10

1.9K 285 140
                                    

Gdzie Podział Się Psycholog?

Nancy siedziała przygnębiona na kanapie w zwykłym dresie, niedbałym koku i okrągłych okularach z cienkimi niebieskimi oprawkami. Gdyby wyszła tak z domu, zapewne większość osób by jej nawet nie rozpoznała.

Czekała, rozglądając się po pokoju. Sherlock niedługo przyjdzie. Zobaczy cały jej życiorys i to jaka naprawdę jest, mimo tego, że wszystko posprzątała tak, że się błyszczało. Była spięta.

Chociaż to chyba mało powiedziane.

Była lekko przerażona tym jak szybko spadła na dół z podestu i tym, że nie bardzo wiedziała jak tam się wspiąć z powrotem, albo chociaż przestać być pod ciągłym ostrzałem.

Oczywiście widziała jedną opcję. Odciąć się od Sherlocka, ale to nie wchodziło w grę.

- Wpatrujesz się w tą ścianę od kilku minut, o co chodzi? - Nancy spojrzała ze smutnym uśmiechem na swoją siostrę, bliźniaczkę. Były podobne, ale nie aż tak. Miały taki sam kształt oczu i twarzy i podobną budowę ciała.
- Właściwie to o nic takiego - przyznała, ale jej siostra nie wierzyła w ani jedno słowo, usiadła obok Nancy i zapytała jeszcze raz, tym razem bardziej stanowczo o co chodzi. Nancy odwróciła głowę, wpatrując się w dywan. To nie tak, że nie chciała powiedzieć. Problem brzmiał banalnie i beznadziejnie nawet w jej głowie.

Nancy rzadko kiedy nie umiała poradzić sobie z problemem, ale to kiedyś musiało nastać. Nancy nienawidziła całej tej sytuacji, ale nie miała za złe Sherlockowi tego, że zwyczajnie wyznał prawdę. To Victor namieszał.
- Zaczęło się od tego, że Sherlock ogłosił, iż posia-

- Sherlock!? - przerwała jej piskliwie siostra. Nancy nie mogła powstrzymać śmiechu. Jej siostra brzmiała jak mały kurczak.
- Molly, myślałam, że już się wyleczyłaś z tego zauroczenia! - powiedziała wzdychając. Molly jedynie wzięła poduszkę i zakryła nią twarz, by ukryć swoje rumieńce. - No ja nie wierzę! - Nancy wyrzuciła ręce w powietrze w czystej irytacji. Zauroczenie Molly czasem było takie... Denerwujące.

***

- John, wychodzisz? - zapytała jego mama z lekkim rozczarowaniem.
- Tak - odpowiedział, zakładając buty.
- Wolałabym, żebyś został - powiedziała cicho. John, pomimo starania się zrozumienia kobiety, wyczuwał w niej egoizm.

Nie chodziło o to, że martwiła się o Johna, martwiła się o siebie i o to, że jej mąż zrobi jej kolejną awanturę. Kiedy John był w domu, tata starał się trzymać nerwy na wodzy. To nie tak, że kiedykolwiek posunął się do przemocy fizycznej, to były jedynie krzyki, które łatwo było uciszyć, ale jego mama zdawała się jedynie je prowokować.

- Muszę iść - powiedział stanowczo i po jej minie z łatwością można było stwierdzić, że wie, iż nie uda jej się zatrzymać swojego syna. Westchnęła, mówiąc jedynie by się pospieszył.

John miał ochotę wywrócić oczami, ale jedyne co zrobił to uśmiechnął się sztucznie w stronę mamy i kiwnął głową.

Wyszedł na chłodne powietrze i wyjął z kieszeni komórkę wraz ze słuchawkami.

Our love was strong as a lion
Soft as the cotton you lie in
Times we got hot like an iron
You and I

John wsłuchał się w piosenkę i szedł przed siebie. Mógłby pojechać taksówką, ale po pierwsze nie miał pieniędzy, a po drugie z jakiegoś powodu podróżowanie piechotą wydawało mu się lepsze, spokojniejsze, wolniejsze, dawało mu czas na rozmyślanie, no i nie musiał z nikim rozmawiać.

Znienawidzona PIOSENKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz