Przykro mi

639 48 5
                                    

- Merlin.
- Tak, panie?
- Błagam cię, od tej chwili lepiej się nie odzywaj - powiedział Artur tuż przed wejściem do kolejnej opuszczonej wieży. W którejś z nich musi być królewna, pomyślał, po czym złapał się razem z Merlinem za uszy przez ryk smoka, z którym walczyli rycerze Camelotu. Ktoś go najwyraźniej bardzo zranił.
- I tak nikt by mnie nie usłyszał - nadeszła bezczelna odpowiedź zza drzwi.
- Słyszałem!
***
Merlin miał doskonałe stanowisko obserwacyjne z miejsca, w którym został, na walkę w dole. Ba, dostał nawet kuszę i miecz, nie używał ich jednak. Nie mógł się zdobyć na to, żeby zabić magiczne stworzenie, nie ważne, jak straszne by było i jak bardzo by mu zagrażało.
- Merlin! - usłyszał wołanie Artura z góry. Odchylił głowę w tamtą stronę i zobaczył jego uśmiechniętą twarz w połowie wieży.
- I co ja, mam ci teraz pomachać, czy... - nie zdążył dokończyć, bo bestia wzbiła się w powietrze i musiał się odwrócić, ale ostatnim, co zobaczył, był ogień.
***
Merlin myślał, że umiera. Nie, naprawdę umierał. Płonął. Po piekącym bólu pod kolanami, wnioskował, że właśnie tam doszedł ogień. On był prawdziwy. Dym szczypiący w oczy także. Pocieszał się tylko jedną myślą: długo to jeszcze nie potrwa, może z dwadzieścia minut, dopóki nic po nim zostanie.
Specjalnie dał się przyłapać na używaniu magii, tylko po to, by wreszcie zakończyć to życie. Tym razem naprawdę chciał pomóc rodzinie, która go przyjęła. Dali mu tydzień na wyprowadzkę, a problem rozwiązał się sam.
Kilka razy był już pozbawiany głowy, to było najbardziej przyjemne. Głowa jest, ciach i głowy nie ma. Razem z głową znikało całe cierpienie i wszystkie myśli.
Łamanie kołem to było fajne, kiedy walili w kolana, cały świat znikał razem z nim, ale jakoś znowu znajdował się na tym świecie, w tym samym ciele.
***
- Merlin! - słyszał jak przez grzmot, który sekundę później okazał się bólem głowy. Powieki, zbyt ciężkie, by je podnieść, usta, sklejone krwią, by ich nie uchylić...
Ktoś upadł obok niego na kolana, szczękając metalem o kamień.
- Merlin, nie masz zamiaru umrzeć - znał ten głos, zbyt dobrze. - Potrzebuję cię... - znowu odleciał.
***
Ktoś oblał go wodą, całą twarz, że omal się nie zachłysnął i usiadł, kaszląc i plując.
- Co się stało? - wychrypiał, między napadami, siedząc przy ogniu. Niedaleko było jezioro, widział je z tej odległości.
- Wiesz.. nie powinienem był cię brać tym razem, Merlin.
- Co? Dlaczego?! - Artur wskazał na jego nogi. Merlin zerknął w tamtym kierunku i nic nie zobaczył, nic poza ziemią, oczywiście. - Och.. gdzie są moje stopy?
Żaden z rycerzy się nie odezwał.
- Przykro mi - wymamrotał Artur, nie wiedział jak mu powiedzieć, że smok spalił jego nogi. Postanowił nic więcej nie mówić.
Oddech Merlina był całkiem spokojny, nie płakał, nie był też wściekły. Był po prostu.. zmęczony.
***
- Jestem, jak jaszczurka. Odrosną najpóźniej jutro - wyjaśnił potem Arturowi.
- Skąd wiesz?
- Ratowałem twoje życie nie raz, jak mógłbym nie uratować własnych nóg?
- Jak?
- Wybacz, panie. Masz pytania, a ja nie mam odpowiedzi.
- Więc je znajdź, albo może po prostu powiedz mi prawdę.
Merlin westchnął głośno i milczał, podczas gdy jego serce szalało, a szmaty na jego kikutach przemokły, barwiąc ziemię na bordowo. Artur spojrzał w dół dopiero, kiedy poczuł krew na swoich palcach.
- Merlin - powiedział głosem pełnym zmartwienia. - Nie musisz mi mówić, jeśli... - ale Merlina już z nim dawno nie było.
***
Artur był wściekły na siebie i na cały świat. Kopnął w garnek, wiszący nad ogniskiem, z wodą do oczyszczenia szmat tak, że poturlał się poza ich obozowisko. Wiedział, że potem przyjdzie smutek, a potem znowu wściekłość, tylko zwielokrotniona. Wiedział też, że będzie potrzebował Merlina bardziej, niż kiedykolwiek, i to już niedługo.
Włożyli Merlina do łódki, która stała na brzegu jeziora i wypchnęli ją na głębinę, aż popłynęła dalej. Artur obserwował wyspę i wysoką wieżę na niej, dopóki łódka nie znikła we mgle.
***
Po powrocie do Camelotu, podbiegła do niego Morgana, jednak widząc jego minę zrezygnowała z rozmowy i ruszyła w przeciwnym kierunku z Gwen za plecami.
Artur pierwsze i jedyne, co chciał zrobić to iść, jak najdalej z tego miejsca, więc, nawet nie zsiadając z konia, zawrócił i pogalopował w stronę lasu. Wiedział, że wieść o Merlinie szybko dotrze do Gajusza, jak również, że to tylko i wyłącznie on jest odpowiedzialny za jego śmierć i po prostu nie mógł tego znieść. W całym jego życiu niczyja śmierć nie była dla niego tak dotkliwa.
Kiedy wrócił na zamek, księżyc stał wysoko na niebie, widział go przez okno komnaty ze swojego łóżka.
***
Następnego dnia przyszedł do niego Gajusz tuż po wyjściu George'a.
- Panie? - odezwał się. - Merlin znał ryzyko tej misji i nigdy nie zrobiłby czegoś, co byłoby sprzeczne z nim samym.
- Dziękuję - odparł Artur. - Naprawdę dziękuję za wszystko, czego go nauczyłeś. Wiele razy zawdzięczałem mu życie, a kiedy przyszło, co do czego, nie potrafiłem uratować jego własnego.
***
Tydzień później Artur powrócił do swojej codziennej rutyny. Akurat tego dnia postanowił poćwiczyć rzucanie do celu i jak zwykle nabijał się z George'a. Tak miało być niestety już zawsze... Kiedy ten wypuścił tarczę, a ona potoczyła się poza plac, ktoś przytrzymał ją, uniemożliwiając podniesienie, stopą, ubraną w but z wieloma klamrami i paskami. Nie zdążył nawet podnieść głowy, gdy usłyszał słowa skierowane w stronę Artura.
- Hej. Daj spokój, już wystarczy.
- Merlin?! - jego głos się załamał, kiedy odwrócił głowę w stronę, z której dobiegły słowa.

"gdzie jest cel?"
"tam, panie?"
"jest w słońcu."
"ale ono nie jest, aż tak błyskotliwe"
"trochę jak ty, w takim razie"
i Merlin, obrońca słabych i uciśnionych, sama magia w jednym człowieku, która nie może zostać odkryta przez nikogo.

#HappyMerlinAnniversary!
#10yearsofMerlin.

Merlin ~ one shoty || ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz