ROZDZIAŁ III OKRUCHY PRZESZŁOŚCI

340 49 149
                                    

Moje życie nigdy nie było łatwe. Od początku miałam pod górkę, zmuszona walczyć o wszystko. Gdy tylko na nieboskłonie rozbłyskiwała gwiazdka nadziei, natychmiast przysłaniana była przez ciemne, ciężkie chmury zbierające się do huraganu, niszczącego na swej drodze wszystko, co udało mi się zbudować. Los zdawał się grać ze mną nieczysto. Dlatego w tym jednym momencie na korytarzu wszystko wydawało się tak nierealne, proste, niemal niematerialne. Ukochana rodzicielka stała tam! Kochana! Spokojna! Wyczekująca! Nie trwało to długo nim mój powolny bieg, przemienił się w szaloną gonitwę, w której nie liczył się otaczający mnie świat, nie liczyli się ludzie na korytarzu. Goniłam za swym szczęściem. Za prawdziwym istnieniem. Ważna była tylko ona! Cel był coraz bliżej! Jak mówiłam, życie bywa jednak cholernie przekorne. Nie inaczej stało się tym razem. Niespodziewanie przed oczyma wyrosła postać puszystej pielęgniarki niosącej leki. Pęd ciała spowodował, że nie sposób było uniknąć zderzenia dwóch materialnych bytów, które złączyły się ze sobą, tańcząc przez krótką chwilę w powietrzu. Receptory na mym ciele zarejestrowały bolesne spotkanie z twardą podłogą. Świat zawirował, w jednej chwili zrobiło się ciemno. Leki niesione przez pracownicę służby zdrowia z hukiem rozsypały się po całym korytarzu.

— Mamo — wyszeptałam, coraz słabiej widząc postać na końcu korytarza, która znikała w oparach mgły coraz mocniej przesłaniającej oczy.

W jednej chwili przeniosłam się gdzieś daleko. Nie potrafiłam określić ani jak, ani gdzie się znalazłam. Dusze przeniknął błogi spokój. Stałam się tą, zwiewną, delikatną mgłą, krążącą gdzieś na korytarzu szpitala pełnego ludzi. Stałam się cichą, niemą obserwatorką.

***

Ten kawałek nieodłącznie kojarzy mi się z mamą Aoife(czytaj EJFA)

— Mamusiu, czy długo jeszcze będziemy tu czekać? Nudzę się! — Ze łzami w oczach wykrzyczała wyraźnie znudzona, mała dziewczynka o ciemnych włosach i pięknych zielonkawych tęczówkach. Wtulona w swą matkę, zdawała się być z nią jednością. Uczucie bijące z oczu dziecka, nie pozostawiało złudzeń. Osoba obok niej była dla niej ważna, być może najważniejsza w życiu.

— Kochanie, chwileczkę — powiedziała, nerwowo spoglądając na złoty zegarek na przegubie ręki. — Zaraz sprawdzimy co mam dla ciebie — oświadczyła, sięgając w głąb swej dużej torebki. Dziewczynka przyglądała się mamie z ogromnym zaciekawieniem. W jej dużych oczach dostrzec można było wyczekiwanie. Kobieta dłuższą chwilę, niespokojnie poszukiwała czegoś wewnątrz, przerzucając wielkie ilości przedmiotów zgromadzonych wewnątrz jej shopperki.  Wreszcie przez twarz kobiety przemknął promyk zadowolenia.

— Mam! Zobacz kochanie, kogo zabrałam ze sobą! To pan Twist — powiedziała kobietaz wyraźną radością . Jej twarz rozświetliła się w pogodnym uśmiechu, przepełnionym ogromnym ładunkiem uczuć. Po chwili radość gwałtownie zniknęła jednak z jej twarzy, a kobieta ze strachem rozejrzała się wokół, jak gdyby przez krótką chwilę próbowała się zorientować, gdzie faktycznie się znajduje.

Wielkie szpitalne okno, przy którym stały, iluminowały teraz promienie słońca, które wyszło zza chmur. Załamujące się promienie cudownie rozświetlały matkę. Dziecko dłuższą chwilkę wpatrywało się w to przedziwne zjawisko. Rodzicielka zdawała się mieć nieziemskie pochodzenie. Być aniołem, dobrym duchem strzegącym niewinnej duszyczki małej istoty stojącej u jej stóp.

— Taaaaaak. Pan Twist! Mamusiu, kocham cię! — Ożywiła się dziewczynka, łapczywie wtulając się w matkę. Chwila nieoczekiwanej czułości sprawiła kobiecie wyraźną przyjemność, którą wyrażała, przyciskając  malutką główkę dziecka do swojej piersi.

Dwa światy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz