Rozdział osiemnasty

2K 139 24
                                    

"Argentowie chcą rozlewu krwi"

  —   

Od kilku godzin siedziałem wraz z Derekiem na podłodze w jego salonie. Wokół nas były porozrzucane różnego rodzaju narzędzia potrzebne do złożenia mebli , które zamówił Derek. Gdzieś w tym całym chaosie   można zauważyć puste pudełka po pizzy i coli. Na kartonach od mebli napisane jest, że czas złożenia wynosi godzinę, a my siedzimy jak dwa durnie i myślimy co do czego dopasować.

— Derek — pomachałem chłopakowi przed twarzą, ponieważ zawiesił się na kilka minut. — Jesteś pewien, że nie trzeba wezwać fachowców?

Wilkołak spojrzał na mnie spod byka i siedział wciąż wpatrzony w woreczek ze śrubkami. Dałem mu kuksańca w bok i zaśmiałem się cicho.

— Daj spokój ty wielki, zły wilku. Jutro zadzwonisz po ziomków z tego sklepu i po problemie.

— Problem w tym, że ja nie wiem czy oni to złożą — odparł lekko załamanym głosem, chowając twarz w dłoniach.

— Mogłeś od razu zamówić z montażem, a nie zachciało ci się bawić w układane puzzli.

— Po prostu chciałem... Po prostu chciałem zrobić to sam, okej? Jutro do nich zadzwonię — zapewnił. — Na razie powkładajmy to do kartonów.

Po tym jak pochowaliśmy wszystkie części do kartonu, usiadłem na kanapie, a Derek poszedł zrobić nam herbatę. Wyciągnąłem z kieszeni swój telefon i go odblokowałem. Wcale nie zdziwił mnie brak wiadomości od rodziców. Ojciec nie martwił się o to czy Derek nie pożre mnie żywcem, a mama od kilku dni była jakaś dziwna, co trochę mnie martwiło. Zanotowałem sobie w głowie, że muszę z nią porozmawiać.

— Trzymaj — powiedział Derek i podał mi kubek z ciepłą herbatą. — Tak w ogóle to fajna bluza — zauważył.

— Dziękuję — odpowiedziałem, rumieniąc się lekko. — Oddam ci ubrania jutro, totalnie o nich zapomniałem.

— Nie musisz — uśmiechnął się.

— I tak są dla mnie za duże, więc.

— Widać, że ci to nie przeszkadza.

Nie wiedziałem co odpowiedzieć wilkołakowi, więc po prostu zacząłem powoli pić swoją herbatę. Obaj byliśmy pogrążeni we własnych myślach, w tle słychać było program, lecący w telewizji, a między nami panowała przyjemna cisza. Ciszę przerwał dźwięk otwierających się drzwi. Ku mojemu zdziwieniu w salonie pojawił się wujek Dereka — Peter.

— Czego chcesz, Peter? — odezwał się znudzony Derek i wstał z kanapy.

— Co tu robi ten śmieć? — starszy Hale spojrzał na mnie wymownie. W jego oczach dostrzegłem złość pomieszaną z nienawiścią. Nie wiedziałem czy wilkołak ma po prostu zły dzień czy jest tylko wrogo nastawiony w stosunku do mnie. Na jego nieszczęście jest poniekąd skazany na mnie przez kilka tygodni. O ile plan się nie posypie.

— Nie wiem czy mogę mówić o tym przy nim — odparł.

— Mów, nie mam całego wieczoru na twoje humorki.

— Twoja matka kazała ci przekazać, że ważność kodeksu niedługo wygasa, a łowcy nie wyrażają zainteresowania ponownym zawarciem pokoju.

— Jak to nie wyrażają zainteresowania? — wkurzył się Derek.

— Po prostu... Talia twierdzi, że Argentowie chcą rozlewu krwi — spojrzał na mnie z pogardą.

— Nic o tym nie wiem, przysięgam — szybko zaprzeczyłem. — Mój ojciec nic mi nie mówił.

Secrets | SterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz