08

7.3K 249 108
                                    

!!W ROZDZIALE SĄ PRZEKLEŃSTWA!!

Ashton.

Od godziny siódmej jesteśmy na nogach. No, nie wszyscy.. Am śpi, a Mikey gdzieś zwiał. Nie ma go w jego pokoju! Nagle słyszę głos Cal'a.

- Ashie! Chodź szybko! - Piszczał jak mała dziewczynka. Idąc za głosem poszedłem na górę i tam zobaczyłem nie-azjatę z polaroidem w dłoni.

- Co chcesz i poco ci aparat? - Spytałem.

- Znalazłem Michael'a, chodź.- Cały czas się uśmiechał. Otworzył po chwili drzwi od pokoju dziewczynki i pokazując mi bym był cicho wślizgnął się do środka, co ja też zrobiłem. Ujrzałem przeuroczy widok, Ameline leżała skulona w objęciach zielonowłosego. Tak znów je pofarbował. Calum zaczął pstrykać im zdjęcia. Zrobił ich aż trzy.

- Urocze dzieciątka na trzech zdjęciach. - Wyszeptał. - Jedno na ścianę, drugie dla młodej. - Położył fotografię na jej biurku. - A trzecie idę położyć Mikey'owi na komodę. - Calum zniknął za drzwiami, a ja poszedłem na dół zrobić śniadanie. Cały czas w głowie mam ten uroczy widok.

Ameline.

Coś na mnie leży? Powoli otworzyłam oczy. To Michael, powoli przypomniała mi się nocna sytuacja. Zrobiło mi się głupio, on wstał i siedział ze mną specjalnie bym nie była samotna i nie płakała. Dobra, trzeba wstać.

- Michael..- szturchnęłam go. - Michael, wstań.. - On tylko mruknął coś pod nosem. Czy on ze mnie kpi? - Mikey, no wstań!

- C-co? - W szybkim tępie wstał z łóżka. - O! Dzień dobry!

- Cześć. - Odpowiedziałam. - Trzeba się ubrać, więc do zobaczenia na dole!

- Jasne, to do za chwilę! - Zaśmiałam się razem z nim a on wyszedł z pokoju.

Podeszłam do mojej szafy wyciągając czarne dżinsy i czarną koszulkę z napisem 'Hello darkness my old friend'. Szybko się przebrałam i wyczesałam włosy. Stwierdziłam, że mogę zdjąć bandaż bo z ran zostały same strupy. Gotowa zeszłam na dół, gdzie zastałam chłopaków. Oprócz Luke'a. Usiadłam przy stole, gdzie stała jajecznica i zaczęłam ją jeść.- Gdzie Luke? - Spytałam.

- Pojechał po Arzaylee* - Zatrzymałam widelec w połowie drogi, gdy usłyszałam wypowiedź loczka. - Spokojnie, Calum nam powiedział. przy nas będziesz bezpieczna.

- Mamy też plan, jak pokrzazać Lukeyowi, że Arzajrela nie jest świeta. - Mówił, a raczej pluł jedzeniem Cal. Wszyscy spojrzeliśmy na niego z niesmaczeniem. - Co?

- Nic, Cal.. Nic - Powiedział Mike. - To plan jest taki, że gdy Arz wejdzie do twojego pokoju zaprowadzimy tam Luke'a bu zobaczył co sie święci. W porę gdy będzie robić się ostro zareagujemy. - Kiwnęłam głową w zrozumieniu. Czyli Luke mi nie wierzy? Trochę to smutne, ale rozumiem go. Kocha ją i nie wyobraża sobie, że mogłaby mi coś zrobić.

Ktoś Wchodzi do do domu. Zaraz się zacznie. Tak jak miałam zrobić pobiegłam do swojego pokoju. I czekałam z uchylonymi drzwiami coraz bardziej się denerwując. Nagle usłyszałam stukot butów i ktoś wszedł do pokoju.

- Co szmato! Myślałaś, że się nie dowiem?! - Krzyczała a ja cofnęłam się o kilka kroków w tył. - Nie uciekaj, mówiłam, że jak powiesz to dostaniesz mocniej! - Popchnęła mnie i dała w twarz. Miarka sie przebrała gdy kopnęła w brzuch.

- Aaa! Z-o-ostaw mnie!! - Krzyczałam. Gdy miałam dostać jeszcze raz ktoś wtargnął do pokoju. Arzaylea została odciągnięta ode mnie przez Luke'a!

- Masz sie wynosić!! Rozumiesz, suko! - Krzyczał blondyn.

Ja byłam zszokowana. Co się tak właściwie dzieje? Czułam płynącą po moim policzku krew i łzy. Widziałam krzyki, ale nie wiedziałam co robić. Arzaylei już tu nie było a chłopcy stali przede mną. Nagle, poczułam jak ktoś mnie przytula i... Płacze? Zauważyłam blond czuprynę. Luke.

- Przepraszam, Am. Ja nie wiedziałem. Przepraszam, proszę wybacz mi. Przepraszam.. - Mówił.

- Luke, spójrz na mnie.. - Zrobił to o co go poprosiłam. Jego zaszklone oczy patrzyły na mnie. - To nie twoja wina, rozumiesz? Nie mogłeś na to nic poradzić.

- Ale...

- Nie ma żadnego ale. Nic ci się nie stało, ja żyje. Nie jestem wcale na ciebie zła. A więc uśmiechnij się dla mnie. - Już po chwili uśmiechaliśmy się do siebie przez łzy. Nawet nie zauważyliśmy, że nie ma z nami chłopaków.

- Chodź, trzeba ci to opatrzeć. - Powiedział.

Stałam właśnie przed Lukiem, który przyklejał mi plaster na rozcięty polik. Już po chwili byłam opatrzona, więc mogliśmy zejść na dół. Gdy stałam z blondynem na dole, zostaliśmy zaatakowani wzrokiem chłopaków. Uśmiechnęłam się.

- Czujemy się dobrze, wszystko jest w należytym porządku. - Widać,że odetchnęli z ulgą. Ciszę przerwał Michael.

- Jedziemy do centrum handlowego kupić tobie - Spojrzał na mnie. - rzeczy do szkoły. - Dokończył. - Zbierać się!

Dlatego teraz siedzę w aucie, śpiewając z moimi braćmi jedną z piosenek Green Day'a kierując się do centrum handlowego.

____________________________

WOW to najdłuższy rozdział w całej książce!

𝘈𝘋𝘖𝘗𝘛𝘌𝘋 ⁵ˢᵒˢOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz