Rozdział dwudziesty dziewiąty

1.8K 137 28
                                    

"Kłamstwa"

  —   

— Jesteś gotowy? — zapytał Derek, stając przed drzwiami wyjściowymi sali, w której spędziłem ostatnie kilka dni.

Lekarz stwierdził, że z raną jest wszystko w porządku i nie ma żadnego powodu, abym siedział w szpitalu. Derek zadecydował, że dopóki nie wymyślą żadnego planu zostanę u niego w domu.

— Tak — odparłem. — Chodźmy.

Ruszyliśmy wzdłuż korytarza i zjechaliśmy windą na parter gdzie spotkałem Melissę. Pożegnałem się z nią i przypomniałem, że wszystko ma pozostać między nami. Kobieta przytaknęła tylko i mocno mnie przytuliła, mówiąc żebym na siebie uważał.

— Załóż na wszelki wypadek kaptur — powiedział Derek zanim wyszliśmy z budynku. Sam naciągnął na głowę kaptur, a ja poszedłem w jego ślady. Od auta dzieliło nas zaledwie kilkanaście metrów, ale to wystarczająca odległość, aby ktoś nas rozpoznał.

Hale rzucił torbę na tylne siedzenia i odjechał z parkingu z piskiem opon. W połowie drogi poinformował mnie, że musimy wstąpić do sklepu ze względu na pustki w jego lodówce.

Zrobiliśmy szybkie zakupy w pobliskim markecie i wróciliśmy do domu Dereka. Przekraczając próg loftu odetchnąłem głośno z ulgą, ciesząc się, że nie muszę stresować się tym, że ktoś nas zobaczy. W trakcie jazdy zauważyłem, że na wielu słupach wisi informacja o moim zaginięciu.

— Jak się czujesz? — Hale przerwał ciszę, panującą w salonie.

Zająłem miejsce na kanapie i wlepiłem w wzrok w wilkołaka.

— Myślę, że okej — uśmiechnąłem się.

— Jesteś głodny? Jestem pewien, że przez te kilka dni schudłeś parę kilo — stwierdził. — Zamówię nam coś do jedzenia.

Przytaknąłem tylko i rozłożyłem się wygodniej na kanapie, kładąc nogi na niskim stoliku. Spędziłem w towarzystwie Dereka tyle czasu, że w ogóle się nie krępowałem. Prawdę mówiąc czułem się tutaj jak w domu, a nawet lepiej. Siedziałem w ciszy, bawiąc się swoimi palcami. Zastanawiałem się czy to odpowiedni moment na powiedzenie wilkołakowi całej prawdy.

— Zamówione — wilkołak opadł na kanapę i zaśmiał się. — Jedzenie będzie za godzinę. Chcesz coś porobić w tym czasie?

— Nie... ale chciałbym powiedzieć ci coś ważnego.

— No mów — odpowiedział pewnie.

— Wiesz... — zacząłem, ale przerwały mi głośne śmiechy, dochodzące z klatki schodowej.

Po kilku sekundach drzwi się otworzyły, a w nich stał Peter i Cora z kilkoma pudełkami pizzy. W pewnym sensie byłem im za to wdzięczny, bo prawdopodobnie powiedziałbym coś, czego później na milion procent bym żałował.

— Cześć! — krzyknęła Cora i rzuciła mi się na szyję. Peter standardowo przywitał się bez większych emocji i zajął miejsce na drugiej kanapie.

— Co was tu sprowadza? — zapytał Derek zdziwiony ich wizytą.

— A co? Przerwaliśmy wam coś? — zaśmiał się Peter, a Cora mu zawtórowała.

— Nie! — odpowiedzieliśmy jednocześnie.

Starszy Hale i brunetka wymienili ze sobą rozbawione spojrzenia i zaśmiali się głośno. Wilkołak wytłumaczył, że przyszli tutaj, ponieważ Talia z resztą stada wyjechała na kilka dni za miasto w celu odpoczęcia od tego wszystkiego. Nie rozumiałem tylko dlaczego tamta dwójka nie pojechała ze swoją alfą.

Secrets | SterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz