Świat z grzbietu konia wydawał się o wiele piękniejszy, choć Nawia już od początku jedną z piękniejszych krain mi się zdała. Wielkie łąki zielone, lasy bujne, w których zwierz czai się
i tylko na przybyszów czeka. Wolność... To była ona z pewnością
i do tego nie mam żadnych wątpliwości. Sanczo okazał się być, wyborem idealnym nie zależnie od tego jak wyróżniał się od reszty. Posłuszny był i tak jak ja potrzebował tej wyprawy. Mężczyzna jadący blisko Kniahini odgłosy zwierząt trafnie udawał, a one co z bliska gdzieś były wdzięcznie raczyły mu odpowiadać. Dar musiał mieć jakiś skoro i koń pod jego głosem parskaniem odpowiadał jak na wołanie. Dziwne mi się to zdało, ale mimo wszystko to inni ludzie byli. Nudzić się bynajmniej nie dało, bo a to o dziwach i czynach jakiś niezwykłych, czy chwalebnych, które na własne oczy któryś z kompanów widział i opowiadali tak wszyscy coś po krótce snując się we własnych myślach... Sam nawet niepewnie zacząłem kilka słów wtrącać, aby nieco język swój srebrny do dawnej świetności przywrócić. Pieśni żołnierskich jeno nic nie mogło przezwyciężyć, która na bór cały pobrzmiewała."Żołnierz idzie, żołnierz borem, lasem. Przymierając z głodu czasem; Chleba, soli nie żałować, Trza żołnierza poratować."
Przyznać muszę, że bardzo mi się podobały, bo i melodia nie była zbyt trudna. Asgardzkie pieśni niczym były, bo niczego nie wnosiły.
"Koń, żałoba konik jego koło niego,
Grzebie nogą, żałuje go,
Już wygrzebał po kolana,
Żałujący swego pana..." Nie wiedzieć dlaczego przypomniały mi się słowa, które również melodią wyrażane były jeno nieco inną niż wszystkie.
Nawet nie zdałem sobie sprawy, kiedy moje usta poruszać się samoistnie zaczęły... słowa, melodia one same wyskoczyły.
- Świt nas zgubił, zawiódł czas.
Nie wiem co już czeka nas.
Stacił z nami łączność los,
Zadał jeszcze większy cios.
Sił już brak, choć dusza pragnie
Wygrać bitwę, szybko sprawnie. - Zakończyłem nieco speszony... co prawda nikt chyba mnie nie zrozumiał, ale i tak nieco dziwnie się czułem. Pieśni tutaj bardzo dużą siłę przebicia, a ciekaw jestem czy mieczem równie sprawni co głosem. Wiedziałem co prawda, że wojaczka u nich jest bardzo przyzwoita, ale czy dorównują siłą Asom.
- Długi czas już jedziemy, przed zmrokiem do grodu wrócimy, czy też pare dni zwodzić nad konie będą? - Zapytałem nie do końca przekonany, co do nocowania w tych podgórskich. Wiele stworów kryje się tutaj, a bynajmniej nie wszystkie są ludzom przychylne, a mimo to nie zniechęca wojów do wypraw. Na nic się na szczęście nie natknęliśmy, to jednak sama świadomość była ciężkim brzemieniem. Cóż nie tylko ciało powinno się przystosować Nawi, ale umysł różnież bo to on prowadzi ciałem. Prawda? Nie jest to łatwe, bo inna w zupełności kultura się rodzi i nie sposób jej z życia wyrzucić.Uśmiechnęłam się widząc co ma na myśli, ale już nie daleko byliśmy. Zaraz też strumyk wartki widać było, a za nim las gęstrzy, niźli gdzie indziej.
- Wrócimy, jeno tu trzeba oczyścić. - Powiedziałam z konia zaskakując, co i reszta ze mną na komendę, jakgdyby zrobiło. Bo i sprawni to byli żołnierze i doświadczeni w boju wszelakim.
- Ty tu zostaniesz. - Do Lokiego rzekłam, bo to że poradzić sobie nie będzie umiał, to mi pewne się zdało. Gdyby zaś obcą krew Jaga wyczuła wprzód na niego by się rzuciła. - A z tobą Iwan zostanie. - Wój wprawdzie zgodził się ze mną, acz nie chętnie to zrobił. Jego myśli charde niemal słychać było. "Co ja stajenny, albo giermek jaki żeby koni pilnować. Przecie nie uciekną, bo i znakome i to im nie pierwszyzna. A jak tego pani kniazini z nami puścić nie chce, to trza go było go z zamku nie wypuszczać. Jeno ja wój, mnie słuchać, a pani pułkownik kazać. To i trudno, choć serce się do bitki rwie." Może kiedy indziej na to się porwę, aby czarnowłosego ze sobą wziąść lecz teraz? Niebezpieczne to by było bardzo.Kłócić się sensu nie było, bo słowo Dziewanny warte tyle było że nic go tutaj nie przebije. Prychnąłem więc pod nosem czując tutaj niejako szansę na wolność swoją, która ponad wszystko moja znowu będzie. Przyjrzałem się mężczyźnie z oka przymrużeniem, które nieco barwę na czerwoną zmieniło aby jego zbroję niejako przejrzeć. Czułem ciepło, więc i gdzie najbardziej ciało jego odsłonięte na wskroś było...
Nie miałem, miecza, sztyletu, czy szbli jakiejś... ale łuk przeto nawet bardzo się przyda. Strzałą łatwo uwagę odwrócić, to jednak trudna to sztuka celnoe trafić. Dziewanna i jej komnapia zniknęła już za drzewami gęstego lasu, który okrył ich starannie przed wzrokiem naszym. Iwan nie wyglądał na silnego szczególnie, ale przeto mogły to być jedynie pozory, które stwarzał. Czy powinienem się go lękać? Możliwe, ale starch w moich oczach był tylko pojęciem względyn, czy wręcz nierealnym. Stworzyłem iluzję, aby w odpowiednim czasie niezauważony naciągnąć cięciwę i uwolnić strzałę wycelowaną w ramię woja, a raczej jedynie w materiał jego szaty. W mgnieniu oka zarzuciłem przez ramię łuk, aby szybko wskoczyć na rozsiodłanego Sancza. Koń posłusznie ruszył z miejsca do dzikiego galopu, a nogi same go wedle instynktu do niego wyrwały. Kasztan szybki był bardzo, przeto zanim Iwan wskoczył na konia ja już kilka długości przed nim byłem. Stukot kopyt w równym, taktownym rytmie się objawiał głuchą leśną ciszę przerywając swoim melodyjnym tonem. Nie wiedziałem dokąd jadę, lecz można powiedzieć, że na konia się zdałem bo jak każde zwierzę swój instynkt miał i on go przez puszczę prowadził. Odwracać się zamiaru nie miałem, choć muszę przyznać bardzo mnie korciło lecz nie pozwoliłem zwieść swojego umysłu, który najpewniej szybko by to zrobił. Wzdrygnąłem się kiedy wokół mojej tali rzemień się owinął, pętlę zaciskając. Jedno szarpnięcie wystarczyło, aby z konia mnie zrzucić, który najpewniej sam do domu tafi.
CZYTASZ
Jasse
Fanfiction"Przy drzwiach dwa różne światy się zacierają i żaden nie ma zamiaru przepuścić drugiego." Fragment: "Spadałem, nie wiem jak długo ale coraz bardziej osuwałem się w nieznane mi odmęty niebezpiecznego wszechświata. Byłem bezwładny, bezsilny, ale nie...