Rozdział 13

106 13 5
                                    

Sean siedział w swoim biurze. Właściwie powinien teraz wypełnić jakieś papiery, dostarczone mu przez Chrisa. Dlatego tu przyszedł. Ale zanim zdążył w ogóle zobaczyć co dał mu jego beta, ktoś zapukał do drzwi.

Teraz stał, opierając ręce na biurku, na którym siedziała Viviana. Uśmiechnął się do niej, sięgając po suwak jej sukienki. Viviana codziennie nosiła inną, przepełnioną ozdobami i przepychem, zapewne bardzo drogą. Zastanawiał się, czy robiła tak na co dzień, czy tylko w zaistniałej sytuacji. Chociaż właściwie mu to nie przeszkadzało, w każdej wyglądała zniewalająco.

— Kocham to robić w biurach — wyszeptała. Miała słodziutki, ale seksowny głos, wprawiający go o ciarki na plecach. Zarzuciła swoje smukłe ręce na jego kark, a nogami owinęła go w pasie, przyciskając bliżej siebie.

Sean już wcześniej, sam zauważył, że lubiła kochać się w biurze. Zważywszy na to, że robili to już tu po raz piąty w tym tygodniu. I też dlatego, że za każdym razem mu o tym mówiła. Więc jakby mógł zapomnieć?

Viviana nie musiała robić wiele, aby go podniecić. Miała piękne, kształtne ciało i idealne proporcje. Delikatną, jedwabistą skórę i duże, jędrne piersi. Nie mieściły mu się w dłoniach. Do tego jej długie nogi, mięciutkie blond włosy... do zostania aniołem brakło jej tylko aureoli i skrzydeł.

— Jesteś... — zaczął Sean. Codziennie starał się wymyślić dla niej jakiś nowy, oryginalny komplement. Kompletnie mu to nie wychodziło, ale Viviana doceniała jego starania.

Nie było mu jednak dane skończyć, bo do pokoju bez pukania wparował Chris.

— Wybaczcie, że przeszkadzam, ale w jadalni dwa wilkołaki oczekują, że rozstrzygniesz ich spór, Alfo — powiedział Chris, kłaniając się. Wyszedł z pokoju.

Sean westchnął przeciągle. Nawet jej jeszcze nie rozebrał, a już psuli mu zabawę.

Złożył na ustach Viviany długi, namiętny pocałunek i powiedział:

— Zaczekaj tu na mnie, zaraz wrócę.

— Pójdę z tobą — oznajmiła słodko, a Sean nie protestował.

Zeskoczyła z biurka i razem udali się do jadalni.

Jak domyślał się Sean, powód kłótni był na tyle banalny, że nie powinien być on przyczyną zakończenia jego igraszek. Właściwie miał ochotę zaśmiać się swoim ludziom w twarz, porwać w ramiona Vivianę i dokończyć to co zaczęli. Oczywiście w biurze. Tam gdzie najbardziej lubiła.

Mianowicie poszło o to samo, o co wszystkim chodziło od tygodnia. Typowa sprzeczka o to kto jest czyim mate. Pomijając kilka doszczętnie rozwalonych krzeseł i poobijaną dwójkę mężczyzn, nie zaszło wiele szkód.

Z prawej stał niski, bardzo szczupły facet. Wyglądał na przestraszonego i ewidentnie odniósł więcej ran względem drugiego. Ten zaś był krępej budowy ciała, miał lekki zarost na twarzy i wyglądał na starszego.

Nim Sean mógł zacząć swoje kazanie, ten pierwszy wybuchł płaczem.

— Mój wilk tak bardzo jej pragnie, a ona mnie nie chce — wyszlochał i rzucił się do stóp swojego Alfy.

— Boś cymbał i mięczak! — wywarczała dziewczyna, podnosząc się z krzesła.

Drugi wilkołak zaśmiał się ukradkiem.

Dziewczyna ukłoniła się Seanowi i Vivianie, po czym złapała wilkołaka za rękę.

— Alfo Seanie. Alfo Viviano. Pomimo tego, że więź mate związała mnie z nim — mówiąc to wskazała palcem na leżącego i wyjącego z rozpaczy mężczyznę — to ja pokochałam Jacoba. Błagam was... Alfo Seanie, Alfo Viviano nie każcie mi związywać się z kimś, kogo nie darzę szczerym uczuciem.

Dusza UtraconaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz