ROZDZIAŁ IV: OTCHŁAŃ SAMOTNOŚCI

274 49 150
                                    

Czy wiesz, jak brzmi cisza? Prawdziwe, świdrujące, przenikające powietrze milczenie otaczającego Cię świata? Stan, w którym zmysły tak szaleńczo domagają się bodźców, że słyszysz bicie własnego serca tłoczącego krew w tętnice ciała. Rzadkie warunki, w których ludzie mogą oddać się błogiej przyjemności błądzenia myślami po zakamarkach umysłu. Momenty, w których Twój rozum rozkręca na dobre swe twórcze możliwości, gdy zwolnione zasoby rozpędzają potok myśli tak bardzo, że nie sposób nad nim w żaden sposób zapanować. Czy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo potrzebna jest nam ta chwila rozkosznego wytchnienia? Nie?! Ja wiem doskonale! I szczerze powiedziawszy, nie pamiętam już, kiedy ostatni raz dane mi było być w tak komfortowej sytuacji. Moi kompani, wieczni towarzysze życia — głosy, które wciąż rozbrzmiewały w głowie, nigdy nie pozwalały mi pozostać samej.

Nie inaczej było tego poranka, gdy przytępione lekami zmysły wybudzały się z letargu do życia. Rozpoznałam metaliczno–gorzkawy posmak w ustach, świadczący o aplikacji kolejnej dawki leków. Jak przez mgłę dostrzegałam dziwny pokój, w którym się tym razem znalazłam. Gdzie ja jestem? Co się dzieje? Dlaczego tu nie ma drzwi?

Na ścianach zamiast farby dostrzegłam biały materiał, którego faktura okazała się przyjemna w dotyku. Chcąc pobudzić otępiałe zmysły do działania, przesunęłam opuszkami palców, po tkaninie. Cudowna miękkość podłoża wywołała przyjemny dreszcz, który przeszył ciało. Instynktownie wtuliłam się w ścianę, łapczywie łaknąc, cudownego zmysłowego doznania. Tak bardzo potrzebowałam bliskości. Czułam wzrastającą we mnie przeraźliwą pustkę, ogromne osamotnienie, przerażający stan, w którym nie ma już nadziei na obecność drugiego człowieka.

 — HAHAHAHAA, idiotka! Jesteś żałosna! Kretynko, jesteśmy tu z tobą! Masz nas! — w mej głowie odezwała się kakofonia, pochodzących z przepastnej otchłani.

— Zostawcie mnie! Dlaczego nie dacie mi spokoju! — z przerażeniem wykrzyczałam w powietrze. Niepewnie rozejrzałam się po pokoju, próbując zlokalizować źródło głosów. Rozbiegany wzrok błądził po zakamarkach pomieszczenia, próbując doszukać się w szaleństwie odrobiny racjonalności. — Dlaczego mi to robicie? Dlaczego! Nie chcę! Odejdźcie! — łkając, przepełnionym furią głosem, wyrzuciłam z siebie. W gruncie rzeczy, sama nie wiedziałam, do kogo skierowane były te słowa. Pragnęłam całym sercem pozbyć się tej części mnie, która czuła lęk przed szeptami skrywającym się w głowie. Wyraźnie odczuwałam czyjąś obecność w pobliżu. Ciało przeszywał świdrujący wzrok, który gwałcił moje zmysły swą intensywnością.

Byłaś bardzo nieposłuszną dziewczynką! Pora na karę! — tubalny, przenikniętym chłodem lekko zniekształcony głos, sprawił, że ciało przeszył zimny dreszcz. Moc, jaką miał w sobie, powodowała, że docierał w najgłębsze zakamarki duszy. Niczym niszczycielska fala pochłaniał po drodze wszelką napotkaną nadzieję. Głos nie znosił sprzeciwu, był władczy, pewny swego, bezdennie odważny. Bez przeszkód przenikał w coraz to głębsze otchłanie mej podświadomość, potęgując paraliżujące uczucie osamotnienia. Próbowałam krzyczeć, wyłam, poszukując pomocy. Odpowiedziała mi jednak głucha cisza, przerywana jedynie, przez kolejne wybuchy niepohamowanej złości wszechwładnego tonu. — Wzniesiesz się na wyżyny swej świadomości! Gnijąca marna istoto! Osiągniesz stan podobny bogom, jesteś tu tylko we dwoje, jestem częścią Ciebie, a Ty mnie. — W jednej chwili mój oddech gwałtownie przyspieszył, a całe ciało wygięło się w nienaturalnej pozie, boleśnie napinając wszelkie mięśnie. Czułam, iż wszechwładny głos odebrał mi władzę nad ciałem. Wszelkie moje pragnienia w jednym momencie zostały zepchnięte w przepastne, zapomniane zakamarki duszy, niesione falą wewnętrznej pogardy, od istoty, która sprawowała teraz władzę absolutną. W tej chwili był tylko on, władczy, porywczy, zwycięski! Szalał w mojej głowie, zawłaszczając ciało. Czy potrafisz sobie wyobrazić, jak to jest stać się więźniem własnej podświadomości i przyglądać się jedynie jak ktoś steruje Twoim ciałem?! Jak ręce, które jeszcze chwilę temu wydawały się być Twoje, teraz poruszają się całkowicie niezależnie od twojej woli. Doprawdy to straszne uczucie. Wielka jak kosmos pustka, czarna dziura mej podświadomości, pochłaniała mnie bardziej z każdą sekundą marnego istnienia. Czułam przeraźliwą siłę, brutalnej istoty, wydzierającej ze mnie, kawałek po kawałku życiodajną esencję. Dusza zdawała rozpadać się na kawałki, odchodząc niczym łuszcząca się farba z substancji mej duszy, ogarniętej okowami przez władczą istotę.

Dwa światy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz