Coś bez przerwy pikało. Nie otwierając oczu powiedziałam:
- Wyłączcie to pikanie, denerwujące jest.
- Doktorze! Obudziła się! - ktoś krzyknął.
Podniosłam powieki. Byłam w jakimś białym, bardzo dobrze oświetlonym pomieszczeniu. Po prawej stronie łóżka na którym leżałam, stała aparatura, a po lewej, na plastikowym stołeczku siedział Daniel. Trzymał mnie za rękę.
- Co się stało? Gdzie ja jestem? - zapytałam.
- Jesteś w szpitalu. Zemdlałaś wczoraj wieczorem na plaży.
Już miałam odpowiedzieć, kiedy wszedł doktor. Był całkiem młodym mężczyzną z ostrymi rysami twarzy, ale łagodnymi, zielonymi oczami. Wyglądał na miłego.
- Dzień dobry. Jestem doktor James. - przedstawił się.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam - co mi dolega?
- Po objawach, o których powiedział mi pan Platzman, wnioskuję, że to tylko osłabienie odporności, ale musimy poczekać jeszcze na wyniki
morfologii.- Dobrze, rozumiem. Kiedy będę mogła stąd wyjść?
- Myślę, że jeśli wyniki nie wykażą niczego podejrzanego, to nawet dziś po południu.
- To super! Dziękuję.
Po moich słowach pan James wyszedł, zostawiając mnie z Danielem samych.
- Wiesz jak okropnie mnie wystraszyłaś?! - rzekł chłopak - strasznie się o ciebie bałem, kiedy tak nagle zemdlałaś.
- Przepraszam. Nie chciałam napędzić ci stracha, ale wiesz, że to ode mnie nie zależało. Gdybym tylko mogła to powstrzymać, zrobiłabym to.
- Wiem - uścisnął mocniej moją dłoń, i uśmiechnął się.
Czekając na wyniki badań, przez pół dnia gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Śmialiśmy się z drobnych rzeczy i wydawać się mogło, że raczej nic nie zepsuje nam humoru, nawet pobyt w szpitalu. Jednak bardzo się pomyliłam.
Koło drugiej po południu lekarz zaprosił nas do swojego gabinetu. Wskazał na krzesło przy biurku i poprosił, by Platz usiadł i ja koło niego, a sam zajął miejsce na skórzanym fotelu naprzeciwko nas.
- I jak proszę pana, - zapytałam - wypisze mnie pan stąd dziś?
- Niestety nie mam zbyt dobrych wieści... Morfologia nie wyszła pomyślnie. Objawy też się zgadzają. Po tylu latach w tej pracy, nadal ciężko mi mówić o takich rzeczach...
- Proszę, niech pan już nie owija w bawełnę. - szepnęłam - Chcę wiedzieć co mi mi jest.
- Ma pani białaczkę szpikową.
- Niech sobie pan nawet nie żartuje! - Daniel wstał nagle z krzesła, które prawie się wywróciło. Jak to jest w ogóle możliwe?
- Czy wyglądam jakbym żartował?
Mężczyźni dalej zawzięcie dyskutowali, a ja siedziałam pogrążona w ciszy i własnych myślach. Rozpłakałam się. Białaczka... Straszna choroba, ale wyleczalna. Wiedziałam, że od tamtej chwili będzie jeszcze ciężej niż dotąd, ale nie mogłam tracić nadziei. W szczególności dlatego, że nareszcie znalazłam przyjaźń, miłość z moich snów i sens życia, jakim była muzyka. Postanowiłam walczyć o swoje szczęście i zdrowie.
- Chcę wracać do Monmouth. - powiedziałam spokojnie przerywając kłótnię między mężczyznami.
- Czekaj, co? - zapytał zdziwiony Platz.
- Wiem, że da się to wyleczyć, chociaż łatwo nie będzie, ale chcę spróbować. W Monmouth przecież też mamy szpitale. Mogę tam teraz jechać doktorze?
- Dlaczego nie. Tylko muszę pani podać leki na odporność, a resztą zajmą się już tam.
- Dobrze, dziękuję.
Zostałam wypisana. Daniel znalazł najszybszy samolot do Ameryki. Spakowaliśmy się i polecieliśmy. Platz prawie bez przerwy milczał. Kiedy spytałam się go o co chodzi, odpowiedział wymijająco, że o nic. Nie uwierzyłam, bo wiedziałam, że chodzi o mnie. Sama się dziwiłam, że przyjęłam informacje o białaczce tak łagodnie.
Po kilku godzinach byliśmy na miejscu. Powiedziałam o wszystkim mamie i Alexowi. Obydwoje byli przerażeni. Widząc to, tak troszkę straciłam tą pewność, że wyzdrowieje, ale starałam się myśleć optymistycznie. Musiałam jeszcze powiedzieć Mii, a to było chyba najtrudniejsze. Nie wiedziałam jak dziewczyna to przyjmie. Spotkałyśmy się w parku. Opowiedziałam jej całą historię, nie pomijając pocałunku. Kiedy usłyszała o moim raku, zrobiła się jakaś dziwna. Szybko się pożegnała i odeszła. Nie wiedziałam co się jej stało do czasu jednego sms-a. Siedziałam wtedy z Danielem (nie odstępował mnie na krok) u jakiegoś lekarza i omawiałam szczegóły leczenia. Najpierw leki wspierające odporność, później chemioterapia, a jeśli to by nie pomogło, uratować mnie mógł tylko przeszczep szpiku. Przyszła mi na telefon wiadomość od Mii "Przykro mi, ale nie chcę się zadawać z kimś, kto umrze. Z Imagine Dragons było super, ale to już koniec. Nie dzwoń ani nie pisz więcej."
Cały ognik optymizmu pękł jak bańka. Przyłożyłam dłoń do twarzy i zaczęłam szlochać. Niezgrabnie wyjechałam z gabinetu. Perkusista pobiegł za mną i wołał, żebym się zatrzymała. Nie słuchałam go. Pędziłam szybko nawet nie wiedząc dokąd. Zatrzymałam się dopiero kiedy chłopak, dogoniwszy mnie, zatrzymał mój wózek i złapał moje ramię. Zaczęłam się wyrywać prawie spadając z pojazdu.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam.
- Już raz ci mówiłem, że nigdy cię nie zostawię i zamierzam trzymać się tego słowa.
- Nie rób tego z litości. - uspokoiłam się trochę i pokazałam mu wiadomość - Lepiej od razu o mnie zapomnij.
- Nie mam najmniejszego zamiaru zapominać o kimś, kogo kocham! A Mia nie była warta twojego zainteresowania, a tym bardziej twoich łez. Uda ci się wyzdrowieć, czuję to całym sercem.
- Na prawdę tak myślisz? - wytarłam oczy.
- Pewnie! Tylko obiecaj mi, że się nie poddasz.
- Obiecuję.
Daniel uścisnął mnie mocno. Wróciliśmy do szpitala. W ciągu kilku dni miały się odbyć przygotowania do chemioterapii.
CZYTASZ
Miłość wbrew wszystkiemu. Daniel Platzman.
Hayran KurguEmma, dziewczyna która jeździ na wózku inwalidzkim i kocha zespół Imagine Dragons. Ma wiele marzeń których nigdy nie spełni przez swoje sparaliżowane nogi... A może jednak... Pewnego dnia zespół przyjeżdża do jej miasta. Emma na koncercie przez pr...