VII

556 58 6
                                    

- O'Brien za chwilkę do ciebie przyjdzie - usłyszałem głos Aurelie w automatycznej sekretarce

Westchnąłem tylko, przygładziłem lekko koszulę i poprawiłem krawat. Na dworze było już prawie ciemno, a opuchlizna znacznie się zmniejszyła, mimo, że dalej była prawie idealnie widoczna.
Usłyszałem pukanie do drzwi, ale się nie odezwałem. Dopiero po jakimś czasie mężczyzna uchylił lekko drzwi. Wyjrzał zza nich tak, że widziałem tylko jego twarz. Wyglądałby tak samo, jak zwykle, gdyby nie spore wory pod oczami.

- Można? - zapytał, a ja tylko skinąłem głową. Dylan wszedł do mojego biura i usiadł na przeciwko mnie - Thomas... - zaczął, ale mu przerwałem

- Dla ciebie szef - prychnąłem, a na twarzy bruneta zauważyłem lekkie zakłopotanie. Na pewno nic nie pamiętał.

- Um... Tak, szefie - odparł po chwili, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce - Wzywał mnie Pan? - spytał

- Może - wreszcie spojrzałem mężczyźnie w oczy

- To o co chodzi? - dalej dopytwał i wydawał się być coraz bardziej zdenerwowany

- Jak to o co?! - wybuchnąłem tylko i zacząłem krzyczeć na O'Briena - Już nie pamiętasz co wczoraj odwaliłeś?! - Chłopak patrzył na mnie pytająco i z przerażeniem w oczach

- Ja...

- Nie ma żadnego ja! - dalej krzyczałem - Byłeś wczoraj schlany i spotkałem Cię w jakimś obsranym barze! Zaproponowałem Ci pomoc, wziąłem Cię do swojego mieszkania! A ty kurwa, co?! A ty mnie pobiłeś! Nie widzisz tego?! - byłem już cały czerwony ze złości, a spuchnięta część twarzy zaczęła mnie tylko bardziej boleć - Wynoś się! - wrzasnąłem i wskazałem dłonią drzwi od mojego biura.

Dylan siedział tylko w miejscu i ze zdziwieniem i przerażeniem patrzył na moją twarz.

- No na co do cholery czekasz?! - wrzasnąłem znowu i tym razem mężczyzna podniósł się z miejsca i ruszył w stronę drzwi.
Tuż przy wyjściu odwrócił się w moją stronę a z ruchu jego ust wyczytałem ciche 'przepraszam', ale miałem to głęboko w dupie.

|

Minął już ponad tydzień od czasu, kiedy nakrzyczałem w pracy na O'Briena. W tym czasie nic ciekawego się nie działo, a Dylan nawet nie próbował do mnie zadzwonić. Z jednej strony cieszyłem się, że mężczyzna potrafi uszanować moją prywatność, ale z drugiej... muszę przyznać, że... ja wiem, że to brzmi głupio, ale... tęsknię za nim.
Zakochałem się w Dylanie i mam ogromne wyrzuty sumienia, po tym jak go potraktowałem, mimo tego, że wiem, że to on powinien teraz rozpaczać po tym jak go zwolniłem. Chciałbym się z nim spotkać, porozmawiać, a o tym uderzeniu już prawie zapomniałem. Chociaż, jeśli to ja do niego zadzwonię z przeprosinami - to będzie śmieszne. Ja naprawdę nie wiem co powinienem zrobić.

Z rozmyślania wyrwała mnie Aurelie, która bez płukania wparowała do mojego biura.

- Nie nauczyłem was pukać? - zmarszczyłem brwi i rzuciłem jej znudzone spojrzenie

- Może. Nie wiem. Oh, nieważne. Przyszedł Dylan O'Brien - poinformowała, a mnie zamurowało

- C-co? - zapytałem, kiedy otrząsnąłem się z odrętwienia

- Przyszedł. Dylan. O'Brien. - odparła aż nazbyt wyraźnie - Mam go wpuścić? W końcu go zwolniłeś

Zastanawiałem się nad odpowiedzią przez dłuższy czas. Przecież chcę się z nim spotkać. Ale to będzie głupie. Nie wiem, Boże. Nie mam pojęcia. Nie wiem.

- Wpuść - odpowiedziałem w końcu, chociaż nie byłem pewien swojej decyzji. Aurelie wyszła i po chwili w moich drzwiach pokazała się głowa bruneta.
Miał na sobie pogniecioną koszulę i spodnie w podobnym stanie, nie miał na sobie marynarki, którą zawsze ze sobą nosił. Miał rozczochrane włosy i wyglądał na bardzo zmęczonego.

- Dzień dobry, Panie Thomasie - odezwał się jako pierwszy

- Po co przyszedłeś? - powiedziałem ze wymalowaną złością na twarzy

-

dzisiejszy rozdział krótki, bo nie chcialam robić w jednym rozdziale kłótni i zgody, soooo milego dnia haha xx

anywhere | dylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz