VIII

598 63 1
                                    

- Ja... Przyszedłem przeprosić - spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach, ale ja siedziałem tylko w ciszy z takim samym wyrazem twarzy jak na początku, mimo tego, że w środku się cieszyłem, że Dylan prawdopodobnie będzie chciał pozostać w kontakcie. Mężczyzna po chwili znów się odezwał, lekko zachrypniętym głosem - Nie pamiętam za wiele z tego co się wydarzyło, ale... ale myślę, że nie masz żadnych podstaw, aby kłamać - zignorowałem to, że znowu zaczął do mnie mówić na 'ty', tylko pozwoliłem mu dalej mówić - Zresztą twoja opuchlizna wyglądała dosyć nieładnie i jakby rzeczywiście ktoś Cię uderzył, a wiem, że po alkoholu jestem do tego zdolny. Nie odzywałem się przez tydzień, chciałem dać Ci trochę czasu, i dać sobie trochę czasu. Oboje powinniśmy ochłonąć i mam nadzieję, że nie przyszedłem za wcześnie i, że przyjmiesz moje przeprosiny. Ja nawet nie liczę na to, że przyjmiesz mnie znowu do pracy, po tym co zrobiłem, zresztą chyba mój wygląd nie jest zachęcający - czułem, że z każdym następnym słowem O'Briena, moja złość na niego opada, aż w końcu całkiem zniknie. Na razie jednak czekałem na jego dalsze słowa i nawet nie próbowałem mu przerwać - Chciałbym tylko, żeby nasze prywatne stosunki pozostały w dobrym stanie. Żebyśmy się nie rozeszli pokłóceni, bo... oh, Thomas - głos mu się załamał - Polubiłem Cię... I to bardzo, nie chcę mieć na sumieniu tego co zrobiłem i... i ja cię przepraszam z całego serca, nie chciałem, Thomas. To nie byłem ja. - powiedział wreszcie i spojrzał mi prosto w oczy

Siedziałem w ciszy, patrząc na twarz chłopaka, który wydawał się bliski płaczu. Zastanawiałem się nad jego słowami; 'Polubiłem Cię, i to bardzo'. Czy to znaczy, że on odwzajemnia moje uczucia? Chociaż z drugiej strony... Uderzył mnie. Uderzył mnie, a ja nie mogę pozwolić na tak toksyczną relację. Ale... no ja nie chcę go spławić, nie chcę, żebyśmy rozeszli się pokłóceni, tak jak powiedział. Naprawdę nie wiedziałem co powinienem zrobić w tym momencie i powiedziałem coś, co idealnym rozwiązaniem chyba nie było.

- Doceniam twoje przeprosiny, Dylan. Nie przyszedłeś za wcześnie, ale znienacka, a ja potrzebuję trochę czasu, żeby się nad tym zastanowić - położyłem obie dłonie na biurku i pierwszy raz podczas rozmowy z brunetem nie czułem się zdenerwowany, bo wiedziałem, że teraz to ja dominuję i wszystko zależy ode mnie - Powiem tak: nie mówię 'nie', zadzwonię do ciebie i się spotkamy, bo nie chcę tego wyjaśniać telefonicznie. Co ty na to?

- Uszanuję to, że potrzebujesz czasu - odparł łamiącym się głosem, ale jego oczy nawet nie były lekko zaszklone - Myślę, że... że to dobry pomysł - dodał i wstał z miejsca

- Dziękuję, że przyszedłeś - również wstałem i podałem mu rękę, którą on, z niewielkim wahaniem, uścisnął

- Przepraszam - odpowiedział i wyszedł zamykając za sobą drzwi

Usiadłem na fotelu z ciężkim westchnieniem i przetarłem twarz dłońmi. Miałem mętlik w głowie. Totalny mętlik w głowie i za nic nie wiedziałem, czy dobrze postąpiłem, zgrywając lekko niedostępnego. Mogłem mu powiedzieć, że mi na nim zależy, ale kto wie jakby to się skończyło. Może jednak to była dobra decyzja? Nie wiem. Jego słowa 'Polubiłem Cię, i to bardzo' dalej mi nie dawały spokoju i intensywnie nad nimi myślałem, ale naprawdę nie mogłem dojść do tego, co dokładnie miał na myśli. Nie wiem też co mam myśleć o tym, że nagle w moim życiu zjawia się zajebiście przystojny mężczyzna, który od razu zdobywa moje serce, potem mnie uderza, a na koniec przychodzi na kolanach prosząc o wybaczenie. Jego wygląd - inny niż zwykle, również był zastanawiający. Wyglądał na zmęczonego, jakby nie spał, albo dużo pił i ćpał, ale Dylana nie podejrzewałem o takie używki jak dragi, zachowuje się jak porządny mężczyzna i ma wykształcenie. Może po prostu się nie wyspał?

|

Zebrałem z pokoju swoje rzeczy i opuściłem pomieszczenie. Światła były wszędzie pogaszone, oprócz biura Aurelie, więc bez zastanowienia wszedłem do niej.
Kobieta siedziała przy biurku i wystukiwała coś na klawiaturze komputera. Kiedy zauważyła, że ktoś do niej wszedł, podniosła wzrok z monitora i na mnie spojrzała.

- Myślałam, że już poszedłeś do domu - odezwała się

- Ah nie - westchnąłem - Rozmawiałem z O'Brienem, ale właśnie wychodzę

- Spieszysz się? - pytała

- Właściwie to nie, jestem tylko zmęczony. A ty dlaczego nie jesteś jeszcze w domu?

- Firma cateringowa, którą znalazłeś ma jakieś problemy i z nimi dyskutuję, ale nie wiem czy nie trzeba będzie poszukać następnej - westchnęła zrezygnowana

- Nie używaj już przy mnie słowa 'firma' - uśmiechnąłem się mimo zmęczenia

- Ależ oczywiście szefie - na jej twarz również wpłynął uśmiech - Mogę zapytać, co się stało?

- W jakim sensie? - zmarszczyłem brwi

- W sensie Dylan O'Brien

- Nic się nie stało - wzruszyłem ramionami - Zwolniłem go

- To zauważyłam - przewróciła oczami - Thomas, od czasu kiedy smutny i przerażony O'Brien wyszedł z twojego biura, zachowujesz się zupełnie inaczej

- To aż tak widać? - przygryzłem dolną wargę na myśl o tym, że pewnie większość pracowników widziała mnie w dość dziwnym stanie

- Taak - Aurelie pokiwała głową

- Zostawmy tą rozmowę na jutro, dobrze? Jestem zmordowany - zgarbiłem się i spojrzałam błagalnie na kobietę

- Nie ma problemu - uśmiechnęła się czule - Miłego wieczoru

- Tobie też, jedź już do domu - kiwnąłem głową i juz chciałem wyjść, ale zatrzymał mnie głos sekretarki

- Thomas, trzymaj się - odwróciłem się do niej i kiwnąłem głową z lekkim uśmiechem, po czym wyszedłem z biura. Cudowna kobieta.

anywhere | dylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz