XII

203 14 1
                                    

Coś bez przerwy pikało. Nie otwierając oczu powiedziałam:

- Wyłączcie to pikanie, denerwujące jest.

- Doktorze! Obudziła się! - ktoś krzyknął.

Podniosłam powieki. Byłam w jakimś białym, bardzo dobrze oświetlonym pomieszczeniu. Po prawej stronie łóżka na którym leżałam, stała  aparatura, a po lewej, na plastikowym stołeczku siedział Daniel. Trzymał mnie za rękę.

- Co się stało? Gdzie ja jestem? - zapytałam.

- Jesteś w szpitalu. Zemdlałaś wczoraj wieczorem na plaży.

Już miałam odpowiedzieć, kiedy wszedł doktor. Był całkiem młodym mężczyzną z ostrymi rysami twarzy, ale łagodnymi, zielonymi oczami. Wyglądał na miłego.

- Dzień dobry. Jestem doktor James. - przedstawił się.

- Dzień dobry. - odpowiedziałam - co mi dolega?

- Po objawach, o których powiedział mi pan Platzman, wnioskuję, że to tylko osłabienie odporności, ale musimy poczekać jeszcze na wyniki
morfologii.

- Dobrze, rozumiem. Kiedy będę mogła stąd wyjść?

- Myślę, że jeśli wyniki nie wykażą niczego podejrzanego, to nawet dziś po południu.

- To super! Dziękuję.

Po moich słowach pan James wyszedł, zostawiając mnie z Danielem samych.

- Wiesz jak okropnie mnie wystraszyłaś?! - rzekł chłopak - strasznie się o ciebie bałem, kiedy tak nagle zemdlałaś.

- Przepraszam. Nie chciałam napędzić ci stracha, ale wiesz, że to ode mnie nie zależało. Gdybym tylko mogła to powstrzymać, zrobiłabym to.

- Wiem - uścisnął mocniej moją dłoń, i uśmiechnął się.

Czekając na wyniki badań, przez pół dnia gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Śmialiśmy się z drobnych rzeczy i wydawać się mogło, że raczej nic nie zepsuje nam humoru, nawet pobyt w szpitalu. Jednak bardzo się pomyliłam.

Koło drugiej po południu lekarz zaprosił nas do swojego gabinetu. Wskazał na krzesło przy biurku i poprosił, by Platz usiadł i ja koło niego, a sam zajął miejsce na skórzanym fotelu naprzeciwko nas.

- I jak proszę pana, - zapytałam - wypisze mnie pan stąd dziś?

- Niestety nie mam zbyt dobrych wieści... Morfologia nie wyszła pomyślnie. Objawy też się zgadzają. Po tylu latach w tej pracy, nadal ciężko mi mówić o takich rzeczach...

- Proszę, niech pan już nie owija w bawełnę. - szepnęłam -  Chcę wiedzieć co mi mi jest.

- Ma pani białaczkę szpikową.

- Niech sobie pan nawet nie żartuje! - Daniel wstał nagle z krzesła, które prawie się wywróciło. Jak to jest w ogóle możliwe?

- Czy wyglądam jakbym żartował?

Mężczyźni dalej zawzięcie dyskutowali, a ja siedziałam pogrążona w ciszy i własnych myślach. Rozpłakałam się. Białaczka... Straszna choroba, ale wyleczalna. Wiedziałam, że od tamtej chwili będzie jeszcze ciężej niż dotąd, ale nie mogłam tracić nadziei. W szczególności dlatego, że nareszcie znalazłam przyjaźń, miłość z moich snów i sens życia, jakim była muzyka. Postanowiłam walczyć o swoje szczęście i zdrowie.

- Chcę wracać do Monmouth. - powiedziałam spokojnie przerywając kłótnię między mężczyznami.

- Czekaj, co? - zapytał zdziwiony Platz.

- Wiem, że da się to wyleczyć, chociaż łatwo nie będzie, ale chcę spróbować. W Monmouth przecież też mamy szpitale. Mogę tam teraz jechać doktorze?

- Dlaczego nie. Tylko muszę pani podać leki na odporność, a resztą zajmą się już tam.

- Dobrze, dziękuję.

Zostałam wypisana. Daniel znalazł najszybszy samolot do Ameryki. Spakowaliśmy się i polecieliśmy. Platz prawie bez przerwy milczał. Kiedy spytałam się go o co chodzi, odpowiedział wymijająco, że o nic. Nie uwierzyłam, bo wiedziałam, że chodzi o mnie. Sama się dziwiłam, że przyjęłam informacje o białaczce tak łagodnie.

Po kilku godzinach byliśmy na miejscu. Powiedziałam o wszystkim mamie i Alexowi. Obydwoje byli przerażeni. Widząc to, tak troszkę straciłam tą pewność, że wyzdrowieje, ale starałam się myśleć optymistycznie. Musiałam jeszcze powiedzieć Mii, a to było chyba najtrudniejsze. Nie wiedziałam jak dziewczyna to przyjmie. Spotkałyśmy się w parku. Opowiedziałam jej całą historię, nie pomijając pocałunku. Kiedy usłyszała o moim raku, zrobiła się jakaś dziwna. Szybko się pożegnała i odeszła. Nie wiedziałam co się jej stało do czasu jednego sms-a. Siedziałam wtedy z Danielem (nie odstępował mnie na krok) u jakiegoś lekarza i omawiałam szczegóły leczenia. Najpierw leki wspierające odporność, później chemioterapia, a jeśli to by nie pomogło,  uratować mnie mógł tylko przeszczep szpiku. Przyszła mi na telefon wiadomość od Mii "Przykro mi, ale nie chcę się zadawać z kimś, kto umrze. Z Imagine Dragons było super, ale to już koniec. Nie dzwoń ani nie pisz więcej."

Cały ognik optymizmu pękł jak bańka. Przyłożyłam dłoń do twarzy i zaczęłam szlochać. Niezgrabnie wyjechałam z gabinetu. Perkusista pobiegł za mną i wołał, żebym się zatrzymała. Nie słuchałam go. Pędziłam szybko nawet nie wiedząc dokąd. Zatrzymałam się dopiero kiedy chłopak, dogoniwszy mnie, zatrzymał mój wózek i złapał moje ramię. Zaczęłam się wyrywać prawie spadając z pojazdu.

- Zostaw mnie! - krzyknęłam.

- Już raz ci mówiłem, że nigdy cię nie zostawię i zamierzam trzymać się tego słowa.

- Nie rób tego z litości. - uspokoiłam się trochę i pokazałam mu wiadomość - Lepiej od razu o mnie zapomnij.

- Nie mam najmniejszego zamiaru zapominać o kimś, kogo kocham! A Mia nie była warta twojego zainteresowania, a tym bardziej twoich łez. Uda ci się wyzdrowieć, czuję to całym sercem.

- Na prawdę tak myślisz? - wytarłam oczy.

- Pewnie! Tylko obiecaj mi, że się nie poddasz.

- Obiecuję.

Daniel uścisnął mnie mocno. Wróciliśmy do szpitala. W ciągu kilku dni miały się odbyć przygotowania do chemioterapii.

Miłość wbrew wszystkiemu. Daniel Platzman.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz