Rozdział 6

182 23 2
                                    

Thi stawiała krok za krokiem, idąc przed siebie. Co rusz nadeptywała na gałęzie, które z trzaskiem łamały się w pół, kalecząc jej nagie stopy. Nie myślała o tym. Była zbyt zajęta planowaniem jakiejkolwiek ucieczki. Zresztą, nogi niedługo same się zregenerują.

Myśl Thi, myśl, zagajała się w duchu.

Seth boleśnie ściskał ją za ramię, a sztylet znajdujący się pomiędzy łopatkami, piekł ją w skórę. Wilkołak szedł teraz o wiele szybciej i energiczniej, wbijając Thi ostrze głębiej w plecy, pospieszając ją tym samym. Nie chciał już rozmawiać, wręcz przeciwnie. Utrzymywał cisze, zakłócaną jego szybkim oddechem i szaleńczym biciem serca. Wspomnienia związane z Czarnym Kłem najwyraźniej nie sprzyjały mu najlepiej.

– Muszę siku – wypaliła Thi bezceremonialnie. Słowa posłała jakby w pustkę. Seth nie zareagował, przyspieszając tylko kroku i dźgając ją mocniej ostrzem. Zacisnęła szczękę i pięści. Nie, tak nie będzie, pomyślała.

– Człowieku, chce mi się do toalety! – powiedziała po chwili. Stanowczo i zacięcie, zatrzymując się przy tym.

Seth zareagował natychmiast. Jednym ruchem obrócił Thi w swoją stronę, stając z nią twarzą w twarz. Przyłożył broń do szyi, przejeżdżając po niej, aż strużka krwi zaczęła cieknąć z rany, tworząc mały, szkarłatny strumień. Thi pisnęła wystraszona jego reakcją. Przeciął jej skórę, nie uszkadzając tętnicy, ale w jego oczach dostrzegła coś co przyprawiło ją o gęsią skórkę. Chęć mordu i grymas niezadowolenie utwierdziły ją w fakcie, że mogła tu zginąć, nie zdoławszy uciec.

– Jeżeli natychmiast nie zamkniesz jadaczki i nie zaprowadzisz mnie do Amira, to zmiażdżę ci ten pusty łeb. – Jego słowa przeszyły powietrze, jak strzała, wbijająca się głęboko w klatkę piersiową Thi, przeszywając ją całą chłodem. Ale strach jedynie popędzał ją do działania. Korzystając z wolnych rąk, zamachnęła się uderzając go łokciem w rękę. Zdziwiony o mało nie upuścił broni. W porę się jednak opamiętał i odwdzięczył się Thi, zostawiając na jej ramieniu krwawy ślad. Nie był głęboki, ale jeżeli w porę go nie zatamuje, nie będzie z nią najlepiej. Rany zadane srebrem goiły się bardzo powoli i boleśnie. Niekiedy zostawały nawet blizny.

Seth był od niej wyższy o głowę i zakładała, że dwa razy cięższy. Był wyszkolony, sprawny i miał w posiadaniu sztylet. Ona zaś wyczerpana i ranna mogła liczyć tylko na siłę swoich mięśni.

Podjął atak, podcinając jej nogi i powalając ją na ziemię. Upadła z hukiem i jękiem bólu. Stanął nad nią, uśmiechając się przebiegle i triumfalnie. Myślał, że ma ją w garści.

Myślał źle.

I podszedł za blisko. Thi wymierzyła mu kopniaka w kolano, przez co upadł na nie. Szybko poderwała się z ziemi, dając mu kopniaka w twarz. Ten ryknął wściekle. Rzucił się na nią, wskutek czego oboje wylądowali na ziemi.

Seth był ciężki. Nawet bardzo. Thi całe powietrze uciekło z płuc, gdy wylądował prosto na niej. Odrzucił sztylet na bok i zaczął okładać ją pięściami, wrzeszcząc przy tym jakieś obelgi. Gdy Thi odzyskała dech, starała się prawą ręką odszukać broń. Seth to dostrzegł i z psychopatycznym uśmiechem, złamał jej rękę. Wrzasnęła, wymierzając mu kopniaka w krocze. Syknęła, gdy jej pięta styknęła się z ochraniaczem na krocze.

Skubany, zabezpieczył sobie jaja! – oburzyła się jej wilczyca, która chciała wkroczyć do akcji. Thi jej jednak nie pozwoliła. Chciała odebrać sztylet, a w wilczej formie nie byłoby to możliwe.

Thi zdrową ręką, z której wysunęła pazury dźgnęła Setha w szyję. Ten warknął, przejeżdżając palcami po szramie. Prychnął, a Thi zamachnęła się po raz kolejny. Seth był szybszy. Złapał obie jej ręce umieszczając je nad nią. Drugą dłonią, z której wystawały mu szpony, zaczął nakreślać na jej skórze rysy. Nie chciał zabić jej szybko.

Dusza UtraconaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz