— Czego się tak gapisz? — warknęła Thi.
Sean nie mógł złapać tchu. Odczuwał uporczywy ból w klatce piersiowej. Całe powietrze uciekło mu z płuc. Wilk w jego głowie wył radośnie.
Wstał i wyszedł z pomieszczenia. Ledwo mógł iść, nogi mu się plotły między sobą, a obraz zaczął się rozmywać. Poczuł nagłe uczucie obezwładniającego go gorąca. Oparł się ręką o ścianę, miał wrażenie, że traci grunt pod nogami. Słyszał jakby z oddali czyjś głos, ale nie był w stanie zrozumieć słów.
Ktoś szarpał go za ramię. Sean przywarł plecami do ściany. Dusił się. Chciał uporczywie złapać powietrze. Nie potrafił.
Niespodziewanie poczuł silne uderzenie na policzku. Ocknął się z amoku i zaczął łapczywie nabierać tchu.
— Co się dzieje? — wrzasnął Chris. — Co tam się stało?
Sean opanował oddech. Spojrzał na przyjaciela z przerażeniem wypisanym na twarzy.
— To moja mate — wyszeptał zdziwionym tonem, jakby sam nie miał pewności co do prawdziwości tych słów.
— Twoją mate jest Viviana, co ty bredzisz?
— Egzekucja się nie odbędzie — powiedział stanowczo Sean. Stanął na równe nogi i strącił ręce Chrisa ze swoich ramion. — Nikt ma tam nie wchodzić dopóki nie wrócę. I nikomu ani słowa.
Nie oglądając się za siebie, ruszył korytarzem do wyjścia. Przemienił się w wilczą postać i pognał pędem do lasu. Zawył doniośle do księżyca, a w ślad za nim po całym lesie rozniosło się wycie, dołączających się wilków.
***
Sean siedział nad wodospadem. Zapadła noc, a gwiaździste niebo towarzyszyło mu w rozmyślaniach. Szum wody łagodził jego roztargane myśli.
Zza drzew wyłonił się Chris. Dosiadł się do Seana i siedzieli przez długi czas w milczeniu. Cisze między nimi burzyła jedynie orkiestra nocna. Dzikie zwierzęta, ptaki, szum wodospadu i wiatr kołyszący korony drzew. Chris odezwał się pierwszy.
— Jesteś pewny, że to ona?
— Tak — powiedział Sean stanowczo. W jego głosie słychać było zmęczenie.
— Co zamierzasz z nią zrobić?
— To omega. Nie chcę jej jako Luny — zaczął Sean. Zrobił długą pauzę jakby rozważał, czy na pewno powinien mówić dalej. Po chwili jednak dodał — ale nie mam innego wyjścia.
— Zawsze możesz trzymać ją w więzieniu, a Vivianę pozostawić jako Lunę.
— Nie mogę trzymać swojej mate w więzieniu — oburzył się. — Mój wilk by mi na to nie pozwolił.
— Rozmawiałem z tą dziewczyną. Jest słaba, nierozważna i niemądra. Jeśli zostanie naszą Luną to czeka nas klęska. Dobro stada powinno być na pierwszym miejscu.
— Muszę to wszystko jeszcze przemyśleć. Do tego czasu masz się nią zająć i zadbać, żeby nic jej się nie stało.
— Oczywiście Alfo.
***
Thi nie mogła zasnąć. Obwiniała się za wszystko co się stało. Wiedziała, że gdyby tamtego dnia po prostu uciekła wraz z rodzicami, nic by jej teraz nie było i przynajmniej miałaby pewność, że nic im nie jest. Nie bała się śmierci, to w końcu naturalny krąg życia i czeka na każdego. Nie chciała jednak ginąć tak szybko, nie w tak młodym wieku. I na pewno nie w ten sposób.Beth przez całą noc tuliła się do Thi, mimo jej sprzeciwów. Szlochała cicho, a w jej płaczu można było wyczuć prawdziwą rozpacz. Thi nie wiedziała czy Beth taka już po prostu była, czy naprawdę przez tak krótki czas poczuła jakąś więź między nimi.
— Wybrałaś już swój ostatni posiłek? — wyszlochała w którymś momencie Beth. Szeptem, bo wszyscy pozostali więźniowie już spali.
— Nie — odpowiedziała również szeptem Thi.
— Dlaczego?
— Niech się wypchają. Nie chce nic od nich. Robią to, żeby pokazać mi swoją wyższość i władze jaką nade mną mają. Nie dam im tej satysfakcji.
Przyszli po nią rano. A konkretnie on. Jeden wilkołak, który wcześniej podszywał się pod Alfę. Nie zarzucił jej czarnego, śmierdzącego wora na głowę. Nie wepchnął jej brudnej szmaty w usta. Nie naszpikował jej substancjami, osłabiającymi jej odporność. Nie skopał jej, nie opluł. Nie szarpał jej i nie wlukł siłą po ziemi. Nie zrobił żadnej rzeczy, jakie robiono jej tu dotychczas. Chwycił ją tylko za przedramię i nakazał iść.
Zaprowadził ją do strefy prysznicowej. Dał ręcznik, czyste ubrania i buty. Wyciągnął zza pasa klucze i sięgnął do jej kajdan.
— Nie boisz się, że ucieknę, fałszywy Alfo? — spytała.
— Spróbuj — powiedział, zdejmując jej kajdany.
Poczuła na nadgarstkach ulgę. Miała dziwne uczucie, że czegoś jej na nich brakuje. Trzymanie ich ciężaru przez tak długi czas zrobiło swoje.
Weszła do pomieszczenia, a Chris zamknął za nią drzwi. Podłoga i ściany były wyłożone białymi kafelkami, które z biegiem lat zżółkły. W rzędzie wisiało dziesięć słuchawek prysznicowych, a przy każdym dozownik do mydła.
Spojrzała na drzwi. Pośrodku w górnej części znajdowało się okno.
— Nie rozbiorę się — powiedziała donośnie. Nie miała pewności czy Chris ją słyszał. Dużo pomieszczeń w tym więzieniu było dźwiękoszczelnych. — Nie wiem czy nie będziesz podglądać.
W odpowiedzi jedynie zasunął okienko. Nadal nie miała pewności czy go nie odsunie, ale lepsze to niż nic.
Przez chwilę stała i się zastanawiała. Czy jej bunt i nieumycie się coś zmieni?
— Nie będę dawać im tej satysfakcji, że robię to co oni chcą — powiedziała do swojego wewnętrznego ja.
— Im to jest obojętne, a mi nie!
— Jeśli miałabym się umyć ostatni raz to nad naszym wodospadem.
Szarpnęła za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Rozsunęła się deska w okienku i pojawiła się w nim twarz Chrisa.
— Co znowu? — spytał poirytowany.
— Nie będę się myć.
— Bo?
— Bo nie.
— Dopóki się nie umyjesz to skąd nie wyjdziesz — powiedział i zasunął okienko.
— To nie wyjdę stąd nigdy — krzyknęła Thi. Usiadła na podłodze, kładąc obok siebie rzeczy.
CZYTASZ
Dusza Utracona
WerewolfKażdy z nas ma tajemnice. Jedni większego kalibru, drudzy te mniejsze. Ale to co je łączy to fakt, że każdy nawet ten najmniejszy sekret jest wart więcej niż cokolwiek na świecie. Są tak cenne, że ludzie zabierają je ze sobą do grobu, a nawet gotowi...