ROZDZIAŁ XII W OPARACH WSPOMNIEŃ

91 10 22
                                    

Pogrążony w ciemności świat, powitał strzępy zmęczonej świadomości. Dotychczasowa rzeczywistość legła w gruzach, zawaliła się wraz ze słowami Peterson brzmiącymi jak wyrok. Przeraźliwy, gęsty mrok spowił wszystko wokół mnie, szczelnie oplatając pnączami jaźń niczym bluszcz. Spragniona spokoju dusza błądziła w poszukiwaniu promyka światła, choćby małej iskierki nadziei w tej przeklętej, niegościnnej rzeczywistości. Byłam sama. Całkowicie samotna, pośród pustki otaczającego mnie świata. Skóra paliła żywym ogniem, mimo że czułam przejmujący chłód wokół mnie. Z wyciągniętymi przed siebie rękoma, po omacku, próbowałam odszukać znajome kształty, ostrożnie błądząc wśród wszechobecnego mroku.

— Zabiłaś! Zabiłaś, ojca! Czemu to zrobiłaś? Lubi krew! — Nieprzyjazne głosy wokół, rozpraszały zmysły, dezorientowały. Krążyły wokół jak sępy, pastwiły się, karmiąc się moim strachem.

— Cisza! — co sił w płucach wrzasnęłam, zasłaniając uszy. Wszelkimi sposobami próbowałam skupić myśli. Kręciło mi się w głowie. Jedyny zmysł, na którym mogłam w tej sytuacji polegać — słuch, bombardowany tysiącem odgłosów, odmawiał posłuszeństwa. Wrzaski pojawiające się co chwila z innej strony, kompletnie dezorganizowała wszelkie działanie. W głowie wirowało. Czułam się niczym na rozpędzonej kolejce górskiej, pędzącej na oślep w nicość. Wnętrzności podeszły mi do gardła. Ciśnienie wewnątrz głowy rozsadzało czaszkę. Mózg fiksował, nie mogąc odebrać, pożądanych bodźców z otoczenia.

— Pomóż mi — głos małej dziewczynki przeniknął wrzawę wokół. Był inny, przyjazny. Znałam go, choć nie wiedziałam skąd. Ze wszystkich sił skupiłam uwagę, próbując wychwycić właściwy dźwięk. Cichy szept był teraz moim jedynym ratunkiem, którego postanowiłam się trzymać jak ostatniej deski ratunku. Wiódł mnie w nieznane.

— Gdzie jesteś? Nie widzę Cię — wyszeptałam, lecz głos jakby nie należał do mnie. Poczułam zimny pot spływający po szyi. Wszechogarniający strach wlał się w moją duszę. Nieprzyjazny byt obserwował mnie z ciemności. Czułam na ciele jego dziki, kipiący gniewem, wzrok. Gwałtowny dreszcz, boleśnie przeszył plecy. Przejmujące zimno przenikało całe ciało. Dziki, pierwotny instynkt sprawił, że nogi same zerwały się do biegu. Dźwięk stóp odbił się echem od grubych betonowych ścian. Pomieszczenie, w którym mimowolnie się znalazłam zdawało się nie mieć końca.

— Stój! Nie chcemy umierać. Aoifa stój. Stój. Stój! Dlaczego ona idzie? Zabójczyni! — Głosy ciągle próbowały zmylić powzięty przeze mnie trop. Bały się czegoś, co znajdowało się przede mną. Tylko jeden byt wciąż podążał moim śladem. Czułam nieprzyjazną siłę, depczącą mi po piętach. Echo kroków z tyłu stawało się coraz silniejsze.

— Poprowadzę Cię! — delikatny, melodyjny głos dziewczynki znów dał o sobie znać.
Błysk rozświetlił drugą stronę pomieszczenia. Promyk światła jak igła przebił się przez gęstą zasłonę mroku. Lament głosów przybrał na sile. Tłum istot zebrał się do szaleńczej ucieczki, przemykając obok. Ich lodowate ciała ocierały się o mnie, szarpały, próbując wyrwać każdą cząstkę, która wciąż pozostała sobą. Skóra paliła żywym ogniem.

— Musisz być silna! Musisz iść do przodu! — krzyczało me wewnętrzne ja. Głos dodawał otuchy. Każdy krok był małym zwycięstwem. Ociężałe nogi, odmawiały posłuszeństwa. Wzięłam głęboki wdech, zmuszając się do nieludzkiego wysiłku. Nie zważając na zalewającą mnie falę istot, podświadomie brnęłam naprzód. Niepewny grunt pod stopami stawał się coraz twardszy. Członki ciała zdawały się być coraz lżejsze. Światło mocniej oświetlało mrok przede mną. Jasne promienie rozświetlały szarość wokół, roztaczając wokół cudowną aurę.

— Gdzie jesteś? — słowa same wypływały z krtani. Głucha cisza wokół, nie odpowiedziała. Kakofonia dźwięków sprzed paru chwil w jednym momencie ucichła.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 30, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dwa światy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz