Rozdział drugi

4K 269 80
                                    

"Trudni przeciwnicy"

  —   

— Przyjdziecie na dzisiejszy mecz? — zapytałem, wchodząc rano do kuchni. Wczoraj wieczorem przemyślałem sobie kilka rzeczy i doszedłem do wniosku, że jednak zapytam rodziców czy będą na meczu. Generalnie jest to mecz, który otwiera sezon, więc byłoby mi bardzo miło.

— Dzisiaj po południu jedziemy z Allison do dziadka i wrócimy rano, więc nie damy rady, ale na kolejnym meczu na pewno będziemy — odpowiedziała mama z uśmiechem.

Nie ukrywam, że zrobiło mi się cholernie przykro dlatego, że kolejny raz Allison jest ważniejsza ode mnie. Wziąłem z blatu śniadanie i wyszedłem z domu bez słowa.

Pod szkołą byłem kilka minut przed dzwonkiem, dlatego nie trudziłem się na szukanie w tłumie Scotta tylko od razu ruszyłem w stronę szatni. Zawsze przed meczem mieliśmy trening gdzieś w środku lekcji. Jako reprezentacja szkoły byliśmy zwolnieni z lekcji. Trener mimo tego, że był wyluzowany to kładł duży nacisk na nasze treningi.

Wszedłem do szatni, gdzie siedział już mój przyjaciel z resztą drużyny. Większość z nich była przebrana w bordowe stroje. Przywitałem się z nimi i aby nie tracić czasu zacząłem się przebierać. Kiedy wszyscy byli już ubrani wyszliśmy na boisko, gdzie czekał na nas trener.

— Zróbcie na rozgrzewkę dziesięć okrążeń wokół boiska, później czterdzieści pompek i pięćdziesiąt pajacyków. Ruchy!! — krzyknął, a my zaczęliśmy biec.

Po wykonanej rozgrzewce ćwiczyliśmy rzuty i zagraliśmy dwa mecze. Wróciliśmy na lekcje zaraz po zakończonym treningu. Nie było ich dużo, bo tylko dwie, czyli biologia i matematyka. Na biologii było nudno, a na matematyce jak zwykle szliśmy do tablicy na ocenę. Nie ukrywam, że nie lubię matematyki, ale jakoś sobie z nią radzę.

W domu byłem o godzinie dwunastej. Do meczu zostało jakieś pięć godzin, więc postanowiłem, że trochę się zrelaksuję. Rozłożyłem się na kanapie i włączyłem jakiś nudny program. Tak minęły mi cztery godziny. Kwadrans po szesnastej wyszedłem z domu i pokierowałem się w stronę szkoły. Na miejsce dotarłem kwadrans przed siedemnastą. W szatni byli już wszyscy zawodnicy.

— Podobno przeciwna drużyna jest mocna — stwierdził Danny, ubierając spodenki.

— Tak jak dwie poprzednie — zaśmiałem się. — Wszystko wyolbrzymiasz — dodałem i zacząłem się przebierać.

Byliśmy już przebrani, gdy trener wpadł do szatni i kazał nam wychodzić na boisko w celu rozgrzewki. Przebiegliśmy kilka kółek i wykonaliśmy kilka ćwiczeń, a mieszkańcy Beacon Hills zaczęli się zbierać na trybunach. Brakowało tam tylko moich rodziców i siostry, no ale jakoś to przeżyję.

Na murawę weszła przeciwna drużyna, a gdy ich zobaczyłem miałem ochotę przeprosić Danny'ego za to, że go wyśmiałem. Wszyscy zawodnicy byli ogromni w porównaniu do nas. Miałem wrażenie, że jeden z nich jest trzy razy większy ode mnie. Mój zamysł przerwał gwizdek, który zwiastował rozpoczęcie gry.

Na początku szło nam dobrze. Wygrywaliśmy z tymi gorylami 3:1, ale to podziałało na nich jak płachta na byka i już po chwili wbijali nam gole jeden po drugim. Miałem w siatce piłkę, kiedy w moją stronę biegł największy zawodnik. Chciałem zrobić unik, ale się potknąłem. Poczułem jak moje ciało przygniata dwieście kilogramów cielska. Przeciwnik zszedł ze mnie, ale nie mogłem złapać powietrza. Trener i kilkoro członków z mojej drużyny podbiegło do mnie. Zdjęli mnie z boiska, mimo iż mówiłem im, że to tylko chwilowe.

Posadzili mnie na ławce obok rezerwowych. Wpatrywałem się w grę, która toczyła się na boisku. Przeskakiwałem wzrokiem na zawodników, którzy mieli piłkę. Moją uwagę przykuła postać, która stała pomiędzy drzewami po drugiej stronie boiska.

— Mecz się skończył — rzekł. — Przegraliśmy — dodał ze smutkiem Scott.

— Byli trudnymi przeciwnikami, nie martw się — poklepałem go po plecach.

Wszyscy ruszyliśmy do szatni. Postanowiłem się nie przebierać, bo i tak za parę minut będę w domu. Tak właściwie to nie chcę jechać do domu. Nie chcę być sam.

Po powrocie do domu od razu ruszyłem do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic. Po wieczornej toalecie zszedłem na dół i wyciągnąłem z szafki chipsy i sok. Usiadłem na kanapie w salonie i włączyłem sobie serial. Zmęczenie wzięło górę i już po chwili zasnąłem.

Przebudziłem się o dwudziestej trzeciej. Telewizor był wyłączony, a chipsy leżały na podłodze. Ruszyłem do kuchni po zmiotkę, ale moją uwagę przykuły dźwięki dochodzące z piwnicy. Zrzuciłem to na omamy spowodowane małą ilością snu. Posprzątałem okruchy i położyłem się na kanapie, przykrywając kocem. Chciałem ponownie zasnąć, ale znowu przerwały mi te dźwięki. Te jednak były jakby wyraźniejsze? Szamotanie się i dźwięk brzęczenia łańcuchów.

W jednym momencie postanowiłem, że pójdę zobaczyć co jest źródłem tych dźwięków. Po drodze chwyciłem z kuchni największy nóż i zszedłem schodami do piwnicy. Stanąłem przed wejściem i westchnąłem głośno, nabrałem powietrze do płuc i próbowałem przygotować się na to co czeka mnie za drzwiami. Chciałem je otworzyć, ale te nie ustępowały. Po kilku kolejnych próbach w końcu ustąpiły, a ja wszedłem do pomieszczenia. 

Secrets | SterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz