To jest cela! + A/N

897 47 4
                                    

Artur obudził się w celi obok Merlina, który siedział pod ścianą.
- Merlin!? - wykrzyknął i usiadł natychmiast, uderzając jednocześnie głową w drugą pryczę, po czym znowu zemdlał.
***
Kiedy drugi raz się obudził, był już nieco bardziej ostrożny. Leżał przez chwilę, dopóki oczy nie przyzwyczaiły mu się do ciemności.
- Niezła zmiana perspektywy - wymamrotał, podczas siadania.
- To jest cela! - wrzasnął na niego Merlin.
- Widzę, mam jeszcze oczy, Merlin.
- Powiedz mi, czy cokolwiek pamiętasz? Wiesz, przez kogo tu trafiliśmy? - Merlin doskonale wiedział i pamiętał.
***
Nic nie szło zgodnie z planem, a już na pewno nie to, że wpadli w zasadzkę. Merlin musiał się sporo nagłówkować, żeby wyciągnąć z niej rannego Artura, a tak czy owak trafili w to miejsce. Potem znalazł pieczarę niedaleko strumienia, w której mogli przenocować i sam obejrzał oraz opatrzył jego ramię.
- Merlin - odezwał się Artur, patrząc na jego czoło. - Jesteś ranny.
Chłopak potarł miejsce, któremu przyglądał się jego przyjaciel, i zerknął na własną dłoń.
- To nic - widząc protest, malujący się na twarzy blondyna, dodał: - nic mi nie będzie. Odpocznij, przesiedzę tu całą noc - po czym zajął się rozpalaniem ogniska i wyciągnął z jednej z dwóch toreb, które zdążył złapać przed ich spektakularną ucieczką kawałek chleba i sera. W drugiej były zioła, które miały pomóc im obu nabrać sił. - Chcesz? - podał je Arturowi i sięgnął jeszcze raz. Jadł przyglądając mu się.
Kiedy jego przyjaciel skończył, odwrócił się tyłem do ognia i zasnął, Merlin odetchnął drżąco z ulgą i zdjął lewego buta. Pod kostką wyrosło mu jajo, a cała stopa była w różnych odcieniach niebieskiego, fioletowego, różowego i czerwonego. Wyciągnął rękę w jej stronę i, stękając z bólu, wypowiedział zaklęcie. Skrzywił się, kiedy kości wskoczyły na swoje miejsce z dziwnym kliknięciem, po czym powtórzył czynności w celu pozbycia się siniaków i opuchlizny. Poruszał stopą i założył buta, opatulił się kurtką, przysunął bliżej ognia i obserwował wejście do jaskini. Wyciągnął z torby obok siebie dwa liście babki i zaczął je rzuć. Miały zły smak, gorzki, od którego chciało się wymiotować. Wypluł papkę na dłoń, wycisnął nad ogniem i przyłożył do głowy. Starał się być tak cicho, jak mógł, jednak każde poruszenie brzmiało, jak pełzanie jakiegoś zwierzęcia w ciemności.
***
Podczołgał się do wyjścia tylko po to, by rozprostować na chwilę nogi i ruszył wzdłuż strumienia. Było tak ciemno, że, gdyby nie widział drogi daleko przed sobą, nie zauważałby czubków własnych butów, prawdopodobnie był nów. Brzegi strumienia porastały gdzie niegdzie niskie krzaczki. Nic nie słyszał, poza szuraniem podeszw o żwir i od czasu do czasu szumu skrzydeł, przelatującego niedaleko ptaka. Usłyszał szmer, przesuwanych liści niedaleko. Odwrócił się w tamtą stronę, przeszedł nad krzakami i kilka sekund później został zwalony z nóg. Albo raczej powieszony za kostkę na drzewie obok tak szybko, że uderzył twarzą w muł na brzegu między krzewami, a lewe kolano ugięło mu się w dość nienaturalny sposób.
- Wspaniale, po prostu wspaniale - powiedział do siebie i spróbował dosięgnąć liny nad stopą, ale dał radę tylko do kolana.
- Hey, John! Zobacz, co nam się tu złapało! - usłyszał dziewczęcy głos pod sobą, więc wygiął szyję tak, żeby zobaczyć, kto to. Jako pierwszą zauważył czuprynę krótkich, rudych włosów, potem, kiedy podniosła głowę, ujrzał parę oczu, jednak było zbyt ciemno, by dojrzeć ich kolor. Ktoś go uderzył kijem pod żebra, aż się skulił. - On jest mój! - zaprotestowała od razu. - Jesteś sam?
- Jesteście z królem, czy przeciw? - odpowiedział pytaniem.
- Co, jeśli powiem, że ani jedno, ani drugie? - zrobiła to samo. Merlinowi coraz bardziej podobała się ta gra. - Jak masz na imię?
- Ktoś kiedyś dał mi dobrą radę: im mniej wie o tobie ktoś, kogo nie znasz, tym lepsze życie będziesz prowadził. Będę kontynuował niepopełnianie jego błędu - znowu dostał, tym razem dużo lżej. Jego ręce machały się przy jej szyi, gdyby zrobił jeden szybki ruch, mógłby ją zabić.
- Wiesz, jak się kończy życie dobrych radców? - przysunęła się bliżej, mógł wyczuć jej zapach, drzewny i żywiczny. - Na stosie, stryczku, albo w dybach - wyszeptała mu do ucha.
- Wiem - odparł, kiedy na powrót patrzyła mu w oczy. - Tak właśnie skończył mój doradca, bo powiedział za dużo - po raz kolejny otrzymał cios. Dwa ostatnie nie były tak mocne jak pierwszy, jednak na tyle silne, by je poczuł. Uderzał podobnie do Artura.
- John, uwolnij go i postaw na nogi. Może i jest głupi, ale też pyskaty, lubię go.
Chłopak, który w niego walił, odrzucił kij w bok i wspiął się na drzewo, po czym odciął linę. Merlin zdążył jeszcze, tylko złapać się za głowę, nim na nią upadł i wystękał ciche: "ał". Ktoś złapał go za ramiona i postawił w pionie, przy okazji trochę naprawiając mu kolano. Niższa o półtorej głowy dziewczyna, stojąca przed nim, miała przyjemną twarz. Uśmiechała się figlarnie, dzięki czemu wydawała się mu ona jeszcze milsza. Rude, albo kasztanowe, krótkie, potargane włosy sterczały w różne strony. Nie była za szczupła, ani zbyt gruba, wyglądała po prostu zdrowo. Trzymała w dłoni kij, opierając się na nim i wyginając go lekko. Merlin domyślił się, że to musiał być łuk.
- A ty?
- Co ja? - zapytała, nie mając pojęcia, o czym on mówi.
- Jak masz na imię?
- Robin.
- Hood? - kiwnęła głową z poważną miną. Merlin zdążył już usłyszeć wiele o Robin Hoodzie, ale tego się całkowicie nie spodziewał. Po pierwsze Robin miał być chłopakiem, a osoba, która się za niego podawała, była.. dziewczyną. Był w szoku, a jednocześnie skądś znał tą twarz. Ostatnio Robin ze swoją bandą okradł całą karawanę, zdążającą do Camelotu, pełną zboża, materiałów i owoców pod pretekstem oddania biednym, czyli głównie wieśniakom.
- John, weź, coś zapal - rozkazała. - Niech mu się przyjrzę - gdy tylko skończyła mówić, Merlin zauważył iskry od krzesiwa Johna.
- Daj, to ci pomogę - kucnął obok niego, kiedy ten miał już zamiar wyrzucić krzemienie. Pochylając się nad nimi tak, by nikt nie mógł zauważyć jego oczu i uderzając jednym o drugi, pomógł sobie odrobinę i po chwili podał Johnowi płonącą pochodnię z kamienną twarzą.
John i Robin obeszli go we dwójkę dokoła. Merlin zauważył, że Robin ma zielone oczy i jest ubrana w fioletowy strój, nie pomylił się też, co do jej twarzy. Miała owalno-trójkątny kształt z lekko wystającymi kośćmi policzkowymi, które znikały, gdy się uśmiechała.
- Nikogo z tobą nie było?
- Był.
- Więc? Gdzie teraz jest?
- Ale nie bylibyście zadowoleni z takiego kompana. Lepiej dla Was też byłoby, gdybyście puścili mnie wolno, a ja zapomnę o całym tym.. tej sytuacji.
- Oj, nie, nie, kochanieńki, byłeś na naszym terenie, więc...
- Och, naprawdę? Bo myślałem, że wszystkie lasy dokoła Camelotu są jego terenem - powiedział z bezczelnym uśmiechem.
Również się uśmiechnęła, miło, jak na rozbójnika, i dotknęła jego policzka wnętrzem dłoni.
- Coraz bardziej mi się podobasz. Więc gdzie on jest?
- Pokażę wam - odpowiedział zrezygnowany.
***
Po krótkim czasie dotarli we trójkę do jaskini. Merlin związany, kuśtykając, Robin z łukiem, przewieszonym przez ramię, a John z kijem w jednej i pochodnią w drugiej ręce.
- Tylko on jest ranny, więc błagam cię, pohamuj trochę chęć mordu twojego przyjaciela, bo, gdybym chciał, już od piętnastu minut byłabyś martwa.
Spojrzała na niego tak, jakby nie rozumiała, marszcząc brwi.
- O czym ty, na świętego gralla, mówisz?
Pochylił się w jej stronę tak, iż mógł być pewien, że czuła oddech na swoim uchu i położyła dłoń na jego piersi. Sam znowu poczuł jej zapach.
- Moje ręce, twoja szyja - wyszeptał, a Robin przełknęła głośno ślinę. - Przemyśl później wysokość tamtej pułapki - i poczuł luz na nadgarstkach. Odsunął się od niej, uśmiechnął i przyklęknął, żeby wczołgać się do groty, zostawiając ją całą bladą.

TBC.
nie wiem, kiedy skończę drugą część, więc musicie pozostać cierpliwi.
A/N:
będąc szczerą, sprawdzam wattpada raz na miesiąc, nie wiem w sumie, po co. weny, jak nie było, tak nie ma, tylko historie, które czytam na bierząco, aktualnie mnie tu trzymają, więc nic dziwnego, że dopiero teraz to zauważyłam,w każdym razie
dziękuje, dziękuję, dziękuję!



















myślałeś/aś, że pozbędziesz się mnie tak łatwo? ;D

na koniec ciekawostka z legend arturiańskich i historii:
Excalibur prawdopodobnie nie został zwrócony Lady of the Lake i można go zobaczyć w British Museum of London. został odkryty w templarijskiej komanderii w Marne Valley we Francji ponad 100 lat temu. miecz ma nawet pęknięcie zreperowane w przeszłości przez Merlina, po walce Arthura z Lancelotem.

Merlin ~ one shoty || ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz