddać. Wstał. W kręgosłupie coś strzeliło, że musiał wziąć głębszy oddech, aby ustać na chwiejnych nogach. – Odnajdę sposób, aby powiadomić wszystkich i powiedzieć, co tu się dzieje. – Myślał. Nie było ważne, czy ktoś by mu uwierzył, a co dopiero wybaczył, ale nie mógł bezczynnie czekać na kolejny ruch Myśliciela.

Intensywnie myślał. Czy mógł zrobić coś, cokolwiek, aby spowolnić wroga? Policzył do dziesięciu, aby się uspokoić, bo bez tego trzeźwość umysłu była zakłócona. Ochłonął i stwierdził, że mógłby wiedzę o następcy jakoś wykorzystać. Tylko jeszcze nie wiedział jak.

Dodatkowo od jakiegoś czasu doskwierała mu samotność. W końcu mógłby z kimś porozmawiać. Czasami bowiem zapominał już, jak brzmiał jego prawdziwy głos. Praktycznie cały czas był sam. Bał się tym samym, że młody człowiek mógłby nie zrozumieć sytuacji, w jakiej on sam by się znalazł. Co gorsza, obawiał się, że Myśliciel mógłby namieszać mu w głowie. Odpędził czarne myśli i zaczął zastanawiać się nad tym, aby jednak nie dopuścić do realizacji planów Ederosa.

– Chyba zdajesz sobie sprawę, że osoba, która zastąpi mnie na tronie musi w swoich żyłach mieć królewską krew. Nawet jeśli pochodzi z linii bocznej, ale jednak...

– Tak, tak. – Machnął ręką. – Może i nie wyglądam, ale znam tradycje kraju. Ich akurat nie mam zamiaru podważać. – Chciał wyjawić, że przez kilka dni nie będzie go, ale szybko zamknął usta. Postanowił tą informację zatrzymać dla siebie. Odwrócił się plecami do władcy. Wiedział, że jego zadanie wcale nie należało do prostych, ale wystarczyło zacząć, a później szło już dość sprawnie. Dodatkowo chciał czym prędzej przetestować portal. Obiło mu się o uszy, że tworzenie portali było także popularne w Normandii. Szlak poszukiwań rodziny królewskiej mógł więc powiększyć się o nowy świat nazywanym Ziemią, a także niebezpiecznym sąsiadem Skandinavii. Niemniej najpierw musiał sprawdzić w królestwie. Gdyby tu się nie udało, miał zamiar przetestować portal i zacząć dalsze poszukiwania. Cieszył się także, że potrafił tak dobrze namącić królowi w głowie. – Chyba nie myśli, że szukam dla niego następcę. – Pomyślał i zaraz się uśmiechnął. Dał królowi łudzić się, że w kraju może zapanować ponownie dobro, że może za sprawą nowego władcy coś się zmieni. Tylko, że król jeszcze nie wiedział tego, co on. Z podniecenia aż dostał dreszcze. Przetarł sobie dłonie i znikając, zostawiając po sobie czarną smugę.



Skaliste CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz