Magnus
Spojrzałem na Maryse i miałem wrażenie, że jej wzrok mówi dokładnie to samo, co ja miałem na myśli. Wyczarowałem blokadę, na której dość boleśnie zatrzymał się Alexander. Podziemni wybuchli śmiechem. Poczułem złość i zmęczenie jednocześnie. Wiedziałem, że właśnie teraz albo to wszystko się zakończy, albo zacznie od nowa.
-Ile osób jeszcze musi zginąć żebyście wszyscy zrozumieli, że ta walka nie ma na sensu? - Alexander wpatrywał się we mnie z bojową miną. Cieszyłem się, że nie ma pod ręką żadnej szklanki.
-Jak najwięcej łowców. - dopiero teraz z tłumu wyłonił się Raphael. Nie powiem, zabolało mnie.
-Myślałem, że jesteś po mojej stronie.
-Jestem po Twojej stronie Magnus, po stronie podziemnych. - zgromadzeni podziemni zawtórowali mu. Przewróciłem oczami.
-Rozumiem. Chcecie się nawzajem pozabijać, dobrze, ale co dalej?
-Wyjdziemy z ukrycia. Będziemy rządzić.
-Będzie przemieniać i zabijać niewinnych przyziemnych. - na myśl o tym co działo się po przegranej przez łowców wojnie przeszły mnie ciarki. To nie podziemni byli największym problemem, lecz demony, które opętywały ludzi, zmieniali się w nich. Ale podziemie albo przypatrywało się temu biernie, ale dolewało oliwy. Gdyby tamten świat istniał w którym momencie przyziemni przestali by istnieć.
-By wampir mógł przetrwać potrzebuje klanu. By klan przetrwał potrzebuje wampirów.
-Tak chcesz tłumaczyć zbrodnie? - byłem w szoku, że takie słowa padły akurat z ust Raphaela. - Pamiętam jak Cię znalazłem. Było to dokładnie siedemdziesiąt pięć lat temu. Dotarłem do Ciebie bardzo późno, nie panując nad sobą zdążyłeś skrzywdzić wielu przyziemnych. Powtarzałeś, że masz ich krew na rękach. Pamiętasz?
-To nie jest czas ani miejsce by wywlekać..
-Stałeś na moście i chciałeś skoczyć. Nie chciałeś żyć jako potwór. Długo namawiałem Cię byś zszedł z barierki. Potem zabrałem Cię do siebie. Dwa lata. Tyle zajęło Twoje oswojenie się z myślą z kim się stałeś. Byłeś, a może nadal jesteś, bardzo wierzący i sądziłeś, że to kara. A ja przez dwa lata trwałem przy Tobie i robiłem wszystko byś przestał widzieć w siebie potwora. Udało mi się. Przez jakieś siedemdziesiąt trzy lata nikogo nie zabiłeś, nie tknąłeś też już ludzkiej krwi. Chcesz teraz by takie cierpienie spadło na innego chłopaka? A co jeśli stanie na moście i nie będzie miał nikogo kto go powstrzyma? - rozejrzałem się po tłumie podziemnych.
-Mia, jak dobrze, że widzę i Ciebie. Czy Ty również zapomniałaś jak to jest stać się podziemnym? - spojrzałem na młodą dziewczynę, która była wilkołakiem. - Czy Ciebie też nie znalazłem w ostatniej chwili? - doskonale pamiętałem jak wyglądała Mia kiedy ją znalazłem. Ten obraz najchętniej akurat wymazałbym z głowy. - Kochałaś swoją rodzinę. Tobie najciężej było ich zostawić. Jak się czułaś po pierwszej przemianie? Kiedy leżałaś naga w krwi swojej pierwszej ofiary?
-Wystarczy! - Raphael chciał ruszyć w moją stronę, ale zatrzymała go blokada. - Nie musisz tego wywlekać przy nich!
-Nie, nie muszę. Ale widocznie Wy zapomnieliście jak to jest stać się podziemnych. Nikt z was tu zebranych raczej nie był szczęśliwy z tego powodu. Łowy rodzą się łowcami. Oni wiedzą przez co my przechodzimy. Może to co powiedziałem rozświetli im trochę w głowie. Obojętnie która strona nie wygra będzie źle.
-Nie widzę żadnych problemów w związku z naszą wygraną. - przyjrzałem się łowczyni, która to powiedziała. To ta blond włosa dziewucha pocałowała mojego Alexandra.