Rozdział 3 (4)

2.4K 255 236
                                    

Harry zamrugał, przeciągając się i przecierając dłońmi oczy, chcąc odgonić sen. Uśmiechnął się słodko do Louisa, który siedział na pobliskim krześle, oglądając telewizję.

- Która jest godzina? - zapytał.

- Wpół do ósmej.

- Przepraszam, że zasnąłem.

Louis uśmiechnął się, zatrzymał program, który oglądał i podszedł bliżej kanapy. Pochylił się, by pocałować Harry'ego w czoło, zanim podniósł jego nogi, usiadł i ponownie ułożył je sobie na udach.

- To w porządku. Potrzebowałeś tego.

- Też tak uważam.

- Czujesz się dobrze?

Harry nie odpowiedział od razu, myśląc chwilę, zanim odpowiedział:

- Tak. Czuję się w porządku.

- To dobrze - Louis pogłaskał jego kolano i w roztargnieniu gładził udo.

- Lou?

- Tak?

- Dlaczego powiedziałeś tak o lekarzu? Kiedy Simon zapytał, czy znaleźć mi jakiegoś? Myślałem, że chcesz, aby ktoś sprawdził wszystko.

- Chcesz, żeby lekarz je obejrzał? - zapytał zamiast odpowiedzieć na pytanie Harry'ego.

- Cóż, nie. Ale ty tak, prawda?

- Chciałem, ale... już nie.

- Dlaczego?

- Bardzo ładnie się zagoiły, czy nie?

Z szelestem piórek, skrzydła poruszyły się. Podciągając się do pozycji siedzącej, Harry otworzył je i oparł o podłokietnik. Skrzydła załopotały i sekundę później znowu złożyły, układając z boku kanapy.

- Wyglądają dobrze - odrzekł Harry. - W końcu nie bolą, chociaż mięśnie na plecach i ramionach wciąż są trochę obolałe. Wciąż uczą się ich używać, zgaduję.

Louis przytaknął tak, jakby to był koniec rozmowy.

Jednak Harry tak nie myślał.

- Lou? - szturchnął udo Louisa swoją stopą.

- Ja po prostu...

- Tak? - poganiał go Harry, gdy nie kontynuował.

- To zabrzmi głupio - Louis mógł poczuć zażenowanie na swoich policzkach.

- Ok. Jestem przyzwyczajony.

Przewracając oczami, Louis lekko uderzył wierzchnią stronę stopy Harry'ego.

- Ha, ha.

- Śmiało, Lou.

Louis wziął głęboki oddech i nie patrząc na Harry'ego, powiedział:

- Wiem, jak to brzmi, naprawdę, ale... myślę o nich, jak o moich - ostatnie słowa wyszły z pośpiechem.

- Co? - zapytał Harry, jakby nie był pewien, czy dobrze usłyszał.

Louis patrzył na niego wyzywająco.

- Uważam je za swoje, w porządku? Twoje skrzydła. To ja się nimi zajmowałem. Nie chcę rąk jakiegoś lekarza na tobie, szturchających, dźgających i chcących przeprowadzić testy. Nie jesteś jakimś okazem, czy eksperymentem. Jesteś mój.

- Jestem twój - powtórzył Harry, jakby to było oczywistością.

- Wiem, że to nie świadczy zbyt dobrze o mnie, czy coś.

- Wiem, co masz na myśli - na twarz Harry'ego wypełzł uśmiech.

Louis pomyślał o tych wszystkich momentach w przeszłości, gdy Harry zareagował na dotyk kogoś innego, o tej zazdrości, której nigdy nie był w stanie ukryć.

- Tak - rzekł Louis z cichym śmiechem. - Domyślam się. To mi przypomniało... - strząsnął nogi Harry'ego ze swoich kolan i wstał, wyciągając swoje ręce w stronę bruneta, który pytająco uniósł brwi. - Dalej, wstawaj. Chcę coś sprawdzić.

Harry pozwolił mu pociągnąć się.

- Możesz... - Louis gestykulował w kierunku jego skrzydeł, rozkładając dłonie, pokazując Harry'emu, żeby je rozłożył. Gdy skrzydła były rozpostarte, Louis podszedł bliżej. Sięgnął i pociągnął palcem po ich szczycie, przesuwając od samego złączenia i przesuwając opuszkiem palca w dół. Piórka zadrżały, gdy skrzydła poruszyły się w odpowiedzi, tak jak wcześniej. Policzki Harry'ego pokryły się różem.

- Twoje skrzydła też myślą, że są moje - powiedział Louis częściowo zadowolonym i częściowo zachwyconym w powodu tego cudu głosem.

- Mówiłem ci - powiedział Harry. - Jestem twój. - Jego źrenice powiększyły się i ściemniały, tylko od tej małej czułości. Louis poczuł falę pożądania w swoim brzuchu.

- Czytałem o nich - powiedział Louis, znowu przeciągając swoim palcem po szczycie skrzydeł, tracąc oddech na natychmiastową reakcję Harry'ego. - O skrzydłach - uściślił. - Piórkach. Chcesz wiedzieć, czego się nauczyłem? - jego oczy ponownie napotkały te Harry'ego.

Harry przełknął i pokiwał głową.

- Kości są podobne do ludzkiego ramienia, łokcia i nadgarstka. Tutaj, tutaj i tutaj.

Sunął swoją dłonią po skrzydłach, śledząc strukturę szkieletu, gładząc pióra delikatnie.

- Te piórka są przywilejem - Louis kontynuował, przesuwając swoimi palcami od szczytu skrzydeł do wachlarza piór na samym dole. - Są przytwierdzone do twojej skrzydlatej dłoni. Jak palce. Służą do latania. Możesz zauważyć, że są troszkę dłuższe i bardziej spiczaste niż reszta.

- Więc ty teraz trzymasz tak naprawdę moją dłoń.

- Coś w tym stylu - powiedział Louis z uśmiechem, głaszcząc brzegi skrzydeł Harry'ego swoimi palcami, pieszcząc piórka na dole tyłem swojej dłoni. Sięgnął po właściwą rękę Harry'ego swoją drugą dłonią i także zaczął gładzić, śledząc opuszkiem swojego palca zewnętrzną stronę dłoni, wślizgując go między palce Harry'ego. Drgnęły one w odpowiedzi, jakby chcąc zacisnąć się.

Przysuwając się bliżej, Louis prześlizgnął swoją dłoń na drugą partię piórek, bliżej ciała Harry'ego.

- Te są kolejne, rozciągające się od przedramienia. Też do latania. Są bardziej zaokrąglone na końcach niż pierwsze. Przeznaczeniem tych lotek - tak nazywają się piórka do latania, pierwsze i drugie - jest wzbicie i uniesienie.

Ostatnie dwa słowa wypowiedział z naciskiem i popatrzył na Harry'ego spod swoich rzęs z małym, grzesznym uśmieszkiem. Harry po prostu patrzył na niego z delikatnie uchylonymi ustami.

Potem Louis przeniósł swoją rękę wyżej na skrzydła, na następny rząd piór, mniejszych i gęściej zwartych.

- Te są okrywowe - rzekł, mówiąc Harry'emu prosto do ucha. Oczy bruneta przymknęły się, a skrzydła znowu zadrżały, gdy Louis kontynuował pocieranie piórek palcami. - Pomagają przy aerodynamice.

Louis pociągnął dłoń Harry'ego do swojej twarzy i pocałował. Jego druga ręka przesuwała znowu po szczycie skrzydeł, wślizgując się między złączenia. Zatrzymał się na nadgarstku.

- To są twoje pierzaste kciuki - powiedział. Gdy słowa te opuściły jego usta, Louis zassał kciuk Harry'ego, przeciągając wokół niego językiem i wciągając policzki. Oczy Harry'ego otworzyły się i spojrzenie Louisa mogło napotkać wyraz czystego podniecenia na jego twarzy. Źrenice miał rozszerzone tak bardzo, że jedynie cieniutka obręcz zieleni pozostała na brzegach tęczówek. Louis zassał kciuk po raz ostatnii wysunął go ze swoich ust. Potem pochylił się i z gorącym oddechem wyszeptał Harry'emu do ucha:

- Czasami nazywają się fałszywymi albo podrobionymi skrzydłami.

Tie Your Heart PL (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz