Klasyczne Wariacje
- Harriet, przestań - mruknął John, leżąc już w swoim łóżku. Otulił się kołdrą, robiąc z niej kokon wokół własnego ciała. Nie chciał stamtąd wychodzić już nigdy, chociaż dobrze wiedział, że za kilka godzin będzie musiał wstać. Wstać, wziąć swój zielony, obrzydliwy plecak i pójść do tej tragicznie zorganizowanej placówki edukacji.
Według Johna, szkoły były złe. To tak jakby obok siebie postawić konia, żyrafę, małpę i pandę, po czym powiedzieć im: Wasza przyszłość zależy od tego, czy wejdziecie na to drzewo.
To oczywiste, że nie wszystkie zwierzęta wejdą.
To oczywiste, że nie wszyscy ludzie muszą umieć tę pieprzoną fizykę. John uczył się dobrze i miał z przedmiotów czwórki, oraz piątki, kiedy fizyka leżała totalnie, ukazując rządek trójek. Dlaczego!?
Wracając do pamiętnego momentu, kiedy coś delikatnie muskało go po twarzy, John natychmiast pomyślał o blondynce, kompletnie nie zastanawiając się nad tym czy jej obecność w jego pokoju byłaby o tej porze możliwa, czy nie.
Oczywiście nie była możliwa.
Co Harriet miała by robić w jego pokoju w środku nocy!?
Poza tym nawet jakby tu już weszła (musiałaby mieć bardzo dobry powód) to nawet nie udałoby się jej dotrzeć do jego łóżka. Na bank przewróciła by się o porozwalane poduszki na podłodze, czy książki... Pewnie ubrania też tam leżały.
W dwóch słowach: pokój nastolatka.
W końcu coś mokrego i kompletnie obrzydliwego przejechało mu po twarzy, zostawiając po sobie klejącą, nieprzyjemną ciecz.
Co, jeśli to ten potwór spod łóżka, który chce go zabić? John miałby na to kompletnie wyjebane, gdyby nie fakt, że to coś nadal miziało mu twarz, co było irytujące.
W końcu zaspany otworzył oczy. Jęknął kiedy ujrzał znajomą mordkę swojego psa. Dobrze wiedział co to oznaczało. Jego siostra znów nie wyprowadziła na dwór psa i teraz John musi to zrobić za nią. A mówił jej, że jeśli chce psa, to musi o niego dbać! Oczywiście z ręką na sercu obiecywała, że tak będzie, że będzie mu dawać jeść, bawić się z nim, wychodzić na zewnątrz, by mógł zrobić siku czy to drugie i będzie mu czyścić łapki, zanim wejdzie do domu, by nie pobrudził podłogi.
Oczywiście wszystko skończyło się na tym, że to John się nim opiekował, kiedy Harry umiała się z nim jedynie bawić. Ale przecież pracuje! Ale przecież nie ma czasu! Ma dziewczynę!
Te wymówki nie robiły na blondynie żadnego wrażenia. Po prostu stał, patrząc na nią ze znaczącą i znudzoną miną, aż w końcu przyznawała mu rację i mówiła, że to Johna pies. Blondyn dostał nawet pozwolenie na ponowne ochrzczenie go, ale nie chciał mieszać Bogu winnemu psu w głowie.
John podniósł się z łóżka i pogłaskał psa po głowie. Był zwykłym kundelkiem, ale jako iż jego rodzina bardzo uwielbiała czworonożne stworzonka to pozwalała mu przebywać w domu i szczerze John miał wrażenie, że pod czarno- brązową sierścią kundelka kryje się prawdziwy, rasowy pies.
- Komuś się zachciało siku, co Teddy? - powiedział, ziewając przy ostatnim słowie, po czym wyszedł z pokoju. Zwierzę podreptało wesoło za nim. John otworzył drzwi psu i czekał, aż załatwi swoje sprawy.Było ciepło. Co się dziwić, w końcu to już wiosna. John stał w progu, opierając się o framugę drzwi w długich spodniach i koszulce z krótkim rękawem od piżamy. Bosymi nogami stanął na małym dywaniku do wycierania butów. Było to o wiele lepsze, niż stanie na lodowatych płytkach. Wiatr delikatnie muskał go po ciele i przedzierał się przez jego włosy. Rześkie powietrze wypełniło jego płuca i chłopak odetchnął nim błogo, patrząc w ciemne kolory nocy i księżyc, którego co chwila zasłaniały chmury. Gwiazd nie było zbyt wiele, ale noc nadal była piękna, tajemnicza i przerażająca. Teddy zaszczekał i wrócił do blondyna, który zamknął za psem drzwi, po czym poszedł do swojego pokoju, zostawiając psa samemu sobie. Teddy znał drogę do swojego kącika w domu.
John uśmiechnął się, kiedy jego głowa zderzyła się z miękką poduszką. To było to. Ogarnęło go przyjemne zmęczenie, a po chwili lekki sen, który z czasem miał przerodzić się w głęboki.
Oczywiście wszystko musiało się popsuć. John wyskoczył z łóżka jak oparzony, kiedy usłyszał dźwięk skrzypienia. Jego drzwi wydawały podobne dźwięki, ale one były zamknięte. John zaczął się rozglądać, aż w końcu rozbrzmiała się melodia grana na bodajże skrzypcach.
Blondyn zaczął analizować wszystkie opcje.
Jego rodzice przerzucili się na muzykę klasyczną, co wydało mu się od razu absurdalne, więc pozbył się tej myśli z głowy.
Harriet... Nie. To na pewno nie ona.
Sąsiad skrzypek. O tak! To możliwa opcja. Tyle, że sąsiedzi Johna są na wyjeździe, a ci co zostali są zazwyczaj starszymi ludźmi po emeryturze. John nie sądził, by nudziło im się tak bardzo, że zaczęli uczyć się gry na skrzypcach, więc pozostała mu już jedynie jedna opcja.Bratnia dusza Johna właśnie się wyklarowała. Świat przypasował mu... Wielbiciela muzyki klasycznej... I możliwe, że jego bratnia dusza jest na drugim końcu świata, zważając na to, że raczej nikt normalny nie słucha takiej muzyki w środku nocy, więc musiała mieć zdecydowanie zupełnie inny przedział czasowy. Chyba, że jego bratnia dusza nie jest normalna. Wtedy to już co innego, a co jeśli nie jest normalna i żyje na drugim końcu świata?!
W każdym razie John chciał spać... A w jego głowie szalały melodie Bacha, czy innych skrzypków i nie za bardzo był w stanie chociażby się wyciszyć. Muzyka, kiedy nie miał ochoty jej słuchać, irytowała go. Muzyka, kiedy nie miał ochoty jej słuchać, grana na skrzypcach irytowała go jeszcze bardziej.
***
- John, wyglądasz kurwa okropnie - stwierdził jeden z jego "kumpli". Jego "kumple" to osoby z drużyny rugby. Najczęściej gadali o nowinkach sportowych i tym podobnych, kiedy John miał na to kompletnie wywalone, no ale wolał mieć ludzi po swojej stronie, niż przeciwko, więc siedział grzecznie przy stoliku śmiejąc się z suchych żartów i udając zachwyt, kiedy mówili o osiągnięciach swoich, oczywiście sportowych, idoli. John czasem miał ich dość, tak samo jak jakiegokolwiek sportu, ale jest w tym dobry, dostał się na pozycję kapitana, jego ojciec pęka z dumy, więc w sumie musi jakoś przemęczyć ten rok, nawet nie dla siebie, tylko dla innych. W końcu nie mógł zawieść swojej drużyny, do cholery!
Jedynym wybawieniem od tych idiotów był Greg i Mike. Generalnie nikt nie wiedział, czemu John się z nimi zadawał, bo byli kujonami, ale nikt się nie czepiał, bo kto się odważy czepiać Johna Watsona, u którego niemal każdy ma dług wdzięczności?
- Praktycznie nie spałem całą noc - wytłumaczył, sięgając po szklankę wody, bo dopiero wypowiadając to zdanie, poczuł jak wielka pustynia panuje w jego ustach.
- Czemu? Stary, sen jest ważny! - stwierdził Tom, któremu blondyn musiał przyznać rację, nawet jeśli osobiście kompletnie go nie lubił i gardził jego charakterem.
- Moja bratnia dusza zrobiła sobie jakiś koncert skrzypiec - powiedział mechanicznie, niczym robot. Jedyne czego pragnął to łóżko, albo nawet sam materac, cokolwiek, byleby mógł spać!
- O cholera, musi być seksowna i inteligentna - wtrącił Arthur, a John spojrzał na niego z podniesioną brwią.
- John, laska gra na skrzypcach! Wyobraź sobie jej mózg, skoro umie opanować tak popieprzony instrument, no i skoro na nich gra to pomyśl jakie długie palce musi mieć, a wiesz jak wyglądają laski z długimi, szczupłymi palcami?
- Jak? - zapytał John smętnie, mając ochotę wywrócić oczami.
- Jak boginie seksu! - krzyknął chyba Matt, potem oczywiście wszyscy zaczęli świętować fakt, że John ma bratnią duszę.W jednym wielkim skrócie: Pies Johna to Teddy, skrzypce wydają z siebie irytujące dźwięki, a "kumple" z drużyny to sportowi fanatycy i kompletne wieśniaki.
۰•● « ♫ ← ૪૪૪ → ♫ » ●•۰
CZYTASZ
Znienawidzona PIOSENKA
FanfictionJeśli człowiek posiada bratnią duszę, słyszy muzykę, której słucha akurat druga połówka. Muzyka pojawia się w okresie dorastania, zupełnie tak samo jak mutacja, czy miesiączka. Nie umiemy wyjaśnić dlaczego tak się dzieje, lub jak to wyłączyć. Większ...