Rozdział 1 (3)

3.1K 327 254
                                    


Kiedy Louis zaproponował pozostanie w domu i odłożenie wyjazdu do Manchesteru, Harry nigdy nie był bardziej chętny, niż wtedy. Nienawidził, że musieli ukrywać swój związek, ale wszyscy uznali, że to najpraktyczniejsza decyzja, zwłaszcza w tak wczesnym etapie kariery i z nadchodzącą trasą po Ameryce. Zazwyczaj był w stanie to znieść, zaakceptować przyczyny tej decyzji, ale czasami ta cała niesprawiedliwość psuła mu humor, a wściekłość sprawiała, że czuł się chory. Zatrzymywał to dla siebie, nie chcąc niczego nikomu utrudniać, ale niekiedy wydawało się, że zaraz eksploduje. Wiedział, że te planowane wizyty były tak samo ciężkie dla Louisa, jak dla niego samego, ale nawet to nie powstrzymało go od uczucia zazdrości. Wiedział, że Eleanor nie stanowi dla niego konkurencji, ale każda minuta, którą spędzała z Louisem nie należała do niego. Każdy dotyk, każda rozmowa, każdy event, w jakim brali udział powinny należeć do niego, wedle wszelkiego prawa. Ale kiedy Louis chciał zostać, odłożyć swój wyjazd ze względu na to, że się martwił, wystarczyło, aby Harry kazał mu jechać.

Niemal natychmiast zaczął tego żałować. Kiedy Louis wyjechał, strach, który Harry próbował ignorować zaczął narastać. Nie chciał martwić Louisa jeszcze bardziej, ale ból był bardzo silny, o wiele gorszy niż kiedykolwiek wcześniej. Zaczął obawiać się, że to coś poważnie złego – na tyle, że mogłoby oddziaływać na cały zespół. Przesuwając się na łóżku, próbował znaleźć pozycję, która byłaby nieco bardziej komfortowa, musiał ułożyć się w takiej, która była ledwo znośna.

Następny dzień był marny. Harry ruszał się z łóżka tylko po to, by pójść do toalety albo zjeść coś. Każdy ruch powodował rozdzierający ból. Nie powiedział Louis'owi, jak źle się czuje. Harry uważał, że Louis prawdopodobnie podejrzewał, że jest gorzej, był wdzięczny, że on i Eleanor zdecydowali się zostać w domu, aby Louis mógł rozmawiać z nim całą noc przez telefon. To trochę pomogło znosić to wszystko.

Kiedy się obudził, Harry od razu wiedział, że jest bardzo źle. Zasnął, leżąc na brzuchu, próbując uniknąć nacisku na swoje plecy. Ból, teraz skoncentrowany na jego łopatkach, spotęgował się 100 razy. Czuł, jakby był rozdzierany, jakby jego wnętrze było wywlekane z ciała. Krzyknął, jego plecy paliły, jak gdyby noże cięły jego skórę. Wijąc się agonalnie, Harry próbował sięgnąć za siebie, drapiąc swoje ramiona, próbując zatrzymać ten horror, który się za nim odbywał. Poczuł kropelki cieczy spływające po jego skórze, jakieś dziwne łaskotanie w połączeniu z potwornym bólem. Jego brzuch zacisnął się, gdy uświadomił sobie, że to była krew. Jego krew. Co się działo? Zaskomlał z przerażeniem, szloch ścisnął jego gardło, kiedy poczuł, że coś się rusza, wynurza z jego ciała, jego część, jeszcze całkiem obca – podnosi, rozkłada, a każdemu ruchowi towarzyszy ból. Potem to coś opada, aby spoczywać w poprzek jego pleców, sięgając tyłka, delikatnie dotykając tylnej strony ud, miękkimi piórami. Leży, dysząc ciężko, próbując zrozumieć coś niemożliwego.

Wyrosły mu skrzydła.

***

Louis rzucił swoją torbę tuż obok drzwi, w chwili kiedy wszedł do domu, wołając:

- Harry?
Pognał przez całe ich mieszkanie i zatrzymał się na chwilę, by zapalić światło w ich sypialni. Strach skręcił go tak, jakby nóż wbijał się w jego wnętrzności. Jego serce waliło jak młot i nie mógł oddychać, kiedy patrzył na łóżko: prześcieradła były nasiąknięte krwią.

- Harry! - krzyknął, panikując. - Harry?!- przypomniał sobie o telefonie w swojej dłoni i uniósł go bliżej twarzy, oddychając z ulgą, gdy zobaczył, że wciąż byli połączeni. - Gdzie jesteś? Co się stało? - domagał się odpowiedzi.

- Jestem w łazience.

Louis pospieszył do drzwi i złapał za klamkę. Nie otworzyły się. Krzyknął przez drzwi:

- Jestem tutaj. Otwórz drzwi.

Nie było odpowiedzi.

- Harry! - znowu mówił do telefonu. - Otwórz te drzwi!

- Ja... potrzebuję minuty.

Panika Louisa wzrosła o kolejny poziom. Wierzchem dłoni starł pot ze swojego czoła. Bał się strasznie.

- Czy... ktoś cię zranił? Hazza?

- Nie. Nic z tych rzeczy.

- Co się stało? Wszędzie... wszędzie jest krew – ciężko przełknął, bojąc się dopuścić do głosu swoje inne myśli. - A czy... czy ty siebie zraniłeś? - zamknął oczy, jego ręce trzęsły się, a czoło opierało o drzwi w czasie, gdy czekał na odpowiedź.

- Co? Nie. Boże, nie.

Louis topił się w uldze. Myśl, że Harry wyrządził sobie krzywdę była ciężka do zniesienia.

- Więc, zdarzył się jakiś wypadek? Tutaj jest tyle krwi. Powinienem po kogoś zadzwonić.

- Nie! - odpowiedź Harry'ego była natychmiastowa. - Nie – powtórzył spokojniejszym głosem. - Nie dzwoń po nikogo. Nie chcę, żeby ktoś mnie widział.

- Jeśli próbujesz mnie rozpraszać, nie wychodzi ci to. Otwórz te pieprzone drzwi.

- Po prostu poczekaj.

- Harry -

- Daj mi jedną, jebaną minutę

- Muszę zobaczyć, czy wszystko w porządku. Otwórz te cholerne drzwi.

- Nie jest w porządku. Okay? Nic nie jest w pieprzonym porządku. Już nigdy nie będzie w porządku – jego głos wypełnił szloch.

- Hazza? - Louis poczuł jak jego gardło się zaciska, a oczy zaczynają szczypać. - Jestem naprawdę przerażony. Proszę, otwórz drzwi. Proszę.

- Też jestem przerażony. Cholernie przerażony, Lou.

- Otwórz, proszę.

Klamka opadła i Louis odsunął się. Otworzyły się jedynie kilka centymentrów i twarz Harry'ego patrzyła na niego, jego piękna twarz z wielkimi, zielonymi oczami wypełnionymi łzami. Louis obejrzał wszystkie widoczne części jego ciała, żeby dostrzeć jakiekolwiek oznaki zranienia. Kiedy nic nie znalazł, pociągnął drzwi, próbując otworzyć je szerzej. Harry przytrzymał je.

Louis rzucił mu niedowierzające spojrzenie pełne frustracji i napięcia. - Hazz – powiedział ostrzegawczym tonem.

Harry wziął głęboki oddech, jakby dodając sobie odwagi. Potem odsunął się, dając Louis'owi przestrzeń, by mógł otworzyć drzwi.

Drzwi rozwarły się szeroko, a Louis stanął w miejscu z szokiem na twarzy, kiedy Harry był już całkowicie widoczny.

- Kurwa, Harry. Ty masz skrzydła.

***

Tie Your Heart PL (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz