5.Wyprawa do miasta

248 9 1
                                    

Wypuścił mnie z uścisku. W jednej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi...

Jacob już szykował się by wstać, ale pokazałam ręką, że ja pójdę. Podeszła do drzwi, złapałam za okrągłą klamkę, przekręciłam ją i otworzyła drzwi. Na zewnątrz stali Fred i George.

-Cześć Max- powiedzieli z uśmiechem bliźniacy.

-Hej, wchodźcie- Wyciągnęłam rękę w stronę przedpokoju.

Chłopcy weszli do środka. Zdjęli buty i postawili obok szafki. Nasza cała trójka powędrowała do jadalni.

-Dzień dobry- powiedział jeden z nich- Ja jestem Fred, a to George.

-Dzień dobry chłopcy- spojrzał na nich oschle i zwrócił się do Max- musimy iść do miasta

-A chłopacy też mogą iść??- zapytałam

Ojcie tylko przewrócił oczami i kiwnął głową twierdząco.

-Chcecie?- obróciłam się do braci z uśmiechem

-Tak- wymienili spojrzenia i powiedzieli z zadowoleniem.

Po 10 minutach staliśmy na podwórku, ubrani w lekkie płaszczę oraz bluzy. Było chłodno, wiał mocny wiatr i trochę kropiło.

-Tato, gdzie dokładnie idziemy???

-Na pokątną- obrócił się do mnie i podniósł kącik ust- pomyślałem, żebyś sobie coś wybrała na urodziny, a po za tym muszę coś załatwić. Gotowi??

-Tak- powiedzieliśmy wszyscy wymieniając spojrzenia z uśmiechem

-Złapcie się za ręce- dodał Jacob

Fred złapał Georga, George mnie, a ja ojca. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni różdżkę. 12 cali, brzoza, ze szponu hipogryfa, giętka. Machnął nią i wypowiedział zaklęcie.

W jednej chwili deszcz  zamienił się w mocno świecące słońce, trawa w chodnik, drzewa i dom w sklepy, a cichy szum w głośne rozmowy ludzi.

-Chodźcie tu- wskazał Jacob na księgarnie ,,Esy i Floresy"

Poszłam w stronę gdzie znajdowała się księgarnia. Otaczało ją wiele innych sklepów. Znajdowały się tam sklepy z miotłami, słodyczami, różdżkami, szatami i wiele innych.

-Dzień dobry- powiedzieliśmy wchodząc do środka.

Na przeciwko od wejścia był blat przy, którym siedział właściciel. Na lewo znajdowały się schody, którymi można było się dostać na balkon. Ściany zostały zasłonięte półkami z książkami.

-Ja idę porozmawiać ze sprzedawcą, a wy sobie wszystko przejrzyjcie- mówiąc to obrócił się na pięcie, a następnie podszedł do pracownika.

Rozdzieliliśmy się, bliźniacy zostali na parterze, a ja poszłam na piętro. Do końca nie wiedziałam czego mam szukać. Pierwszy raz byłam w takim miejscu. Jedynym sklepem, w którym byłam to jakiś sklep mugoli. Mój ojciec często kupował tam jedzenie. W końcu postanowiłam podejść do regału z baśniami. Znalazła tam dużo Bajek i Baśni o czarodziejach, ale największą jej uwagę przykuła książka w grubej oprawie. Miała tytuł ,,Baśnie Brata Beedle'a. Usiadłam obok półki i przeczytałam jeden rozdział o 3 braciach. Po przeczytaniu wiedziałam, że to tą książkę chce. Wstałam z Baśnią w ręce i zeszłam na dół zobaczyć co robią Fred i George.

Po chwili byłam już na dole. Najpierw przy drzwiach zobaczyłam Draco Malfoy'a z ojcem. Przyglądałam się im uważnie, nie potrafiąc się ruszyć. W tej samej chwili obok mnie stanął tata. Zamarłam jeszcze bardziej. Na początku wiedziałam, że jak Jacob zobaczy Lucjusza zrobi awanturę. Jacob był dobrym ojcem. Zawsze mi pomagał najlepiej jak mógł. Nie zawsze robił to spokojnie. Bardzo przejmował się, że mnie straci, więc przyrzekł sobie, że jeśli coś będzie mi zagrażać, nawet taki ulizany blondas jak Malfoy, będzie mnie bronić.

-W co się tak wpatruje.....- Przerwał widząc Lucjusza z synem. I jego wesoła mina zmieniła się w ściekłą. Zrobił się cały czerwony.
-O nie-powiedziałam do siebie
-Dzień dobry Lucjuszu, musimy POWAŻNIE POROZMAWIAĆ- zaczął coraz głośniej mówić- MAM NADZIEJE, ŻE WIESZ CO TWÓJ SYN PORABIA W WOLNYM CZASIE...

-Dobrze wiem co robi Draco, nie musisz mnie upominać, Hourg- powiedział ze spokojem i pogardą- a teraz wybacz, ale się śpieszę i mam nadzieje, że nie będziesz mi już zawracać głowy- obrócił się i powędrował do wyjścia

Jednak ojciec nie dawał za wygraną. Podbiegł do Lucjusza, złapał go za bark, obrócił i BUM. Jacob walnął Malfoy'a z pięści prosto w nos. Lucjusz leżał na podłodze, a pan Hourg dodał

-Nie pozwolę, by jakiś ważniak mnie lekceważył- zwrócił się następnie do Draco, który stał wryty w ziemie- A ty nie masz prawa zbliżać się do mojej córki zrozumiano???

Chłopak pokiwał głową przerażony.

-Dobra, Max chodź, FRED, GEORGE IDZIEMY.

Chłopcy przyszli natychmiast. Stanęli i popatrzyli na Jacob'a, Max, Lucjusza i Draco i powiedzieli

-Czad- i wymienili się spojrzeniami

Mężczyzna złapał mnie za rękę i razem z Wealey'ami wyszliśmy.

-Chyba za dużo wrażeń na dziś, wracamy do domu- powiedział takim tonem jakby nic się nie stało.

Po chwili znów znajdowaliśmy się pod domem. Chłopcy poszli do siebie, a ja zdezorientowana ruszyłam do siebie, do pokoju.

Must Be A Weasley//George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz