11

1.9K 305 183
                                    

Sherlock doszedł do domu swojej przyjaciółki w kompletnej ciszy... 

Znaczy, owszem, ptaki ćwierkały, liście szeleściły ocierając się o siebie przez wiatr, a kroki Sherlocka zostawiały po sobie głuchy dźwięk. 

Ale umysł Sherlocka. 

Był cichy. 

Myśli nie wirowały jak zazwyczaj. Nie plątały się, nie mieszały. Mózg nie zbierał informacji dotyczących otoczenia wokół. 

Sherlock szedł z pustką w głowie. 

Już nawet zapomniał jakie to odprężające. Wymazać sprzed oczu słowa, tworzące dedukcje, przestać myśleć nad "dlaczego", "kiedy" i "gdzie". Jak to jest roztopić się w nicość. Patrzyć na niebo i to jakie jest niebieskie. 

Sherlock patrzył na domy i nie zwracał uwagi na szczegóły. Nie patrzył na ich zadrapania, na to dlaczego drzwi są świeżo kupione, a klamka stara jak świat, pokryta rdzą. 

Czemu miałoby go to obchodzić w tej chwili? 

Patrzył na drzewa i przypominało mu się jak był małym chłopcem. 

On i Victor mieli domek na drzewie. 

Był fajny. Tak, to określenie było małostkowe i strasznie ubogie, ale kiedy Sherlock był małym dzieckiem tak właśnie o tym domku myślał, że był fajny. 

Najciekawiej było w środku lata, kiedy promienie słońca wlewały się do środka. Oczywiście Sherlock mówił wtedy, że nienawidzi słońca, bo razi go w oczy, no i strasznie jest przez nie gorąco w środku, ale teraz kiedy Sherlock przypomina sobie obraz, musi przyznać, że to było magiczne.

To jak blask przedostawał się przez szczeliny w drewnie, kiedy dookoła panował raczej półmrok. Sherlock stawał wtedy obok przedostającego się promyczka i wystawiał rękę, zupełnie jakby chciał je złapać. Czuł ciepło i miał wrażenie, że właśnie jest posiadaczem czegoś niezwykłego. 

Teraz czuł się jakby tracił wszystko, bo jeśli się coś już ma, trzeba liczyć się z tym, że można to stracić. 

Był posiadaczem przyjaciół. Może nie znali się zbyt długo, ale nie musieli. Dogadali by się w każdej okoliczności, w każdym wymiarze, musieli być jedynie sobą. 

Dom Nancy nie był mały. Nie był też duży jak Sherlocka. Kiedy przed jego oczami zaczęły pojawiać się informacje, Sherlock odwrócił wzrok. Chociaż dzisiaj, chciałby poczuć się jak najnormalniejszy dzieciak.

Nie wiedział czy zapukać, czy może zadzwonić, a może po prostu wejść? Po prostu wejść wydało mu się chyba najlepszą opcją. Zachowa postawę pewnego siebie. 
Nie zdążył. 
Nancy otworzyła mu drzwi, zapraszając gestem ręki do środka. Wyglądała inaczej, ale jednocześnie tak samo. Sherlock skrycie wiedział, że Nancy jest po części 'nerdem" jak to lubiła w tych czasach określać młodzież. 

Sherlock starał się nie patrzeć na to w jaki sposób zagina jej się koszulka i co oznacza rysa na oprawce jej okularów. 
- To ja skoczę po sok, mój pokój jest tam - wskazała na otwarte drzwi, po czym zniknęła w korytarzu. Sherlock pokierował się do pokoju nie patrząc. Nie zauważając. Zupełnie jakby był normalnym chłopcem. 

Normalni ludzie mają łatwo. W końcu łatwo jest żyć w kłamstwie. Łatwo jest żyć bez tych wszystkich informacji. 

Nie myślenie wymagało od niego więcej uwagi, niż myślenie... Gdzie sprawiedliwość? Pewnie śmiała się z niego, nagrywając o nim film dokumentalny pt. Sherlock i odcienie normalności. 

Jak Sherlock poradzi sobie w nie swoim środowisku?

I czy w ogóle sobie poradzi?

Haha, bardzo śmieszne. 

Znienawidzona PIOSENKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz