- Puść ją - rozkazała Thi.
Stali naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem. Thi gniewnym, pełnym obrzydzenia. Patrick drwiącym i triumfalnym. Trzymał Holly - bezbronną, dziesięcioletnią blondyneczkę - za ramiona. Przerażenie i strach migotały w jej oczach.
Patrick ryknął głośnym śmiechem.
- A niby dlaczego miałbym to zrobić?
- Ostrzegam...
- Ha! Dobre mi sobie.
- Holly, gryź! - podpowiedziała siostrze, co ta też uczyniła.
Z ust Patricka wydobył się ryk, spowodowany małymi zębiskami wbitymi w jego dużą, owłosioną, lewą rękę. Puścił dziewczynkę, która w te pędy pognała do matki.
John stał już na nogach, warcząc na nieprzyjaciela. Niezły refleks zadrwiła w myślach Thi.
- Spokojnie, spokojnie - upomniał Patrick. - Nie chciałem zrobić jej krzywdy. Chcę waszego bezpieczeństwa.
- Chyba pieniędzy! - sprostowała Thi.
- Przyjdę za tydzień i wtedy nie będę taki miły. Nie zabiłem was teraz tylko dlatego, że straciłbym w ten sposób kasę. Ale za tydzień chcę widzieć półtora tysiąca i tę sukę nagą na blacie - oznajmił, wskazując palcem Thi, po czym ruszył do wyjścia.
Dagny zatrzymała córkę, która chciała pognać w jego stronę z morderczymi zamiarami. Złapała ją za ramię, kiwając przecząco głową.
Patrick posłał im ostatnie szydercze spojrzenie i chwycił za klamkę, gwałtownie ją przekręcając. Zanim zdążył zareagować, został boleśnie odrzucony na ścianę. Jęk zdziwienia i niemrawe warczenie, jakim Patrick przywitał nowo przybyłego, były zmieszane ze strachem jaki odczuwał.
Nowy wilkołak energicznie wpadł na korytarz, wyrywając tym samym drzwi z zawiasów. Poruszał się zwinnie i szybko z nienaganną gracją. Średniego wzrostu mężczyzna z czarnymi, krótko ściętymi włosami i kilkudniowym zarostem wysunął pazury prawej ręki. Chwilę im się przyjrzał, po czym zanurzył je w ramieniu przeciwnika. Ten zaskamlał, starając się bronić, ale przybysz był szybszy. Bez wysiłku omijał każdy cios, patrząc z drwiącym politowaniem na Patricka. Schował pazury, wymierzając mu kilkukrotnie cios w szczękę. Roześmiał się, gdy Patrick upadł na kolana z poobijaną i zakrwawioną twarzą.
- Och, Patricku - westchnął, patrząc z góry na bezradnego mężczyznę. - Zawsze byłeś nieposłuszny, a teraz spotka cię kara.
- Śledziłeś mnie? - wymamrotał, patrząc gniewnie na swojego oprawcę.
- Od dawna przeczuwałem, że coś kombinujesz. I jak widać miałem rację - powiedział, z całej siły kopiąc Patricka w brzuch.
Jęk bezradności, jakim go obdarzył, nie wywołał na nim żadnego wrażenia. Uśmiechnął się tylko patrząc, jak jego ofiara pada z hukiem na drewniane deski. Jego zimny wzrok padł na pozostałą czwórkę. Thi przeszedł dreszcz. Wszystko działo się tak szybko i niespodziewanie, że nie zdążyła choćby poruszyć się z miejsca.
- A co do was... - zaczął, powoli zbliżając się w ich stronę. - Zginiecie.
- Uciekać! - wrzask matki był tak donośny, że wybił Thi z transu.
Popędziła za zmierzającymi w stronę okna rodzicami. Dagny rozbiła szybę, przez którą wyskoczyła, przerzucając uprzednio Holly. W ślad za nimi pognał John. Thi przymierzała się do skoku, kiedy poczuła bolesny uścisk na ramionach. Wilkołak, który dosłownie przed chwilą doprowadził do tragicznego stanu Patricka, wbijał w nią swoje zakrwawione szpony. Adrenalina, jaka w niej buzowała, dała jej potężnego kopa energii. Z całej siły zamachnęła się, wbijając łokieć w brzuch zbira. Ten zamiast ją puścić, mocniej wbił się w jej skórę. Zawarczała czując kleistą ciecz spływającą po ramionach.
- To boli! - pożaliła się Thi, wierzgając nogami i nieudolnie wyrywając się oprawcy.
- I ma boleć, dziewczynko.
- Precz z łapskami, łajdaku! - rzekła rozeźlona. - Nie masz prawa tu przychodzić i grozić, że mnie zabijesz! To podchodzi pod włamanie, zniszczenie mienia, nie mówiąc już o tym co zrobiłeś Patrickowi, i co właśnie robisz mnie!
- Stul wreszcie pysk - wycedził, zaciągając ją do kuchni. Rzucił ją na krzesło, przykuwając prawą rękę do nogi od stołu srebrnymi kajdanami. Skóra paliła ją w miejscu stykania się z metalem.
- Skąd ty do cholery to masz? - spytała Thi, starając się wyswobodzić dłoń. Na marne jednak poszły jej starania. Choćby nie wiem co, nie mogła przecisnąć się przez metal.
- Jestem strażnikiem - wyjaśnił, znudzony jej wywodami. - A teraz się zamkniesz i odpowiesz na moje pytania.
- Jak mam na nie odpowiadać, skoro buzie będę miała zamkniętą? - Thi udała zdziwioną.
Jej żarty nie spodobały się mężczyźnie. Warknął groźnie, uderzając ją otwartą ręką w twarz. Prychnęła na ten słaby akt przemocy, starając się odwdzięczyć. Uderzyła go prosto w piszczel. Złapał się za nogę, posyłając w jej stronę kilka niezbyt miłych określeń. Nagle szarpiąc ją za włosy, skierował jej skroń w stronę stołu. Grzmotnęła o blat z syknięciem. Tępy ból przeszył jej głowę.
Jak ja nienawidzę bet, przemknęło przez jej myśli.
- Jeżeli to mamy już za sobą... To ja teraz będę zadawał pytania - oznajmił, wygodnie usadawiając się na krześle. - A więc zacznijmy od prostych rzeczy. Imię i nazwisko?
- Jessica Loler - palnęła pierwsze co przyszło jej na myśl. Odwróciła głowę w stronę okna, wypatrując rodziców. Nie mogliby jej przecież tu zostawić. Chyba...
- Dobrze więc, Jessico powiesz mi teraz... - oznajmiał, ale Thi już go nie słuchała. Jej wzrok plątał się po całej kuchni w nadziei, że znajdzie coś, co mogłoby ją uratować. - Tak czy nie!? - krzyknął niespodziewanie jej napastnik. Spojrzała na jego krzaczaste brwi, zastanawiając się, czy nie połamać sobie ręki. Mogłaby wtedy uwolnić się od bolesnych kajdan.
- Eee... no tak - rzuciła od niechcenia. Jej wzrok zatrzymał się na krwawej plamie w przedpokoju, na której powinien znajdować się nieprzytomny Patrick. On jednak zniknął. Wilkołak, zadający jej pytania, nagle zamilkł podążając za jej wzrokiem. Przeklął, podrywając się z miejsca. Ruszył w głąb korytarza zostawiając ją samą.
Thi nie myśląc dłużej, jednym ruchem wybiła sobie kciuka. Syknęła, zdejmując metal. Niepodziewanie ktoś złapał ją za ramię. Podskoczyła wystraszona. Ujrzawszy matkę, podziękowała w duchu za ten akt dobrodziejstwa ze strony losu. Nie zostawili jej. Oczywiście, że nie! Nie zrobiliby tego!
- Chodźmy - szepnęła Dagny, ruszając pospiesznie w stronę wyjścia.
- Zaczekaj... muszę jeszcze coś wziąć.
- Nie mamy na to... - zaczęła, ale Thi jej nie słuchała. Ruszyła w stronę swojego pokoju po czarny pakunek, w środku którego znajdowała się rzecz, której nie zamierzała zostawić.
Wparowała do pokoju, przeszukała całą szafę wzdłuż i wszerz. Pudełko zniknęło.
***
Witajcie skarby! Piszcie śmiało, co wam się w książce podoba, a co nie <3 Mile widziane także gwiazdki 😊
CZYTASZ
Dusza Utracona
WeerwolfKażdy z nas ma tajemnice. Jedni większego kalibru, drudzy te mniejsze. Ale to co je łączy to fakt, że każdy nawet ten najmniejszy sekret jest wart więcej niż cokolwiek na świecie. Są tak cenne, że ludzie zabierają je ze sobą do grobu, a nawet gotowi...