Rozdział 4 (2)

2.4K 234 88
                                    

Rozdział zawiera treści 18+!!!

Życie ze skrzydłami wymagało dużego dostosowywania, ale sposób, w jaki one reagowały na dotyk Louisa był czymś, do czego Harry sądził, że nigdy się nie przyzwyczai. Nie był też do końca pewien, czy chce. I Louis był jedynym, który powodował tego typu reakcje. Teraz, kiedy pozostali przywykli do skrzydeł Harry'ego, było mnóstwo sytuacji, kiedy to od niechcenia ich dotknęli, wydawając się nawet nie zauważyć, że ściskali skrzydło, a nie ramię. Lou, ich stylistka, nawet dotykała ich całych rękoma podczas modyfikacji ubrań – mierząc, robiąc korekty, owijając je w materiał jego koszul, czy kurtek.

Szczególnie mała Lux, macała je wręcz przesadnie. Jej oczy zrobiły się ogromne, gdy pierwszy raz go zobaczyła, ale potem radośnie się zaśmiała, klaszcząc w rączki i mówiąc:

- Ptasek Hally!

Jej reakcja niemal wystarczała, aby nie czuł się jak dziwak. Uwielbiała, kiedy stawał na czworaka i mogła usiąść na jego plecach, udając, że lata. Harry rozszerzał i składał skrzydła, podmuchy powietrza mierzwiły jej włosy. Uważał, że nigdy nie znudzi mu się słuchanie jej radosnego śmiechu.

Ale jego reakcja, kiedy Louis dotykał skrzydeł była zgoła inna. Wyglądało to tak, jakby one były po prostu nastawione na dotyk szatyna, odpowiadając na każde, nawet najmniejsze smagnięcie piórek. Drżały one, a Harry natychmiast stawał się pobudzony. Louis był doskonale świadom tego efektu, drażniąc i nękając go przy każdej możliwej okazji. Jedynym pocieszeniem było to, że dotykanie skrzydeł sprawiało, że Louis był tak samo podniecony jak on. Wprawdzie nie różniło się to wiele od tego, kiedy jeszcze nie było skrzydeł, ale z jakichś powodów wzmocniły one ich reakcje na siebie nawzajem. Czasami myślał, w jaki sposób można by opisać to, co się działo między nimi, i uznał, że nawet jeśli zabrzmi to staroświecko, jego skrzydła były zakochane w Louisie. Nic dziwnego, skoro cała reszta również.

Harry pomyślał o poprzedniej nocy, Louisie mówiącym mu, by położył się na brzuchu, po tym jak narzekał na ból pleców po długim dniu w studiu. Oboje byli nadzy i Louis poświęcił czas na masowanie jego mięśni, mocno wbijając swoje silne palce. Naprzemiennie z pieszczeniem jego skrzydeł i głaskaniem piórek. Z każdym dotykiem, podniecenie zalewało Harry'ego aż zupełnie nie mógł myśleć. Mógł jedynie leżeć tam, jęcząc bezsilnie, boleśnie twardy.

Potem Louis podciągnął go na kolana, pracując nad jego tyłkiem, aż nie był praktycznie wykończony, najpierw masując, później otwierając swoim językiem – liżąc wejście długimi pociągnięciami języka, przesuwając dłońmi po piórkach. Kontynuował śliskim, nawilżonym lubrykantem palcem, przygotowując bruneta do momentu, gdy ten praktycznie się trząsł. Jego dłonie były zaciśnięte na pościeli, twarz wciśnięta w łóżko, a skrzydła rozłożone i falujące na każdy dotyk Louisa.

Kiedy szatyn wślizgnął się, główką kutasa naruszając jego wejście, złapał się skrzydeł dla podtrzymania dokładnie w miejscu, gdzie wyrastały z ramienia Harry'ego. Brunet pomyślał, że mógłby umrzeć od tego uczucia, przyjemność była prawie zbyt mocna do zniesienia. Jego skrzydła trzepotały, a Louis uchwycił je mocniej, pchając głębiej biodrami.

Harry mógł poczuć stanowczy uchwyt na skrzydłach, który wędrował prosto do jego kutasa. Każde ściśnięcie piórek odczuwał dokładnie tak, jakby ręce Louisa były na jego męskości, doprowadzając go do szału. Próbował powstrzymać swój orgazm, aby to wszystko dłużej trwało, ale po kilku kolejnych pchnięciach doszedł, nietknięty. Całe jego ciało drżało z przyjemności, plecy wygięły się, a głowa odchyliła. Skrzydła były szeroko rozłożone, zasłaniając bałagan, jaki uczynił pod sobą.

Później znów pochylił się do przodu, twarz wciskając w pościel i trzęsąc się. Skrzydła położyły się, odpoczywając. Po kilku chwilach zdał sobie sprawę, że Louis wciąż w nim jest, nie ruszając się, ale utrzymując go pełnym. Jedna z jego rąk trzymała jego biodro, a druga pocierała delikatnie wzdłuż jego kręgosłupa. Mamrotał miłosne słowa uznania.

- Nie masz pojęcia, jak niesamowicie wyglądasz. Już wcześniej uważałem, że jesteś piękny, ale teraz, Haz, nigdy nie widziałem nic wspanialszego w moim życiu. Jesteś fantastyczny i jestem takim cholernym szczęściarzem, że ciebie mam.

Jego dłoń znieruchomiała, gdy zauważył, że Harry uspokaja się po swoim intensywnym orgazmie.

- W porządku, kochanie?

- Tak – zaśmiał się cicho brunet. - Tak, jest ok.

Louis po raz kolejny przesunął wzdłuż jego kręgosłupa i zapytał:

- Mogę?... - pytaniu towarzyło małe pchnięcie jego bioder, delikatne wycofanie się i znowu wsunięcie.

Harry wziął oddech i przymknął oczy, kiedy jego nadwrażliwe ciało reagowało.

- Tak. Tylko... powoli, dobrze?

I Louis zrobił to powoli. Rozdzierająco powolnie. Długimi, głębokimi pchnięciami, dłońmi pocierając pośladki bruneta, rozgrzewając je i rozszerzając, przykładając swój kciuk dokładnie do obręczy mięśni, gdzie znikał jego kutas.

Harry po prostu był tam, z zamkniętymi oczami, tyłkiem w powietrzu i czując niemal nieznośną wrażliwość, na nowo pobudzającą. Kiedy ręce Louisa przesunęły się do góry i znów zaczęły gładzić jego skrzydła, pomyślał, że zaraz zemdleje z przyjemności. Każda maleńka część jego skóry płonęła, rozpalając się od środka. Jego serce waliło, a kutas był twardy jak skała. Mógł usłyszeć za sobą Louisa, oddychającego ciężko, gdy jego pchnięcia stały się nieregularne i krótkie.

- Zaraz dojdę – wyjęczał szatyn.

- Boże, dotknij mnie, Lou – błagał Harry.

Louis sięgnął wokół, owijając swoją dłoń wokół jego kutasa i Harry znów dochodził, złamany jęk opuścił jego usta i łzy zaczęły płynąć z jego oczu, kiedy jego ciało trzęsło się spazmatycznie w uldze. Z jednym, mocnym pchnięciem Louis również skończył, kładąc się na plecach Harry'ego, przyciskając usta do jego gorącej skóry, dysząc ciężko.

Kiedy tylko Louis się wysunął, kolana Harry'ego załamały się i Louis legł całkowicie na nim, z gorącą i zroszoną potem skórą, a swoją twarz ukrył w złączeniu skrzydeł. Ocierał swoją twarz o piórka, mrucząc z zadowoleniem i Harry zadrżał cały, jęcząc. Niezdarna dłoń sięgnęła, aby pogłaskać jego skrzydło i brunet nie sądził, że będzie w stanie to znieść, gęsia skórka pokryła jego ciało, a kutas znowu zadrżał pod nim.

Ponownie jęcząc, powiedział:

- Musisz przestać. Nie mogę już znieść. Wykończysz mnie.

Poczuł na piórkach stłumiony śmiech i Louis ostatni raz pogłaskał skrzydło, uzyskując cichy szept 'Lou' od Harry'ego, kiedy ten próbował strząsnąć go z siebie.

Louis ustąpił i zsunął się, wślizując pod jedno ze skrzydeł, więc mogli leżeć twarzą w twarz.

- Jesteś pieprzenie niesamowity – powiedział Louis, leniwy uśmiech pojawił się na jego twarzy, oczy miał śpiące, ale świecące miłością.

- Na pewno nie miałeś na myśli niesamowitego pieprzenia? - odpalił Harry.

Louis zaśmiał się.

- To też. Uważam, że zawsze takie jest.

- Tak – rzekł Harry, z przymykającymi się oczkami. - Było dobrze. Bardzo dobrze.

- Naprawdę, naprawdę dobrze – zgodził się Louis, całując go słodko i przyciągając bliżej.

Harry przekręcił się odrobinę na bok, swoimi ramionami oplatając Louisa w talii i łącząc ich nogi. Odciągnął jedno skrzydło, układając wzdłuż swoich pleców, ale drugie pozostawił tak jak było, owijające Louisa jak koc. Po chwili obydwoje zasnęli.

Tie Your Heart PL (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz