Nie mam pojęcia, ile czasu biegłam. Dziesięć minut? Pół godziny? Nie ważne, chciałam, jak najszybciej stamtąd uciec. Nie chcę myśleć o tym, co się wydarzyło. Nie mam zielonego pojęcia, co bym zrobiła, gdyby ten facet posunął się dalej.
W końcu zatrzymałam się, żeby złapać oddech. Obróciłam się za siebie, ale nikogo nie zauważyłam. Po co ja w ogóle biegłam? Przecież nikt mnie nie gonił.
Rozejrzałam się i zobaczyłam, że jestem za miastem. I co ja mam zrobić? Zbliżała się noc, a ja nie miałam gdzie spać. Była jesień, więc nie było tak źle. Jest szansa, że się nie wyziębię, jakby to było zimą. Nie pozostało mi nic innego, jak iść do celu mojej podróży. Gdy wystarczająco uspokoiłam oddech, ruszyłam dalej przed siebie.
Trzy dni później
Wreszcie dotarłam do Nowego Yorku! Tak bardzo się cieszyłam, bo od kilku dni nic nie jadłam i mało co spałam. Nie było to dla mnie nic nowego, bo już nie raz zdarzały się sytuacje, że głodowałam i nie spałam.
To miasto jest piękne. Jeszcze nie wiedziałam, co zrobię, ale wiedziałam, że to był dobry wybór. Musiałam coś wymyślić w najbliższym czasie. Na tamten moment postanowiłam pójść do parku. Tam w spokoju będę mogła pomyśleć. Dobrze wiedziałam, że w tutaj mieszka i pracuje mój ojciec, ale wiedziałam też, że do niego nie pójdę.
Siedziałam na ławce w parku już dobrych kilkanaście godzin. Słońce niedawno wzeszło, a ja dostrzegłam biegnącego człowieka. Boże, kto biega o piątej rano? Po dłuższej chwili przyglądania się mu, on także mnie zauważył i podbiegł do mnie.
- Można? – Spytał.
- Proszę. –Odpowiedziałam.
Na moje oko miał ze dwadzieścia pięć lat. Był wysokim i dobrze zbudowanym blondynem. Czułam, że skądś go kojarzę, ale nie wiem skąd.
- Jak masz na imię?– Zapytał po chwili nieznajomy.
- Annabeth. – Oznajmiłam. – A ty?
- Jestem Steve Rogers.
Szlag by to wziął! Mój ojciec nazywa się Steve Rogers i mieszka w Nowym Yorku. Mieszka tu tyle ludzi i akurat jego musiałam spotkać o piątej rano w parku.
- Co tu robisz o tak wczesnej porze? – Dopytuje Rogers.
- Siedzę, nie widać? – Odpowiadam zdenerwowana.
- Nie powinnaś być w domu z rodzicami? – No cóż za ironia panie Rogers.
Przegiął. Zdecydowanie. Wstałam z ławki i stanęłam przed nim.
- Nie mam rodziców. Muszę już iść. – Powiedziałam i odwróciłam się.
Szybkim krokiem oddaliłam się od mojego ojca. Co tu się przed chwilą wydarzyło? Siedziałam na ławce w parku z moim ojcem, którego nienawidzę ipo prostu z nim rozmawiałam. Co się ze mną dzieje?
CZYTASZ
Child Of Magic
FanfictionAnnabeth Costel ma w sobie ogromną moc, której jest świadoma. Używa jej czasami do pomocy ludziom. Od roku tuła się po świecie unikając policji, bo wie, że kiedy ją złapią pójdzie do domu dziecka, a tego nie chce. Czy spotka kogoś na swojej drodze k...