Prolog

556 51 29
                                    

Dwadzieścia dwa lata wcześniej:

Dochodziła właśnie północ. W pokoju panował mrok, oświetlany jedynie blaskiem księżyca. Zza wielkiego, półokrągłego okna promienie pełni oświetlały kocioł z bulgoczącą miksturą.

– Łyżka trującej wydzieliny akromantuli – przeczytała Kalista, trzymając w ręce wielką, oprawianą skórą smoka księgę. Dostała ją w spadku po swoim trzecim mężu – wysoko ustawionym i szanowanym niegdyś czarodzieju – którego to otruła dwa lata po ślubie. Ich związek od początku układał się bardzo dobrze. Mężczyzna odznaczał się dużym poczuciem humoru i władczą naturą. Był dobrym przyjacielem i kochankiem, ale Kalista nie znalazła u niego materiału na wiecznego partnera. Chciała także zdobyć cały jego majątek i te oto księgę, której kopi nikt nie był wstanie wcześniej zrobić. To był unikat. Bezcenny i mający w sobie skupisko tak potężnych czarów, że samej Bogini Światła się to nie śniło. Kalista, jako jedna z nielicznych potrafiła odczytać pismo w niej zawarte.

– Przecież łyżka stopi się pod wpływem jadu akromantuli! – przemówiła rudowłosa dziewczyna z paroma zbędnymi kilogramami. Posiadała piskliwy, wysoki głosik, który zaczął już irytować Kalistę. Tak jak jej towarzyszki, Nicole miała na sobie sięgającą ziemi pelerynę, której zadaniem było chronić swoją właścicielkę przed szkodliwymi działaniami czarów.

Nie łatwo było znaleźć akromantulę. A tym trudniej zdobyć jej wydzielinę. Ten gigantyczny, ośmiooki pająk poruszał się w swoim naturalnym środowisku z taką zwinnością i szybkością, że o mało nie zabił dwóch sług Kalisty. Jak zwykle, nie mogła odpocząć. Musiała uratować ich tyłki i zabić pajęczaka.

– To użyj magicznej łyżki, półgłówku – poinformowała mulatka z czarnymi ściętymi do ramion włosami. Wysoka, szczupła dziewczyna mieszała wielkim, metalowym drążkiem tworzoną miksturę w kotle.

Nicole parsknęła gniewnie na Rebecce za nazwanie jej półgłówkiem.

– Róg jednorożca – zawiadomiła Kalista rudowłosą Nicole, gdy ta uporała się już z jadem. – Następnie łza feniksa, śpiew elfa i trzy pióra gryfa.

Nicole biegała z miejsca na miejsce w poszukiwaniu wymienionych rzeczy. Złapała trzy magiczne puszki różnego rozmiaru.

– Łza, pióra, róg... – wymieniła pomocnica, wrzucając składniki do kotła. – I co tam jeszcze było?

– Śpiew elfa – wycedziła Kalista niezadowolona, że musi się powtarzać. – Weź jeszcze żywą żabę z zaplecza.

Dziewczyna ruszyła w poszukiwaniu kolejnej puszki i zielonego stworzonka.

Kalisto? – spytała Rebecca, nie przestając poruszać metalowym kijkiem. – Jaki eliksir właściwie robimy?

– Zwą go strzałą amora.

– Eliksir miłosny? – zdziwiła się mulatka. – Co za głupiec odmówił ci miłości? Jesteś przecież taka... idealna.

Rebecca zarumieniła się, zerkając ukradkiem na Kalistę.

– To prawda złotko – przyznała Kalista, lekko się uśmiechając. 

Była już przyzwyczajona jaki wpływ na mężczyzn i kobiety miała jej uroda i sposób bycia. Rebecca, długonoga, zgrabna wiedźma do brzydkich nie należała, więc jej uwielbienie bardzo schlebiało Kaliście. Ale ona oddała już komuś swoje serce.

– Tyle że to, co my tworzymy nie ma sprawić, aby ktoś się zakochał – zaśmiała się dźwięcznie Kalista. – Ma sprawić, aby nie był zdolny do miłości.

– Och... – wybełkotała jedynie Rebecca, gdy Nicole wróciła z małym słoikiem. Na jego etykiecie widniał napis: "Śpiew elfa". W drugiej ręce siedziała jej mała żaba. Wrzuciła zwierzątko, które z rechotem wpadło do cieczy.

– Czy to już wszystko?

– Jeszcze jedna mała rzecz – odrzekła Kalista, odkładając księgę na stolik. Coś zabłysło w jej dłoni niczym w blasku księżyca. Okrzyk zdziwienia i zdrady wybił się z piersi Nicole, gdy ostrze trafiło prosto w jej serce. Stróżka szkarłatnej krwi pociekła z rany na broń. Kalista patrzyła obojętnie na dziewczynę, której właśnie odbierała życie. Ta starała się nabrać powietrza, wyglądając przy tym, jak ryba na lądzie, która zmaga się ze śmiercią. Jej wytrzeszczone oczy poczerwieniały, niezdolne uronić choćby jednej łzy, której teraz tak rozpaczliwie pragnęła. Ręce błagalnie uczepiły się Kalisty, która przekręcając ostrze z impetem wyciągnęła je z dziewczyny.

– Świeża krew umierającej wiedźmy – wyrecytowała, dodając ostatni składnik. Wypowiedziała krótkie zaklęcie, a z kotła buchnął dym, unosząc się w powietrze, aby po chwili zniknąć bez śladu.

– Ty... – powiedziała z przerażeniem Rebecca. – Ty ją zabiłaś.

– Nie przejmuj się złotko. Zajmę się zwłokami.

– To jakiś nieśmieszny żart... Nie mogłaś tego zrobić! Nie ty!

Kalista westchnęła przeciągle.

– Rebecca... musisz się jeszcze wiele nauczyć – stwierdziła, przelewając całą zawartość eliksiru do przezroczystej buteleczki o nieregularnym kształcie. Schowała ją pod czarną pelerynę z żalem patrząc na towarzyszkę. Nie chciała sprawić, aby Rebecca czuła się zraniona. Z ich dwóch mogła przecież poświęcić ją, nie Nicole.

Zabiłaś ją – powtórzyła, wpatrując się w zakrwawione ciało leżące na ziemi. Chciała, aby dziewczyna się podniosła i oznajmiła, że to wszystko to tylko dowcip. Ona jednak nie wstała. Nawet nie drgnęła. Leżała w kałuży krwi z martwym spojrzeniem wbitym w przestrzeń. – Zabiłaś moją jedyną przyjaciółkę...

– Nie jedyną przyjaciółkę. Masz jeszcze mnie. Ale nie mogę teraz zostać i pomóc ci uporać się z żałobą – powiadomiła, odwracając się. Zarzuciła kaptur na czarne loki i ruszyła do wyjścia.

– Dokąd idziesz?

– Muszę pokazać jednemu mężczyźnie, że nie warto ze mną zadzierać.

Wyszła, zostawiając Rebecce samą. Samą w głuchej, dobijającej ciszy, która wwiercała się w jej umysł. Rebecca padła na kolana obok martwego ciała, dając upust emocją. Szloch, jaki wydarł się z jej gardła był mieszanką bólu i niedowierzania.

Była taka dobra, pomyślała z rozpaczą Rebecca. Dlaczego Kalista nie zabiła jej? Dlaczego musiało trafić na nieszczęsną Nicole? Kochała ją. A teraz ona nie żyła. Zginęła z rąk kobiety, którą obie tak szanowały i wielbiły. Była dla nich wzorem...

– Nicole... wszystko będzie dobrze – wymamrotała, wtulając się w przyjaciółkę. Kołysała nią raz w przód raz w tył, jakby chciała uspokoić jej drżące ciało. Ale to nie Nicole drżała. To była Rebecca, której łzy strumieniami spływały po policzkach. – Wszystko będzie dobrze... – powtórzyła, głaskając ciepłe jeszcze ramię zamordowanej dziewczyny.

                                       ***

Witajcie przybysze z odległych zakątków wattpada!

Jeśli już zajrzałeś prosiłabym o wypowiedzenie się w komentarzu na temat prologu. ☺♥ Jeśli jest jakiś błąd lub cokolwiek co uważasz, że lepiej by było, gdybym poprawiła z miłą chęcią się o tym dowiem.   Zachęcam do pozostania na dłużej. ☺♥

Dusza UtraconaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz