Rozdział pierwszy

5.1K 305 59
                                    

Rozczarowanie"

  —   

Równo o siódmej rano w moim pokoju rozbrzmiał dźwięk budzika, który zwiastował początek kolejnego, nudnego tygodnia w szkole. Chcąc zignorować natarczywy dźwięk położyłem sobie na głowę poduszkę i mocno ją przycisnąłem, ale niestety nic to nie dało. Alarm zrobił się jeszcze bardziej irytujący i jakby głośniejszy, ale przecież to niemożliwe. Wstałem z łóżka i szybkim krokiem i podszedłem do biurka, gdzie leżał mój telefon, z którego dochodził najgorszy dźwięk na świecie. Po wyłączeniu budzika usiadłem na krześle biurowym i zacząłem pakować się do szkoły. Kiedy spakowałem już wszystkie potrzebne książki wyciągnąłem z szafy pierwsze lepsze ubrania, które mam zamiar dziś założyć. Przerzuciłem ubrania przez bark i ruszyłem do łazienki, mając nadzieję, że chociaż dzisiaj nie zajmuje jej moja starsza siostra Allison. Ku mojemu nieszczęściu z pomieszczenia dochodził szum prysznica.

— Ile jeszcze będziesz tam siedziała? — podniosłem głos, aby siostra mnie usłyszała. Niestety nie dostałem odpowiedzi. Z frustracji walnąłem pięścią w drzwi, co nie było mądrym posunięciem, ponieważ po kilku sekundach zaczęła boleć.

Ze zrezygnowaniem oparłem się o ścianę obok drzwi i osunąłem się na podłogę. Przysięgam, że zabiję Allison jeśli kolejny poniedziałek z rzędu spóźnię się przez nią na lekcję fizyki. Pół biedy jeżeli pierwszą lekcją w poniedziałek byłaby historia z panem Yukimura, ponieważ Japończyk jest wyrozumiały. Nie to co ten cholerny Harris, który uwziął się na mnie już od pierwszej lekcji. Nie mam najmniejszej ochoty kłócić się z nim o kolejne durne spóźnienie. Po kilku minutach usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Jak na zawołanie podniosłem się na równe nogi, a przede mną stanęła w pełni umalowana i ubrana już Allison.

— Dłużej nie mogłaś? — westchnąłem i wyminąłem ją w przejściu. Nim zamknąłem drzwi usłyszałem tylko jej cichy śmiech.

Odłożyłem lekko już pogniecione ubrania na pralkę i podszedłem do umywalki. Spojrzałem w lustro i ujrzałem w nim swoje odbicie, które lekko mnie przeraziło, zwłaszcza jasnofioletowe ślady pod oczami spowodowane zapewne małą ilością snu w ostatnich tygodniach. Westchnąłem z rezygnacją i wyciągnąłem z szafeczki Allison jakiś krem na worki pod oczami.

Po porannej toalecie chwyciłem z pokoju tylko plecak i zszedłem na dół, gdzie czekało na mnie śniadanie. Przywitałem się z rodzicami i zająłem miejsce obok taty, który czytał codzienną gazetę, jak zawsze rano. Kątem oka zauważyłem nagłówek gazety, który mówił o ataku wilka na jednego z mieszkańców Beacon Hills. Zbagatelizowałem to, ponieważ ostatnimi czasy jest dużo przypadków kiedy leśne zwierzę atakuje człowieka. Poza tym jeśli twój ojciec jest myśliwym i ciągle mówi o polowaniach to z czasem zbiera ci się na wymioty na samą wzmiankę o lesie lub leśnych zwierzętach.

— Jaką masz pierwszą lekcję? — zwróciła się do mnie mama, która zmywała naczynia.

— Fizykę — odpowiedziałem ze znudzeniem i zabrałem się za jedzenie posiłku. Spojrzałem na zegarek nad wejściem do kuchni i szybko się podniosłem, gdy zauważyłem, że za dwadzieścia minut rozpoczyna się lekcja.

Tata pociągnął mnie za rękę z powrotem na krzesło i spojrzał na mnie karcąco. Spojrzałem na niego nie rozumiejąc o co mu chodzi.

— Zawiozę cię do szkoły żeby Harris nie miał znów problemu — rzekł chłodno. Uśmiechnąłem się lekko i wdzięcznie po czym dokończyłem posiłek.

Pod szkołą byłem pięć minut przed dzwonkiem. Pożegnałem się z ojcem i wysiadłem z auta. Od razu ruszyłem w stronę wejścia do budynku. W drodze do klasy spotkałem Scotta, który również miał nieciekawą sytuację z fizyką.

Scott jest moim przyjacielem od dzieciństwa. Spędzam z nim większość wolnego czasu, jak nie na treningach lacrosse'a to w moim lub jego domu. McCall był najlepszym przyjacielem i to mogę powiedzieć z ręką na sercu. Jestem mu cholernie wdzięczny za to, że nie zostawił mnie w najgorszych chwilach mojego życia.

Zajęliśmy swoje miejsca na końcu sali i siedzieliśmy cicho. Dwie minuty przed dzwonkiem rozpoczynającym lekcje prawie wszystkie ławki były zajęte, a równo z dzwonkiem do klasy wszedł Harris z charakterystycznym dla niego, chamskim uśmiechem.

— Twoi rodzice będą na jutrzejszym meczu? — zapytał Scott, gdy siedzieliśmy na szkolnym boisku podczas długiej przerwy.

Prawda była taka, że nie byłem pewny czy rodzice będą na meczu. Od kilku miesięcy było tak, że ani mama ani tata nie przychodzili na mecze. Tłumaczyli się tym, że byli zajęci, a ja to rozumiałem. Oboje mają prace, które zajmują wiele czasu. Czasami czasu, który powinni spędzać ze mną i Allison w domu. Ojciec jest myśliwym, więc rzadko w ciągu dnia jest w domu, a mama prowadzi własną firmę przez co również rzadko bywa w domu. Z czasem przyzwyczaiłem się, że nie ma ich na moich meczach.

— Nie wiem.. Wiesz jacy oni są — wstałem z ławki. — Najpierw mówią, że na sto procent będą, a później jest wielkie rozczarowanie.

Odwróciłem się od Scotta i ruszyłem w stronę szkoły, a po chwili dołączył do mnie McCall, który poklepał mnie przyjaźnie po plecach.

— Ale wiesz, że będzie moja mama, a ona zawsze kibicuje za twoją dwójkę — próbował mnie pocieszyć i trochę mu się udało, bo mój humor lekko się poprawił.

To prawda. Melissa — mama Scotta zawsze jest na naszych meczach i zawsze dopinguje nas oboje. Ta kobieta to chodzący anioł, przysięgam.

Secrets | SterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz