7.

176 20 13
                                    

Świt dopiero sen z moich powiek spędził, a ja szybko odsunąłem swoje okrycie aby do życia z powrotem wrócić. Jako niewolnik  wszechobecnie stosowane zasady znałem, więc zasadniczo do pracy powinienem się zebrać. Jednak swojej Pani powinienem słuchać, a Ona bynajmniej nie dała mi żadnego rozkazu, więc co zrobić miałem? Mimo to postanowiłem okazać się pożyteczny, bo tylko pod tym warunkiem mogłem liczyć na więcej... dobrobytu? Trudno mi nazwać ten stan, ale jednego jestem pewien Dziewanna nie rzuca słów na wiatr tak więc ja też nie zamierzałem czekać. Na stoliku znalazłem strawę, a mianowicie ciemne pieczywo z o dziwo jeszcze ciepłą jajecznicą. Czyżbym wstał aż tak wcześnie? Leniwie sięgnąłem po tacę, aby najpierw powąchać to co dla mnie przeznaczyli. Zapach był delikatny a i muszę przynać, że smakiem nadrabiała bardzo wiele. Zjadłem wszystko z apetytem, aby na stolik ponownie już puste naczynia na z powrotem odłożyć. Mój żołądek nie wykręcał się już z głodu, więc i siły momentalnie się mnie kurczowo złapały. Wyszedłem niepewnie z pokoju nie chcąc spotkać nigdzie Dziewanny, bo to by źle się dla mnie skończyć mogło, a tego bynajmniej nie chciałem. Chwilkę pobłądziłem po korytarzach, ale znalazłem to czego tak uparcie szukałem. Niewielkie wiaderko wypełnione wodą już po same brzegi jak i szmatę szarą jak moje odzienie. Prychnąłem pod nosem wracając do biura brązowowłosej, w którym tej na szczęście nie było... choć czy dziwić się powinienem? Słońce dopiero co wstało, a Pani wczoraj męczący dzień do prawdy miała. Z tą myślą uklęknąłem na podłodze, aby ją dokładnie wyszorować z wszelkiego brudu. Skończyłem dopiero kiedy się w posadzce niemal przejrzeć się mogłem, a woda w wiaderku swoją barwę i konsystencję zmieniła. Ręce miałem przetarte, zniszczone szorstkie, mokre, tak samo jak ubranie noszone przez cały dzień. Otarłem pot z czoła, aby wszystkie narzędzia na swoje miejsce odstawić. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, a do moch nozdrzy zapach specyficzny się dostał. Kurze starannie pościerałem ze wszystkich mebli, papiery na stole poukładałem wedle ich przesłania, a i książki na półkach wedle alfabetu ułożyłem porządnie, uprzednio z nich kurze ściągając. Komnata lśniła a ja znowu bez zadania zostałem konkretnego, tak więc postanowiłem po zamku jeszcze pospacerować. Sypialnię czarnookiej szerokim łukiem ominąłem, aby udać się do innych jeszcze nie do końca znanych mi pomieszczeń. Moje plany jednak służka zmieniła, która włosy w długi warkocz związać raczyła. Cóż... rzuciłem swoje postanowienia w płomienie niepamięci, aby kobiecie pomóc przy przenoszeniu ciężkich mebli do pokoi gościnnych, jakby się kto w dworze zjawić po długiej nieobecności raczył. Miałem tylko nadzieję, że Pani nie dowie się bądz za złe nie będzie mieć mojego zniknięcia z jej komnat, z których wedle jej słów wychodzić nie mogłem. Wróciłem szybko, ostrożnie i już do pokoju swego chciałem niepostrzeżony wejść, ale czarnooka na mojej drodze stanęła co ze swojej sypialni wychodziła.
Skinąłem głową witając się z kobietą, aby ze spuszczoną głową do siebie wrócić, za sobą w korytarzach ją zostawiając.

Gdzie był? Czemu jego ubranie mokre mi się i brudne zdało? Co robił? Dziwne to było, jednak pytać bynajmniej nie zamierzałam. Jak mnie rada bowiem raz w swe szpony złapała, tak puścić szybko nie zamierzała. Co do niewolnika mego to jedno mogę powiedzieć niemalże z pewnością, a mianowicie że to jak gabinet lśnił teraz jego sprawką być musiało. Nie lubiłam co prawda, kiedy ktoś coś w nim bez pozwolenia przestawiał - jak to się w tym przypadku stało. Jednakże wysiłek i to że z własnej woli pracę tą wykonał docenić umiałam. Ciekawa jeno byłam jak wcześnie wstać musiał skoro teraz ósma godzina dochodziła dopiero.  O dziesiątej zebranie rady zacząć się miało, więc trochę czasu było ale i jak królowa wyglądać na nim musiałam. Przeto zaraz do somsiednich komnat przeszłam służką w przudy, a następnie i dwurką w obroty się oddając. Piękną suknię koloru morza już za chwilę na sobie miałam, całą koronką w kształtach roślinnych, różnych obszytą. Trudniej z biżuterią było, bo wszagrze driady moje kochane pomóc mi rzecz jasna chciały, lecz gdzie kilka kobiet o dodatkach mówi, tam do porozumienia dojść trudno.
Za to plotek i ploteczek nasłuchać się przeróżnych można. Tak też o tym co się z Lokim dziś działo - którego Jasse przechrzcić zdąrzyły - się dowiedziałam. A choć tego co zrobił się nie spodziewałam wieści te ucieszyły mnie. Nareszcie tuż przed dziesiątą biżuterię dobrać się nam udało, z białego złota wykonaną, a i koronkę moją założyłam i takoż to ubrana do sali obrat się udałam. Wcześniej jeno Malince przykazując, aby do czarnowłosego się udała i o dzisiejszej pracy go powiadomiła.
- A nie załaskocz go tam czasem. - Dodałam z komnaty wychodzić.

JasseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz