ROZDZIAŁ VII PRZEKORNY LOS...

1K 30 234
                                    

POV AVRIL PETERSON

UWAGA SCENY ZAWIERAJĄCE PODTEKST SEKSUALNY!

***

Osiem godzin wcześniej...

Kolejny kubek aromatycznej arabiki stanął na biurku. Zapach świeżo mielonych ziaren rozszedł się po całym pokoju, pobudzając ospałe zmysły do wytężonej pracy. Długie minuty dwunastogodzinnego dyżuru odciskały wyraźne piętno na kondycji całego organizmu. Skacząca powieka, subtelnie dawała znać, o nadmiarze kofeiny płynącej w żyłach. Głęboki wdech, zimnego wieczornego powietrza, wpadającego przez uchylone okno gabinetu, wypełnił płuca, dając tak potrzebne orzeźwienie. Nigdy nie potrafiłam dać za wygraną. Nie inaczej było tym razem. Posada ordynatora była kolejnym celem do odhaczenia na mojej liście, dla którego zamierzałam zrobić wszystko, co konieczne, aby go osiągnąć.

— Musisz być silna Avrill, skup się! — Próbowałam dopingować się do jeszcze chwili wytężonej pracy. Ręką sięgnęłam po teczkę pacjenta leżącą na biurku. Ze zdjęcia na pierwszej stronie spojrzały na mnie smutne, nieobecne oczy niegdyś pięknej kobiety — Aoifo Underwood co takiego łączy cię z Machonym — Wyszeptałam, stukając oskarżycielsko długopisem w zdjęcie. Ta kobieta była kluczem do mojego sukcesu, musiałam odnaleźć tylko właściwy zamek! 

Przewertowałam kolejne stronice obszernego materiału, zagłębiając się w historię jej choroby. — Cholera, na tę dziewczynę sprzysięgły się chyba wszystkie możliwe nieszczęścia tego świata — pomyślałam. — Pożar rodzinnego domu, chora na schizofrenię matka, choroba jej samej w tak młodym wieku? O co tu do cholery chodzi?? — Przerwałam czytanie, raptownie odsuwając od siebie teczkę, nie mogłam pozwolić sobie na słabość. Nie teraz! Wstałam zza biurka, podchodząc do uchylonego okna. Mimowolnie odpaliłam papierosa, próbując ukryć przed sobą zdenerwowanie. Posmak nikotyny szybko zagościł w moich ustach. Płuca łapczywie chłonęły dym, dostarczający dawno nieaplikowanej używki.

— Gdzie w tym wszystkim jest Machony? Co go łączy z tą historią? Dlaczego on tak interesuje się Twoim losem Aoifo Underwood? — Myśli gwałtownie przyspieszały. Na karku poczułam delikatne muśnięcie chłodnego, nocnego powietrza. Przyjemny dreszcz przeszył szyję, powodując gęsią skórkę na całym ciele. Delikatna pieszczota natury wywołała niespodziewaną reakcję. Ciepło rozlało się po ciele, powodując dziwną, gwałtowną falę podniecenia. Wzdrygnęłam się. Potrzebowałam faceta! Spojrzałam na leżący na biurku telefon. Głowę świdrowała jedna myśl. Anthony! Ten facet doskonale wiedział, jak zadowolić kobietę, na długim nocnym dyżurze. Tylko czy jest dziś w pracy? Chwyciłam komórkę, pośpiesznie wybierając numer. Nieoczekiwany dźwięk telefonu uprzedził moje poczynania. Spojrzałam na wyświetlacz. Robert... Nerwowo zerknęłam na godzinę. Dochodziła dwudziesta trzecia. — O cholera.. nie nie nie...— Nacisnęłam zieloną słuchawkę, pośpiesznie pakując do torebki rzeczy z biurka.

— Avril do cholery, gdzie Ty się znów podziewasz?! Jest dwudziesta trzecia! Czekam na ciebie jak idiota od trzech godzin! — Odezwał się gniewny głos w słuchawce.

— Kochanie, straciłam rachubę czasu. Obiecuję, że niedługo będę w domu.

— Miałaś rzucić tę idiotyczną pracę! — Niemal wykrzyczał mężczyzna. — Czekałem z kolacją, o której doskonale wiedziałaś! Mam tego dosyć. Znów mnie olałaś. My nie mamy już czego ratować Avrill. To koniec... — Ze słuchawki odezwał się tym razem spokojny, acz zrezygnowany ton głosu.

— Za piętnaście minut... — Pulsujący dźwięk w głośniku świadczył o przerwanym połączeniu. Poczułam ukłucie w piersi. Przez krótką chwilę nie wiedziałam co zrobić...stałam z telefonem przy uchu, wpatrując się w ciemną rzeczywistość za oknem. — Do cholery nie rozłączaj się! — Gwałtownie otrzeźwiałam. Pośpiesznie wybrałam jego numer.

Dwa światy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz