Ktoś rzucił klątwę na Merlina. On sam doskonale o tym wiedział. Ba, wiedział nawet, kto to zrobił, a był to on sam. Jaki jest lepszy sposób na sprawdzenie, czy klątwa działa, od rzucenia jej na kogoś? Najlepiej jest to zrobić na siebie, by nie sprowadzić jakichś nieprzewidywalnych konsekwencji na cały istniejący świat, który radził sobie do tej pory sam - no może poza Arturem - bez pomocy magii. Chłopak, jednak, nie przemyślał tego do końca, gdyż miała ona pewien malutki mankament: zaczynała działać dopiero po pewnym czasie. Na Merlinie zaczęła po trzech dniach, kiedy Gajusz zarzucił mu siedzenie i nic nie robienie...
- Myślisz, że siedzę i nic nie robię? Nie miałem nawet szansy, by usiąść i nic nie robić, od dnia w którym tu przyjechałem. Robię swoje, biegając wszędzie dokoła za Arturem. "Zrób to, Merlin, zrób tamto, Merlin!" A kiedy nie biegam dokoła za Arturem, robię za ciebie robotę/tobie na posługi/wykonuję twoje polecenia i nawet kiedy tego nie robię, spełniam swoje przeznaczenie. Czy wiesz, ile razy ratowałem życie Artura? Straciłem rachubę. Czy dostałem jakieś dziękuję? Nie, zwalczałem gryfy, wiedźmy, err.. bandytów. Byłem bity, truty, obrzucany owocami i w każdej chwili muszę ukrywać, kim naprawdę jestem, bo jeśli ktoś by to odkrył, Uther kazałby mnie stracić. I czasami naprawdę, czuję się, jakbym był stawiany w tak wielu kierunkach, że nie wiem, w którą stronę się odwrócić!
Tuż po tym, Merlin w zasadzie wkurzony na Gajusza, ale również szczęśliwy, bo klątwa, którą na siebie rzucił, zaczynała działać, wyszedł z jego komnat i ruszył korytarzem w kierunku przeciwnym do wyjścia z wieży. "Clara non sunt ponderanda*", te słowa wypowiedział, by rzucić klątwę. Gdybyście go wtedy zapytali, co to znaczy, odpowiedziałby po prostu, że nie wie i byłaby to w zasadzie prawda, bo jeżeliby przeczytał, co było napisane w górze strony z tym zdaniem, czego nie zrobił, dowiedziałby się.
Wcześniej rzucił klątwę czytania w myślach na Arthura, kiedy ten spał, co także nie przyniosło żadnego skutku, albo tak mu się właściwie wydawało.
W każdym razie klątwa mówienia prawdy była mniej bezpieczna dla Merlina. Już dawno nauczył się trzymać swoje myśli dotyczące magii na wodzy, a teraz szedł w górę po schodach, nic nie myśląc, tak na wszelki wypadek. Liczył w myślach jakieś przypadkowe liczby tak, jakby jeszcze umiał liczyć.
Nie umiał. Już samo nauczenie się czytania od Gajusza było dla niego na miarę wejścia do jaskini smoka, co, nomen omen, często robił, w celu zasięgnięcia porady. Może teraz też powinien to zrobić? Nie, jeszcze stara kreatura zacznie się z niego śmiać.
- Merlin! Kogo nazywasz starą kreaturą? Słychać cię, aż tutaj!
No i jak z tego teraz wybrnąć?
Nie da się.
- Chodź tutaj i pochwal się, że chodzi o króla - tym razem to był Gwaine, mający pewnie ubaw, Artur, który akurat z powodu tego, że Merlina z nimi nie było na polu treningowym, musiał mieć w jego oczach (i uszach) jakąś wadę słuchu.
Po prostu słyszał coś, czego nie było. Musiał przeinaczyć jakieś słowo, w tej klątwie, którą na niego rzucił, albo i trzy słowa, to, właśnie, było bardziej prawdopodobne.
Ktoś zbiegł obok niego po schodach, a Merlin powrócił do liczenia, nie otwierając nawet ust, co skończyłoby się potokiem prawdy, wypływającym z jego trzewi._________
*"To co jasne nie wymaga dowodu" - łacina.
CZYTASZ
Merlin ~ one shoty || ZAWIESZONE
Fanfictionj.w. wszystkie pomysły są moje, poza tymi z oznaczonymi na początku właścicielami. większość będzie gejowskich. jeśli macie pomysł i chcecie cokolwiek z tej książki kontynuować, wystarczy, że mnie oznaczycie. :)