Rozdział 1

30.3K 614 110
                                    

Kiedy człowiek pierwszy raz się zakochuje jego życie nieodwracalnie się zmienia i choćby nie wiedzieć jak się próbowało, to uczucie nigdy nie zniknie(...). I cokolwiek byś zrobił, zostanie z tobą.

Na zawsze.

Dni mijały mi bardzo wolno, wolniej, bo jestem sama. Chciałbym obudzić się z tego snu, ale to nie jest sen tylko słona prawda której nie cierpię.To wszystko mnie przytłacza coraz bardziej, ogarnia mnie ciemność z której ciężko mi jest się wydostać.
Myślę o nim każdego ranka, gdy otwieram oczy... Każdego wieczoru, kiedy gaszę światło...myślę o nim  w każdej chwili... tak bardzo mnie to boli, że nie potrafię sobie z tym poradzić. I nie wiem czy kiedykolwiek to zrobię.

-Wiktoria gotowa?- zapytała mama wchodząc do mojego pokoju.

-Puka się.- mówię zimnym tonem.

-Ehh...Czekam w samochodzie.- powiedziała i wyszła z pokoju.

Nawet nie próbowała się ze mną kłócić. Przez te ostatnie tygodnie tylko siedzę i płaczę. A wszystkich wokół traktuje jak wrogów. Nawet z dziewczynami nie rozmawiam. Można powiedzieć, że z dnia na dzień zerwałam z nimi kontakt. Próbowały ze mną pogadać, pomóc i to nie raz, ale za każdym razem źle się to kończyło.

Po tym wszystkim chcę być sama...zostałam zraniona...Chris wyjechał jak gdyby nic...
Nie wiem jak długo potrwa zanim zagoi się moja dziura w sercu. Być może nigdy. Ale chcę stąd wyjechać i zapomnieć o wszystkim, co mi go przypomina. Bo inaczej nie wytrzymam z bólu.

Złapałam swoją walizkę i rozjerzałam się po swoim pokoju, bo być może jestem tu ostatni raz. Nie wiem na jak długo wyjeżdżam...ale wiem jedno...nie wrócę tu szybko.
Mama już była w samochodzie, aby odwieść mnie na lotnisko. Więc od razu po schowaniu walizki do bagażnika, ruszyłyśmy w drogę.

W samochodzie panowała cisza i żadna z nas nie próbowała jej przerwać. A wręcz nie chciała. Patrzyłam przez szybkę na  ludzi którzy byli szczęśliwi i odruchowo złapałam się za naszyjnik.

Właśnie...ten, który miał być symbolem wielkiej miłości Chrisa.

Gówno prawda.

-Mamo możemy jeszcze gdzieś zajechać?- zapytałam.
Mama spojrzała na mnie niepewnie, ale się zgodziła.
Podałam adres i już po 10 minutach byłyśmy na miejscu.

Mama spojrzała na mnie pytająco.

-Zaraz wracam mówię i wychodzę z auta kierując się do drzwi.

Stanełam naprzeciwko wejścia i zadzwoniłam.
Chciałabym tu stać, ale w innych okolicznościach.

Nagle drzwi się otwierają, a w nich staje Dylan.
Gdyby nie to wszystko co się wydarzyło uśmiechnęłabym się do niego, a nie stała z kamienną twarzą.
Właśnie w tym problem, że już trudno mnie to okazywać uczucia.

-Wiktoria?- zapytał I był naprawdę bardzo zaskoczony moją obecnością tutaj.

-Nie chcę zawracać ci głowy po prostu chciałabym żebyś...mu to oddał.- powiedziałam i podałam mu naszyjnik.

-Ale on wyjechał...

-Wiem, ale naprwno masz z nim jakiś kontakt. Wyślij mu to, albo nie wiem, cokolwiek tylko weź to ode mnie.

-Jesteś pewna... On chciałby żebyś go zatrzymała.- mówi.

-Po prostu go weź.- powiedziałam stanowczo.

Dylan  spojrzał na mnie i wiedział, że mówię poważnie, dlatego wziął go ode mnie.

-Dzięki.- powiedziałam i odwróciłam się na pięcie chcąc wrócić do auta, lecz stanęłam w miejscu i ponownie odwróciłam się twarzą w stronę Dylana.

-Cieszę się, że mogłam cię lepiej poznać.- mówię.

-Czemu to brzmi jak pożegnanie?- zapytał.

-Bo to jest pożegnanie.-powiedziałam i już miałam odchodzić, ale tego nie zrobiłam. Ponownie odwróciłam się w jego stronę, wypuszczając przedtem głośno powietrze z ust.

- Miałeś rację.- powiedziałam.

-Z czym?-  zapytał marszcząc brwi.

-Z tym, że będę przez niego cierpieć... ale wiesz, nie żałuję...gdybym miała wybierać wybrałabym tak samo. -powiedziałam zgodnie z sercem i odeszłam.

Czas na nowy rozdział w moim życiu

***

Lecę już kilka godzin i cały czas wpatruje się w małe okienko. Słucham muzyki na słuchawkach, która sprawia, że nie czuję nic. Kompletnie nic... żadnej złości żalu...tęsknoty czy miłośći. Po prostu pustka.

***
Podróż trwała w nieskończoność, ale wreszcie po 5 godzinach lotu wylądowałam.
Z ulgą mogłam wyprostować nogi. Po opuszczeniu pokładu udałam się po bagaż, a  kolejnym moim posunięciem było złapanie taksówki.

Rozejrzałam się więc dookoła. Wszędzie było pełno ludzi i ledwo mogłam dostrzec wyjście, ale w końcu mi się udało i opuściłam lotnisko.

Dopiero co wylądowałam, a już czuję, że się topie... w sumie nic dziwnego, bo tu naprawdę jest mega gorąco, a słońce nieźle daje.

Nie wiedziałam czy powinnam zadzwonić i zamówić taksówkę czy po prostu jakąś złapać, więc postanowiłam pójść na pobliski parking.

Kiedy tylko ruszyłam wykręciłam numer do cioci. Odebrała niemalże od razu.

- Hej skarbie wylądowałaś?

-Tak ciociu, już siedzę w taksówce.

-Och... dlaczego nie zadzwoniłaś, przecież przyjechałabym po ciebie.

-Tak wiem, ale nie chciałam zawracać ci głowy... Zresztą poradzę sobie. Spotkamy się w domu.- mówię.

-No dobrze, w takim razie czekam.- mówi i się wyłącza.

Chowam telefon i idę przed sobie ciągnąć za sobą walizkę.

Wchodzę na parking. Może tu znajdę jakąś taksówkę...

Nagle drogę zajezdza mi samochód. Co do cholery ?

-Powieść cię?- pyta młody szatyn o pięknych zielonych oczach.

-Nie dzięki, wolę się przejść.-powiedziałam prawdę.

-Ta walizka nie wygląda na lekką, a do tego jest taki upał.- nie daję za wygraną.

-Miło z twojej strony, ale poradzę sobie.

-Może jednak zmienisz zdanie?- pyta z nadzieją w oczach.

Co za nachalny człowiek!

-Nie, nie zmienię.

-Zawsze jesteś taka sztywna?- pyta z głupim uśmiechem na twarzy.

-A ty taki upierdliwy?

-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.- mówi.

-Nie obchodzi mnie to.-powiedziałam poirytowana i ruszyłam do przodu omijając samochód.

-Złość piękności szkodzi.-krzyknął.

-Jeśli to ma być jakiś podryw, to słabo ci wychodzi.-odkrzyknęłam.

-Nie wiesz co tracisz.

-Raczej  niezbyt wiele.-mówię i już nie reaguję na jego zaczepki.

Poprawione przez: @cvtiepie97

I jak podoba się pierwszy rozdział drugiej części? 😊❤

Wybrałam Ciebie ❤ W.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz