Royalty flames

14 3 7
                                    

Oke doke... Moja korekta stwierdziła, że za ponowne uśmiercenie bohatera, nie sprawdzi błędów... Dodaję jak jest, co mogłam sprawdziłam. W razie czego poprawcie mnie. Miłego dnia/wieczoru/ nocy pysiaki <3

~~~

Ou witaj ! A więc przyszedłeś drogi Czytelniku. Czekałem na Ciebie! Spójrz na to miasto, śliczne prawda? To Daegu, mój rodzimy dom. Wygląda pięknie wśród tych wieżowców co? Jednak kiedyś tak tu nie było. Kiedyś nad tym klifem panował wielki, warowny zamek. Poniżej było malutkie miasteczko i wielkie, zielone połacie ziemi. Najbliższe królestwo było oddalone prawie na drugim końcu kraju. Pamiętam bardzo dobrze tamte czasy. Każdy szczegół, każdą roślinę i każdego człowieka zamieszkującego te terytorium. Opowiem Ci o nim. Jednak zanim zaczniemy, musimy przenieść się do czasów, gdzie panowali królowie i książęta. Gdzie wojsko stanowili rycerze i ich giermkowie. Do czasów, które nie były nawet takie złe.

Widzisz, w tamtych czasach w Daegu panował bardzo młody król. Poddani go wielbili. Nawet tworzyli na jego cześć pieśni pochwalne. Władca ten był bardzo mądry jak i sprawiedliwy. Władał swoim królestwem bardzo rozsądnie pomimo swojego wieku. Miał wtedy zaledwie 18 lat. Jego rodzice zginęli, gdy książę był bardzo malutki. Rządy w państwie, na czas osiągnięcia przez księcia pełnoletności, objął jego wuj. Był on człowiekiem bardzo poczciwym, nie posiadającym własnych dzieci. Taehyung był dla niego oczkiem w głowie, był jak jego własny syn. Jednak i na księcia Seonghyuna czas nie był łaskawy. Brat królowej doczekał się jednak koronacji siostrzeńca i odszedł ze starości, zaraz po tym wydarzeniu. W królestwie pomimo ogólnej żałoby, panował dobrobyt i dostatek. Jednakże nawet młodociany król miał swój własny sekret. Swoją tajemnicę, której nie chciał nikomu wyjawić. Sekret ten, był najcenniejszym skarbem młodego Kima. Co to było ? Był nim nikt inny, jak dowódca jego wojsk, kapitan Jeon Jeongguk z domu Jingsunga, wśród swoich zwany Jungkookiem. Znali się od małego. Razem bawili się za dziecka i wspólnie dorastali. Razem odkrywali powołanie młodszego z nich. Wspólnie odkrywali swoją seksualność i jeździli konno (w różnym tego słowa znaczeniu). Byli nierozłączni. Gdzie książę Taehyung, tam i jego strażnik Jeongguk. O ich relacji opowiem jednak z innej, prawdziwej perspektywy.
Jak dobrze wiemy czasy królów, rycerzy, dam dworu, to nie tylko czasy świetności i chwały. To czasy pokoju i rozejmów. Czasy miłości i zdrad. To również czas wojen. Wielkich bitew na śmierć i życie. Niestety i dla naszego małego kraju nastał niepewny czas, król Xianchung wypowiedział nam wojnę. Nie miałem innego wyboru, jak posłać wojska na bój. Nie mogłem pozwolić, aby mój malutki zakątek świata był nieodpowiednio chroniony. Jungkook sam zgłosił się na ochotnika, aby poprowadzić rycerzy do walki. Nie wiedziałem czemu to zrobił. Jedyne co wiedziałem, to sam fakty, że pomiędzy nami stworzyła się jakaś bariera. Staliśmy się oschli dla siebie nawzajem. Pamiętam naszą rozmowę podczas wręczania mu orderu i tytułu kapitana wojsk, jak i dowódcy osobistej straży króla. Nikt poza nami nie mógł tej konwersacji usłyszeć. Jego nieprzenikniony wyraz twarzy, tak bardzo nie podobny do mojego ukochanego.

- Kookie, Ty i ja... Nasze światy...
- Są od siebie różne...
- Właśnie.

Miałem ochotę się rozpłakać. Nigdy nie widziałem na jego twarzy tak obojętnej maski. Jedynie oczy, były odzwierciedleniem uczuć. Widziałem w nich szczęście, z osiągnięcia tak wysokiego stopnia w służbie wojskowej, strach, zawód oraz bezgraniczną miłość. Do tej pory cholernie żałuję wypowiedzianych w tamtym dniu słów. Z biegiem czasu jeszcze bardziej oddalaliśmy się od siebie, nie było miłosnych uniesień, nie było czułych słówek. Zniknęły nocne rozmowy, obejmujące mnie ramiona jak i jego śliczny, króliczy uśmiech. Pojawił się za to dystans w stosunku do mojej osoby. Nie potrafiłem tego zmieść. Jedyne słowa, które podtrzymywały we mnie nadzieję, że mój luby wróci, to słowa odnośnie mojej ochrony. One były kierowane prosto z serca.

„- Nie ważne, co by się działo, ja zawsze będę tu, by Cię chronić.
- Wiem to Kook."

A później nadeszła wojna... Jako król, moim obowiązkiem była ochrona państwa. Oddziały musiały wyruszyć w bój. Jednak ja czułem, że wraz z tą bitwą, umarła cząstka mnie. W pałacu zrobiło się jakoś cicho. Za cicho...

Przemierzałem niespokojnie pałacowe komnaty i korytarze. To już ponad dwa miesiące od naszej rozłąki. Nie wiedziałem, gdzie mam się podziać bez Jungkooka. Cholernie się martwiłem i tęskniłem. Każdy mebel w pałacowej kuchni, mojej komnacie, korytarzu, sali tronowej, przypominał mi o Nim. Niechciane wspomnienia wdarły się do mojej głowy. Nasza ostatnia noc, podczas której pieścił moje nagie ciało. Jego ręce powoli sunące po moich biodrach. Jego usta, który obsypywały moje podbrzusze licznymi pocałunkami. Czasem nawet zostawiając trwalsze, malinowe ślady. Nasze oddechy mieszały się ze sobą. Nadal mam wrażenie, że silne dłonie, władczo zaciskają sie wokół mojej talii. Jego zwinny język sunący od mojej szczęki, przez tors, aż po samego penisa. A ja mogłem tylko topić się w tej nieziemskiej rozkoszy. Nie tylko On potrafił oznaczyć swoją miłość. Sam również został oznaczony. Ślady na plecach znaczyć mogły tylko jedno... Upojna noc z ukochaną osobą.

O poranku był już wyszykowany na bitwę. Całe szeregi dzielnych rycerzy, szły lub jechały konno ramię w ramię, zmierzając do ostatecznego pola walki. Nie zdążyłem się nawet osobiście pożegnać. Owszem, życzyłem wszystkim szybkiego powrotu do domu w zdrowiu, jednak sam miałem co do tej bitwy, złe przeczucia.

Niestety moje najgorsze obawy się ziściły. Wojsko wróciło w zmniejszonym stanie. Co najgorsze, na tarczy zauważyłem płaszcz Jeona. Kiedy tylko spojrzałem z przerażeniem na zastępcę dowódcy, już wiedziałem, kto tam leży. Nie mogłem w to uwierzyć. Podbiegłem do mojej miłości, nie zwracałem uwagi na ludzi, nie zwracałem uwagi na łzy i moją rozpacz. Liczył się tylko On...

-Przyrzekałeś, że zostaniesz u mego boku .Obiecałeś mi!

-Kocham Cię TaeTae, pamiętaj o tym zawsze.

Obiecałeś... Wyznałeś mi miłość... Odszedłeś... Twoja krew na moich rękach... Twój pogrzeb...

Widzisz drogi Czytelniku. Miłość prowadzi do rozpaczy. Miłość jest jednak najsilniejszym na świecie uczuciem. Bez miłości nie ma życia. Nie ma ryzyka, nie ma szczęścia. Strata najbliższej osoby cholernie boli, jednak warto. Warto zobaczyć za życia uśmiech tej osoby, jej łzy, zamyślenie... Warto doświadczyć jej lub jego humorków. To właśnie przez nie poznajesz, jaki człowiek jest naprawdę. Z drugiej strony... Ukochana osoba czeka na nas, po drugiej stronie, gdzie już na zawsze będziecie razem szczęśliwi. Nie rezygnuj nigdy z miłości dobrze? Jeśli jednak ma to być toksyczna i zaborcza miłość, nigdy nie pozwól jej zapukać do bram twego serca. Ja natomiast będę strzegł Cię wraz z Kookiem z góry. Będziemy Twoimi aniołami, trzymającymi nad Tobą piecze. Żegnaj więc i do jak najpóźniejszego zobaczenia...

Postać ślicznego młodzieńca rozpłynęła się jakby we mgle...

In my mindOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz