Rozdział 3

211 26 3
                                    

- Puść ją - rozkazała Thi.

Stali naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem. Thi gniewnym, pełnym obrzydzenia. Patrick drwiącym i triumfalnym. Trzymał Holly - bezbronną, dziesięcioletnią blondyneczkę - za ramiona. Przerażenie i strach migotały w jej oczach.

Patrick ryknął głośnym śmiechem.

- A niby dlaczego miałbym to zrobić?

- Ostrzegam...

- Ha! Dobre mi sobie.

- Holly, gryź! - podpowiedziała siostrze, co ta też uczyniła.

Z ust Patricka wydobył się ryk, spowodowany małymi zębiskami wbitymi w jego dużą, owłosioną, lewą rękę. Puścił dziewczynkę, która w te pędy pognała do matki.

John stał już na nogach, warcząc na nieprzyjaciela. Niezły refleks zadrwiła w myślach Thi.

- Spokojnie, spokojnie - upomniał Patrick. - Nie chciałem zrobić jej krzywdy. Chcę waszego bezpieczeństwa.

- Chyba pieniędzy! - sprostowała Thi.

- Przyjdę za tydzień i wtedy nie będę taki miły. Nie zabiłem was teraz tylko dlatego, że straciłbym w ten sposób kasę. Ale za tydzień chcę widzieć półtora tysiąca i tę sukę nagą na blacie - oznajmił, wskazując palcem Thi, po czym ruszył do wyjścia.

Dagny zatrzymała córkę, która chciała pognać w jego stronę z morderczymi zamiarami. Złapała ją za ramię, kiwając przecząco głową.

Patrick posłał im ostatnie szydercze spojrzenie i chwycił za klamkę, gwałtownie ją przekręcając. Zanim zdążył zareagować, został boleśnie odrzucony na ścianę. Jęk zdziwienia i niemrawe warczenie, jakim Patrick przywitał nowo przybyłego, były zmieszane ze strachem jaki odczuwał.

Nowy wilkołak energicznie wpadł na korytarz, wyrywając tym samym drzwi z zawiasów. Poruszał się zwinnie i szybko z nienaganną gracją. Średniego wzrostu mężczyzna z czarnymi, krótko ściętymi włosami i kilkudniowym zarostem wysunął pazury prawej ręki. Chwilę im się przyjrzał, po czym zanurzył je w ramieniu przeciwnika. Ten zaskamlał, starając się bronić, ale przybysz był szybszy. Bez wysiłku omijał każdy cios, patrząc z drwiącym politowaniem na Patricka. Schował pazury, wymierzając mu kilkukrotnie cios w szczękę. Roześmiał się, gdy Patrick upadł na kolana z poobijaną i zakrwawioną twarzą.

- Och, Patricku - westchnął, patrząc z góry na bezradnego mężczyznę. - Zawsze byłeś nieposłuszny, a teraz spotka cię kara.

- Śledziłeś mnie? - wymamrotał, patrząc gniewnie na swojego oprawcę.

- Od dawna przeczuwałem, że coś kombinujesz. I jak widać miałem rację - powiedział, z całej siły kopiąc Patricka w brzuch.

Jęk bezradności, jakim go obdarzył, nie wywołał na nim żadnego wrażenia. Uśmiechnął się tylko patrząc, jak jego ofiara pada z hukiem na drewniane deski. Jego zimny wzrok padł na pozostałą czwórkę. Thi przeszedł dreszcz. Wszystko działo się tak szybko i niespodziewanie, że nie zdążyła choćby poruszyć się z miejsca.

- A co do was... - zaczął, powoli zbliżając się w ich stronę. - Zginiecie.

- Uciekać! - wrzask matki był tak donośny, że wybił Thi z transu.

Popędziła za zmierzającymi w stronę okna rodzicami. Dagny rozbiła szybę, przez którą wyskoczyła, przerzucając uprzednio Holly. W ślad za nimi pognał John. Thi przymierzała się do skoku, kiedy poczuła bolesny uścisk na ramionach. Wilkołak, który dosłownie przed chwilą doprowadził do tragicznego stanu Patricka, wbijał w nią swoje zakrwawione szpony. Adrenalina, jaka w niej buzowała, dała jej potężnego kopa energii. Z całej siły zamachnęła się, wbijając łokieć w brzuch zbira. Ten zamiast ją puścić, mocniej wbił się w jej skórę. Zawarczała czując kleistą ciecz spływającą po ramionach.

- To boli! - pożaliła się Thi, wierzgając nogami i nieudolnie wyrywając się oprawcy.

- I ma boleć, dziewczynko.

- Precz z łapskami, łajdaku! - rzekła rozeźlona. - Nie masz prawa tu przychodzić i grozić, że mnie zabijesz! To podchodzi pod włamanie, zniszczenie mienia, nie mówiąc już o tym co zrobiłeś Patrickowi, i co właśnie robisz mnie!

- Stul wreszcie pysk - wycedził, zaciągając ją do kuchni. Rzucił ją na krzesło, przykuwając prawą rękę do nogi od stołu srebrnymi kajdanami. Skóra paliła ją w miejscu stykania się z metalem.

- Skąd ty do cholery to masz? - spytała Thi, starając się wyswobodzić dłoń. Na marne jednak poszły jej starania. Choćby nie wiem co, nie mogła przecisnąć się przez metal.

- Jestem strażnikiem - wyjaśnił, znudzony jej wywodami. - A teraz się zamkniesz i odpowiesz na moje pytania.

- Jak mam na nie odpowiadać, skoro buzie będę miała zamkniętą? - Thi udała zdziwioną.

Jej żarty nie spodobały się mężczyźnie. Warknął groźnie, uderzając ją otwartą ręką w twarz. Prychnęła na ten słaby akt przemocy, starając się odwdzięczyć. Uderzyła go prosto w piszczel. Złapał się za nogę, posyłając w jej stronę kilka niezbyt miłych określeń. Nagle szarpiąc ją za włosy, skierował jej skroń w stronę stołu. Grzmotnęła o blat z syknięciem. Tępy ból przeszył jej głowę.

Jak ja nienawidzę bet, przemknęło przez jej myśli.

- Jeżeli to mamy już za sobą... To ja teraz będę zadawał pytania - oznajmił, wygodnie usadawiając się na krześle. - A więc zacznijmy od prostych rzeczy. Imię i nazwisko?

- Jessica Loler - palnęła pierwsze co przyszło jej na myśl. Odwróciła głowę w stronę okna, wypatrując rodziców. Nie mogliby jej przecież tu zostawić. Chyba...

- Dobrze więc, Jessico powiesz mi teraz... - oznajmiał, ale Thi już go nie słuchała. Jej wzrok plątał się po całej kuchni w nadziei, że znajdzie coś, co mogłoby ją uratować. - Tak czy nie!? - krzyknął niespodziewanie jej napastnik. Spojrzała na jego krzaczaste brwi, zastanawiając się, czy nie połamać sobie ręki. Mogłaby wtedy uwolnić się od bolesnych kajdan.

- Eee... no tak - rzuciła od niechcenia. Jej wzrok zatrzymał się na krwawej plamie w przedpokoju, na której powinien znajdować się nieprzytomny Patrick. On jednak zniknął. Wilkołak, zadający jej pytania, nagle zamilkł podążając za jej wzrokiem. Przeklął, podrywając się z miejsca. Ruszył w głąb korytarza zostawiając ją samą.

Thi nie myśląc dłużej, jednym ruchem wybiła sobie kciuka. Syknęła, zdejmując metal. Niepodziewanie ktoś złapał ją za ramię. Podskoczyła wystraszona. Ujrzawszy matkę, podziękowała w duchu za ten akt dobrodziejstwa ze strony losu. Nie zostawili jej. Oczywiście, że nie! Nie zrobiliby tego!

- Chodźmy - szepnęła Dagny, ruszając pospiesznie w stronę wyjścia.

- Zaczekaj... muszę jeszcze coś wziąć.

- Nie mamy na to... - zaczęła, ale Thi jej nie słuchała. Ruszyła w stronę swojego pokoju po czarny pakunek, w środku którego znajdowała się rzecz, której nie zamierzała zostawić.

Wparowała do pokoju, przeszukała całą szafę wzdłuż i wszerz. Pudełko zniknęło.

***

Witajcie skarby! Piszcie śmiało, co wam się w książce podoba, a co nie <3 Mile widziane także gwiazdki 😊

Dusza UtraconaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz