10. psikus i quidditch

181 10 1
                                    

Następnego dnia była sobota. Teoretycznie Mogłam trochę dłużej  pospać, ale praktycznie nie. Musieliśmy przygotować psikusa. Ubrałam zwykłe ubrania i pobiegłam do pokoju chłopaków.
-puk puk- powiedziałam pukając do drzwi
-wchodź- usłyszałam głos zza drzwi i weszłam do środka. Usiadłam na łóżku Freda, na którym leżał.
-Co tam?-zapytał Lee
-Nic ciekawego, gotowi?
-oczywiście-odpowiedzieli chórem
Wzięliśmy wszystko co nam było potrzebne i powędrowaliśmy do kuchni. Poprosiliśmy o kilka babeczek. Skrzaty upiekły nam babeczki, a my poszliśmy do mojego dormitorium. Dziewczyny jak zawsze w tej samej.pozycji i miejscu jakby nie wychodziły w ogóle z pokoju. Zaskoczone obecnością chłopców, zarumienione się do nich uśmiechnęły, a chłopcy zapomnieli o celu ich wizyty i zaczęli im machać z uśmieszkami na twarzy.
-O mój boże-przekręciłam oczami i popchnęłam ich do łazienki. Szybko dodaliśmy pewien składnik do babeczek, wyszliśmy do sypialni i zaczęliśmy psikusa.
-Dziewczyny, słuchajcie, chciałam was przeprosić was, za wysadzenie drzwi wczoraj, więc upiekłam wraz z skrzatami babeczki.
Chłopaki wymienili się spojrzeniami ze zdziwieniem, nie powiedziałam im o wybuchu. Dziewczyny za to zmierzyły mnie wzrokiem i wzięły babeczki, od razu je zjadły. Po chwili jedna zaczęła zmieniać się w wróbelka, drugiej zaczęła rosnąć broda i wąsy, a trzeciej zmieniło kolor włosów, skóry i wszystkiego na różowy. Dwie z nich zaczęły uciekać z piskiem, a ptaszek został i narobił im na łóżko. Ja z chłopakami przybiliśmy piątkę i pobiegliśmy zobaczyć reakcje uczniów. Dziewczyny miały pecha, bo na korytarzach było pełno uczniów. Prawie wszyscy domyśleli się, że to my i zaczęli klaskać. Wiedzieliśmy, że dostaniemy szlaban, ale było warto.
«przenoszenie w czasie»
Była godzina 18 za półgodziny miałam być na boisku do Quidditcha. Na razie nie dostałam powiadomienia o szlabanie, więc poszłam wcześniej na boisko. Bliźniacy wraz z Lee uparli się, że pójdą ze mną. Czekaliśmy na Marcusa, śmiejąc się chwile.
-Widzę, że już jesteś- powiedział z uśmiechem.
Chłopacy zaczęli się śmiać z jego wielkich zębów.
-No, co oni tu robią?
-Będziemy kibicować-krzyknął Fred
-Jeszcze nam brakuje pomalowanych twarzy na zielono i transparentów- zaśmiał się George
Ja tylko się uśmiechnęłam i zaczęliśmy lekcje.
-To tak, w zespole jest 3 ścigających, a ty jesteś jedną z nich. Rozgrywają oni kafla. Zadaniem ścigających jest przerzucenie kafla przez jedną z trzech obręczy, które umiejscowione są po obu stronach boiska. Każdy przerzut daje drużynie 10 punktów. Można strzelać zarówno z przodu, jak i podlecieć do obręczy od tyłu. Dozwolone są również kombinacje rzutów mające na celu zdobycie więcej niż dziesięć punktów za udaną akcję.
Pokiwałam głową, pokazując, że rozumiem.
-Dwóch pałkarzy...
-To my!!-krzyknęli z oddali bliźniacy
-Ehh, są oni wyposażeni w pałki. Pałki służa im do odbijania tłuczków. Takim tłuczkiem można uderzyć w jednego z graczy drużyny przeciwnej. Pałkarz musi również zadbać, by żaden z tłuczków nie trafił członka zespołu.

Znowu kiwnęłam głową
-Jest jeszcze szukający, to najważniejsza pozycja w grze. Jego zadaniem jest złapanie znicza. Złapanie znicza powoduje zakończenie meczu i dodaje drużynie sto pięćdziesiąt punktów, co często decyduje o zwycięstwie zespołu. Dopóki szukający nie złapie znicza mecz trwa.
-Jaki był najdłuższy mecz w historii?- zapytałam
-Około sześć miesięcy
-Tak wyglądają wszystkie piłki- powiedział otwierając wielką walizkę którą przytargał.
-To jest kafel, to jest tłuczek- pokazując jeden tłuczek, piłka wystrzeliła w górę i popędziła w moją stronę. Bez zastanowienia wzięłam pałkę i odbiłam w drugą stronę- dobrze odbijasz- dodał i wracający tłuczek trafił Flinta, a on wsadził go do walizki.
-A to jest znicz?
-Tak- odpowiedział wyjmując go- lata w niebywale szybką prędkością-po chwili znów go złapał i schował.

Po chwili wzbiliśmy się w powietrze, trenowałam rzuty i uniki. Lataliśmy około dwie i półgodziny. Bliźniacy i Lee poszli do zamku godzinę temu. Wykończona udałam się do sypialni. Pokój był pusty, ubrałam się w piżamę i położyłam się spać. Następnego dnia nadal byłam sama w sypialni. Zmieniłam ubranie i wyruszyłam do Wielkiej Sali na śniadanie. Usiadłam standardowo przy stole gryfonów. Nałożyłam sobie owsianki i zaczęłam konsumować. Po chwili nadleciało pełno sów zrzucających przesyłki uczniów. Moja sowa wrzuciła moją przesyłke w śniadanie, które rozpaćkało na twarze osób siedzących obok. Tata wysłał mi list, pyta w nim jak szkoła. Wraz z listem dostałam także miotłe, to ta którą się zachwycałam na Pokątnej. Nie było napisane od kogo. Zobaczyłam, że Harry dostał podobną.
-Od kogo dostałeś miotłe?- zapytał
-Nie wiem, nie było podpisane
-U mnie tak samo
Dokończyłam pozostałoś papki i poszłam z bliźnikmi na błonie.
-Jak tam współlokatorki?- zaczął Lee
-Nie widziałam ich od ostatniego razu
-Ciekawe, proszek ma działanie krótkotrwałe- powiedział Fred
-Ile dokładnie?
-4 dni- odpowiedział mi George
-4 dni?!!- krzyknęłam- myślałam, że najdłużej dobe
-Żartowałem, uspokój się- zaśmiał się- tylko dobe, powinny być już normalne
-Wiecie co to oznacza?- zapytałam
-Dzisij czeka nas szlaban- dopełnił Lee
Rozmawialiśmy jeszcze kilka chwil i wyruszyła na lekcje. Zaklęcia są chyba najprzyjemniejszą lekcją w Hogwarcie. Profesor mnie lubi, idzie mi bardzo dobrze i czasami można się pośmiać jak Seamus wysadzi pół klasy. Następnie eliksiry, u Snape'a nie jest już tak wesoło. Podobno ślizgoni powinni mieć te wszystkie receptury w małym paluszki, ale ja jestem wyjątkiem. Dzisiaj nie było, aż tak źle. Przerwa na obiad. Po nałożeniu jedzenia, mój ulubiony nauczyciel eliksirów i prodlfesor McGonnagal poprosili mnie i chłopaków do gabinetu dyrektora. Jak doszliśmy siedział tam sam Dumbeldor i dziewczyny, z którymi dziele pokój.
-Dzień dobry- przywitał nas spokojnie dyrektor, na co my odpowiedzieliśmy zestresowani
-Panna Hourg, Panowie Weasley oraz Pan Jordan- zaczął Severus- pogwałciliście co najmniej 10 pod punktów regulaminu szkoły, a na dodatek dwa dni temu panna Hourg wysadziła połowe korytarza, przy sypialniach, co macie na swoje usprawiedliwienie?
Nikt nic nie odpowiedział. Staliśmy w ciszy dobre pięć minut.
-Cała czwórka szlaban, dzisiaj po kolacji u Pana Filch'a i każdemu odejmuje po dziesięć punktów dla domu, a teraz na lekcje
Tak szczerze myślałam, że spędzimy tam o wiele więcej czasu, a tu takie zaskoczenie. Na Wielkiej Sali dokończyłam obiad. Nagle do sali wbiegł profesor Quirrell
z krzykiem
TROLL W, W LOCHACH JEST TROL!!!- wrzeszczał z przerażeniem, a potem na środku sali zemdlał
Wszyscy zaczęli krzyczeć, tylko nasza grupka w miare była spokojna. Gwar pzerwał dyrektor
-CISZAAAA- krzyknął, a wszyscy ucichli- teraz prefekci zaorowdzą uczniów do dornutoriów.
-Chwila, gdzie Hermiona?- zauważyłam
-O nie- przeraził się Ron
-Co?
-Jest w łazience, w lochach- dodał równie wystraszony Harry
-Musimy po nią iść, bo jeszcze się jej coś stanie- powiedziałam- mam plan
-Jaki?- zapytali
-Jak będziemy szli do pokoji, wymkniemy się i po nią pójdziemy, zanim zrobi to troll.
Zgodzili się. Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy...
»»»»»»»»»»»»»»»»
Dziękuję za miłe przyjęcie książki 💛
Pamiętajcie, na tę część też możecie zagłosować 😏❤
Bajii

Must Be A Weasley//George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz