Rozdział 10

172 19 13
                                    

Ze snu wyrwał Thi wrzask. Donośny, piskliwy krzyk, wyłaniający się z najgłębszych czeluści piekieł. Mroził jej krew w żyłach, a żołądek zmuszał do zwrócenia posiłku. W tamtej chwili dziękowała, że nie dostawała go w najbliższym czasie. Gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Głowa jej pulsowała, raz po raz uciskając czaszkę. Ból potęgowało szybkie obracanie nią, w celu rozpoznania źródła przeraźliwego dźwięku. Thi chaotycznie rozglądając się po pomieszczeniu, zauważyła jeden ważny szczegół. Panował mrok. Musiała zmrużyć powieki i wyostrzyć wzrok. A i tak zdołała dostrzec jedynie zarys postaci stojącej naprzeciwko niej. Włosy na plecach stanęły jej jeżem, a oczy skupiły się na konturze człowieka. Kobieta trzymała się za głowę, okaleczając jej skórę ostrymi pazurami. Lepka ciecz spływała po dłoniach i kułdunach, które mogły kiedyś przypominać włosy. Kobieta nie przestając wydawać z siebie przerażającego dźwięku, wyciągnęła krwawe ręce w kierunku Thi.

To nie była Beth, jej stuknięta współlokatorka. Postać na przeciwko niej o wiele wyższa od czarownicy, posiadała skórę, wyglądającą jakby zaraz miała spłynąć po jej twarzy. Zmarszczki nakładały się na siebie, tworząc nieprzyjemny widok. Sędziwe lata nie oszczędzały nikogo.

Staruszka przerażała Thi w taki sposób, że ta przez cały czas wstrzymywała powietrze w płucach i ani na chwilę nie oderwała wzroku od towarzyszki. Kobieta zaś, trzęsąc się jak galaretka, sprawiała, że krew na jej dłoniach kroplami opadała na ziemię. Jedna kropla najpierw na ułamek sekundy zatrzymywała się, jakby zastanawiała się czy ma spaść. Jakby w zadumie udawała marną kopię Shakesper'a, pytając się "Spaść czy nie spaść? Oto jest pytanie!". Gdy jednak oderwała się od skóry zderzona z prawami grawitacji, zaczynała lecieć prosto w dół. Uderzając w podłogę i zderzając się z kałużą krwi, tworzyła charakterystyczny plusk. Głośny, odbijający się w uszach Thi plusk, której przez chwilę wydawało się, że był on najgłośniejszy. Głośniejszy nawet od wrzasków wydobywających się z gardła staruszki.

Nagle kobieta umilkła, wlepiając zakrwawione ślepia w kierunku Thi. Wtedy jej skupienie wyostrzyło się. W napięciu oczekiwała na jej dalsze kroki.

– Nie może... – wyjąkała staruszka, przekręcając głowę na bok i zaczynając powoli zmierzać w kierunku Thi. Stawiała krok za krokiem, szorując stopami po posadce. – Nie może... Nie pozwól... Nie może do tego dojść!

Thi wytrzeszczyła oczy, wpatrując się w postać przed sobą. Chciała krzyknąć, aby się nie zbliżała. Ale gdy tylko otworzyła usta, z jej gardła wydobył się zduszony jęk.

– Nie może... – wymamrotała kobieta. Rzuciła się na Thi, a ta z niemym wrzaskiem upadła do pozycji leżącej. Szamotała się, starając zepchnąć z siebie kobietę.

– Wstawaj! Wstawaj! – wrzeszczała kobieta, potrząsając ramionami Thi. Ta gwałtownie otworzyła oczy, siadając. Cała była zdyszna i spocona. Ręce jej dygotały, a oczy omiatały wszystko w zasięgu wzroku.

– Thi, to znaczy Jessica, co z tobą? – głos Beth dotarł do jej uszu. Dopiero po chwili rozpoznała klęczącą nad sobą blondynkę. Marszczącą brwi i spoglądającą na Thi z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby mieszanką zdumienia i zgrozy.

– Ta kobieta... – wyszeptała Thi, rozglądając się po pomieszczeniu.

– Jaka kobieta? Co ty opowiadasz?

– Zaatakowała mnie... Ona... – Thi mówiła poddenerwowana, dysząc przy tym. Po nieznajomej nie został żaden ślad, jakby nigdy jej tam nie było.

– Jessica!

– Ja ją widziałam! Ona kazała mi kogoś uratować...

Thi drżała ze zdenerwowania, starając się wypatrzeć staruszkę. Nerwowo obracała się w każdą stronę, jej działania były jednak marne.

Dusza UtraconaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz