Rozdział 4

6.9K 295 73
                                    

Podniosłam głowę zirytowana. Miałam na niego spojrzeć? Proszę bardzo. Obróciłam się i zdjęłam kaptur.

- Coś jeszcze? – Spytałam zniecierpliwiona.

Jego mina wyrażała zaskoczenie, ale dostrzegłam też smutek.

- Co ci się stało? Kto ci to zrobił? – Mężczyzna był wyraźnie zmartwiony.

- Nic się nie stało. Wykonałam polecenie więc teraz mnie puść. – Nie chciałam dłużej z nim rozmawiać. 

Teraz nagle zaczął się martwić?

- Powinien to zobaczyć lekarz. – Mówił dalej, jakby nie słyszał mojej odpowiedzi, a jego ręka dalej spoczywała na moim ramieniu. - Chodź ze mną.

- Po co? Za kilka dni się zagoi i będzie po sprawie. – Mówiłam i dalej próbowałam się wyrwać, ale Rogers nie odpuszczał.

- Najpierw musi cię zobaczyć lekarz. – Odpowiedział stanowczo.

I co miałam w tej sytuacji zrobić? Nie użyję swojej mocy przy nim, bo nie chcę wszczynać bójki i robić niepotrzebnego szumu dookoła. Westchnęłam i ruszyłam za Kapitanem. Postanowiłam założyć kaptur, żeby nie oszczędzić nam niepotrzebnej uwagi.

Szliśmy w stronę centrum miasta. Nie daleko zauważyłam Avengers Tower.

- My... Idziemy tam?– Spytałam zdezorientowana, na co Rogers pokiwał twierdząco głową.

Nie ma takiej opcji.

- Ja tam nie idę. –Zatrzymałam się na środku chodnika.

- Dlaczego? –Również się zatrzymał i na mnie spojrzał.

- Po prostu nie, i koniec. – Rzuciłam po chwili, nie mogąc wymyślić wiarygodnej wymówki.

- Nie bój się, nic ci się nie stanie. Mój kolega zobaczy twoje rany i będziesz mogła iść, gdzie chcesz. – Mówił dalej opanowany.

Po dłuższej chwili ciszy, ruszyliśmy do budynku największego miliardera. Przy wejściu stało kilku strażników, którzy bacznie mnie obserwowali.

- Ona jest ze mną.– Oznajmił mężczyznom Kapitan i razem przeszliśmy przez bramę.

Byłam tu pierwszy raz. Serce zaczęło mi szybciej bić, a oddech nieznacznie przyspieszył. Kiedy weszliśmy do środka czułam się jak intruz. Każda para oczu była skierowana na mnie. Gdy przechodziłam obok grupki kobiet, usłyszałam ich szepty.

- Co to za dziewczyna? – Zaczęła blondynka.

- Wygląda jak jakaś bezdomna. Na pewno przyszła żebrać. – Dorzuciła swoje trzy grosze brunetka.

Dalszej wymiany zdań nie słyszałam, bo wsiedliśmy do windy. Mężczyzna wybrał odpowiedni numer i ruszyliśmy. Nie minęło kilka sekund, a winda się zatrzymała i otworzyła.

- Jesteśmy na dwudziestym dziewiątym poziomie. – Oznajmił widząc moje zaskoczenie. – Chodź.

Ruszyłam za Rogersem. Rozglądałam się po drodze dookoła i dostrzegłam za szybami łóżka szpitalne. Kapitan podszedł do drzwi oznaczonych numerem szesnaście i otworzył je bez pukania. Weszłam zaraz za nimi zobaczyłam Bruce'a Bannera siedzącego za białym biurkiem.

- Cześć Bruce. Mam do ciebie małą prośbę. – Zaczął Rogers.

- O co chodzi Steve?– Zapytał wstając z krzesła.

- Dziewczyna miała mały wypadek. – Wskazała na mnie i kontynuował. – Mógłbyś się nią zająć?

- Kto to? – Banner przyglądał mi się uważnie z założonymi rękami.

- Annabeth. – Odpowiedział mężczyzna, jakby to była najbardziej oczywista rzeczna świecie.

- Dobra, siadaj tutaj. – Westchnął Bruce i wskazał łóżko. – Jestem doktor Banner. Powiedz mi, co się stało.

- Pobili mnie, nie widać? – Rzuciłam sarkastycznie.

- Steve, skąd ty ją wytrzasnąłeś chłopie? – Pyta z niedowierzaniem lekarz.

- Spotkałem ją w parku podczas porannego biegania. – Odpowiedział Kapitan wzruszając ramionami.

- Okej. To teraz powiedz mi, gdzie oberwałaś? – Ponownie zwrócił się do mnie.

- Twarz i brzuch.

- Połóż się i pokaż mi brzuch. – Powiedział, poprawiając okulary.

- Wolę nie. – Odparłam pod nosem.

- W takim razie nie będę cię zmuszał. – Rzucił zrezygnowany i podszedł do jednego z regałów. – Opatrzę ci tylko tą ranę i podasz mi numer do swoich rodziców, żeby mogli cię odebrać.

- Mama zmarła rok temu. – Odpowiadam bez wahania.

- Przykro mi. A ojciec? – Bruce podszedł do mnie z niedużą apteczką.

- Nie wie o mnie. –Rzuciłam czując, że mogę mu zaufać.

- To gdzie ty mieszkasz? – Zapytał Kapitan.

- Rok temu uciekłam z domu dziecka. I nie, nie zamierzam tam wracać.

- Wiesz, że będziemy zmuszeni zadzwonić na policję? – Informuje mnie spokojnie doktor Banner.

- Mogę porozmawiać z panem na osobności? – W końcu zdecydowałam się na ten krok. 

Nie mam wyjścia, muszę ich jakoś przekonać, żeby nigdzie nie dzwonili. Postanowiłam, że zaufam doktorowi i powiem mu o wszystkim.

Child Of MagicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz