18

1.9K 284 314
                                    

Syrenka

Sherlock wpatrywał się głupio w Johna, słuchając co ten miał do powiedzenia i w myślach powtarzając sobie jak bardzo mu się ten pomysł nie podobał.

- W skrócie, chcesz, żebym wytłumaczył tę sprawę z Victorem w jego własnym domu, bez świadków, tak? - spytał ciemnowłosy, chcąc się tylko upewnić.
- Dokładnie. - John wyglądał na niesamowicie pewnego siebie z zaciętym spojrzeniem i swoim stanowczym kiwnięciem głowy.

Nie wydał rozkazu, ale jego ton głosu działał na Sherlocka o wiele skuteczniej niż jakiś tam rozkaz.

Sherlock miał dość tego wszystkiego. Działo się wiele rzeczy związanych z emocjami, a z tym Sherlock nie do końca sobie radził.

Sprawa się pogorszyła, kiedy John uruchomił jego laptopa i powiedział coś, co Sherlock miał ochotę wyśmiać.

W ostatniej chwili się powstrzymał. John mówił na poważnie.

- A teraz obejrzymy małą syrenkę!

Pomysł Johna wydawał się chłopakowi tak samo absurdalny, jak robienie lodów z dżemów, co blondyn już nie raz uczynił, albo tak absurdalny, jak to, że John spał w koszulce ze znakiem Batmana, chociaż go nawet nie lubił.

Tak, Sherlock zdawał sobie sprawę, że oba porównania dotyczyły Johna. Ciemnowłosy szybko sobie to wyjaśnił tym, że to dlatego, iż John był zwyczajnie absurdalnym człowiekiem.

- Czemu nie śpiewasz?! - spytał roześmiany John, trącając Sherlocka łokciem.

Nie bolałoby to, gdyby blondyn nie trafił w żebra. Ciemnowłosy poczuł się, jakby mu rozjebał kość.
- Czemu mam śpiewać!? - zaprotestował Sherlock, zasłaniając się rękoma przed łokciami blondyna.

W tym John i Victor byli podobni. Obaj, zdawało się, że nie wiedzieli o tym jak silni są, co było kolejną absurdalną rzeczą.

- Ciiii!!! - Sherlock uniósł palec, przykładając go do swoich nabrzmiałych od przygryzania ust. Słyszał coś. Jakby echo, albo... Albo piosenkę w głowie.

John uciszył się, patrząc w ekran. W pomieszczeniu było ciemno dzięki roletom, przez co na twarzy Johna szalał niebieski odcień z ekranu komputera.

Na morza dnie, na morza dnie.

Nikt nas nie siecze,

ani nie piecze,

a później je

Sherlock słysząc słowa piosenki w swojej głowie i z głośników jednocześnie coś sobie uświadomił, coś ważnego, ale odłożył zmartwienia na później, postanawiając obserwować reakcje Johna.
Uważnie notował je w swoim umyśle.

1. Lekko uchylone, wąskie usta.

2. Przyśpieszony oddech.

3. Oczy Johna rozszerzone.

4. Źrenice wielkości pięciozłotówki.

5. Spojrzenie na swojego towarzysza.

6. Określenie emocji: Szok.

7. Dłoń Johna na ramieniu Sherlocka.

8. Usta Johna są lekko spierzchnięte, w smaku są gorzkie, ale to pewnie efekt grejfrutowego soku.

O cholera.

John Watson go całował. Sherlock chyba powinien zamknąć oczy. A może nie? Oczy Johna też były otwarte. W tamtym momencie ich kolor był nieważny. To głębokość się liczyła. Sherlock obawiał się, że popłynął w nie tak głęboko, iż nie uda mu się z powrotem wypłynąć, by dostarczyć płucom tlen.

Brakowało mu oddechu, ale po co komu oddech, skoro miał Johna Watsona?

Nie do końca wiedział co zrobić z rękoma. Problem sam się rozwiązał, kiedy pocałunek się zakończył. W prawdzie było to zwykłe zetknięcie ust. Odwrócili się od siebie. W tle słychać było głos Arielki. Obaj patrzyli w tym samym kierunku, ale nie na siebie, tylko na ścianę.

Sherlock miał wrażenie, że utonął. Miał wrażenie, że już nigdy nie wypłynie na powierzchnię, ale to mu nie przeszkadzało, o ile woda nadal będzie mieć ten sam kolor oczu Johna.

- Tego nie było na filmach - mruknął John nieco przytłoczony. Sherlock nie rozumiał o co mu chodziło.
- Hmmm?
- No wiesz... Jak zacząć rozmowę po... Tym. Ehmm... Zawsze był koniec filmu, albo następna scena... - stwierdził blondyn zupełnie jakby to rzeczywiście była wina filmów.

Sherlock roześmiał się, bojąc się spojrzeć w stronę Johna. Co jeśli w końcu sięgnie dna w jego oczach?

Jebać to.

Spojrzał w jego stronę i nagle już nie czuł jakby tonął, teraz czuł się jakby płonął żywym ogniem. Płomienie powoli wypalały mu skórę.

- Nie wiem co powiedzieć - przyznał Sherlock. Po głowie krążyło mu milion myśli, ale jak ułożyć je w rzeczywiste słowa?
- Wow... Pozbawiłem cię słów.
- Ty za to masz ich pod dostatkiem - stwierdził Sherlock znacząco.
- Wolisz niezręczną ciszę!?
- Nie wiem - odpowiedział Sherlock szczerze. Czy niezręczna cisza byłaby gorsza?

- Może to czas na herbatę. - Ciemnowłosy wstał z kanapy, kierując się do wyjścia.
- Jasne.
- Widzę, że myślisz, iż pozbawienie mnie słów uczyniło cię królem. Nadal nie wiem ile słodzisz, więc obawiam się, iż musisz mi pomóc. - John uśmiechnął się, wstając z zapałem, tym samym zrzucając laptopa.

Sherlock nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Obaj wiedzieli ile drugi słodził, ale chyba nikt nie musi tu zaznaczać, iż tak na prawdę nie chodziło o cukier.

***

John nie mógł przestać się głupio uśmiechać, odkąd ich usta się rozdzieliły. Miał ochotę zacząć tańczyć albo skakać, cokolwiek. Rozpierała go taka ekscytacja, adrenalina i radość, że był niemal pewien, iż mógłby wyskoczyć przez okno i nic by mu się nie stało.

To dlatego, wstając z kanapy zwalił laptop. Co więcej, kiedy zaczął go podnosić miał ochotę jeszcze raz go upuścić albo nim rzucić i zacząć się śmiać. Sherlocka stać na drugi laptop, ale mogło by to wyglądać nieco psychopatycznie, więc blondyn postanowił się jednak powstrzymać i delikatnie odłożyć urządzenie na miejsce.

W kuchni zastał mamę młodego Holmesa, a co gorsze jego siostrę.
- Cześć, John! - zawołała wesoło kobieta.
- Dzień dobry - odpowiedział grzecznie chłopak, patrząc jak Sherlock zaczął zajmować się herbatami. Pomógłby mu, gdyby był pewien, że niczego nie rozjebie.

- Co tam robiliście? - zapytała, po czym ugryzła kawałek kanapki z serem, siadając przy małym stoliku naprzeciw Johna. Blondyn nie sądził, by mógł tak po prostu powiedzieć prawdę, ale niezupełnie też lubił kłamać, więc wyszło trochę...
- Oglądaliśmy małą syrenkę - wypalił, niemal natychmiast słysząc jak Sherlock klnie i wyciera rozlaną wodę.

John parsknął szybko zakrywając buzię dłonią, pani Holmes wpatrywała się w niego z uśmieszkiem, a Eurus przyglądała się wszystkiemu z grobową miną.

- Gratuluję wam - powiedziała w końcu. - Lamusy.
- Czego im gratulujesz? - spytała zaciekawiona kobieta, jakby się jeszcze sama nie domyśliła, co było niemal niemożliwe.
- Serio mamo? Ujmę to tak... Niedługo będą potrzebować lubrykantu, niekoniecznie prezerwatyw, jako iż w ciążę nie zajdą.

John wstrzymał przerażony oddech, a Sherlock chyba właśnie coś stłukł. Kobieta jedynie się śmiała, a Eurus wyszła zaraz po dramatycznym wywróceniu oczami.

W jednym wielkim skrócie: plan ustalony, Mała Syrenka łączy ludzi, a nasi chłopcy będą potrzebować lubrykantu, niekoniecznie prezerwatyw.

۰•●«♫ ←૪૪૪ →♫ »●•۰

Użyte piosenki: 

Mała Syrenka - Na Morza Dnie

Znienawidzona PIOSENKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz