8.

148 21 14
                                    

Początkowo ucieszyłam się nieco, że ten ogień rozpalił, jednak kiedy na ręce jego spojrzałam... Ni jakiej krzywdy mu zrobić nie chciałam, tymczasem dłonie jego od wewnętrznej strony całe strasznie poparzone były. Najwyraźniej mimo że on nad ogniem władał, to i jego parzyły jego języki. Jednak nic nie powiedział, nie szepnął, czy nie jęknął, nie syknął.
Cichy, pokorny i wciąż mnie, albo li znów, mnie się obawiający. Żal mi się go zrobiło, a i na siebie z lekka zła byłam za rozkaz nie bacznie wydany.
- Daj ręce. - Poleciłam sama chusteczkę i manierkę niewielką wyjmując. Materiał kilkoma kroplami zrosiłam mniemając, iż to najpewniej wystarczy.

Z wachaniem podałem ręce dziewczynie, a ta oparzenia moje przemywać zaczęła, aby rany posłusznie goić się zaczęły. Tak też się stało, a mnie ulga momentalnie przeszyła jako miecz ostry.
- Dziękuję Pani. - Szepnąłem z nikłym uśmiechem, którym rzecz pewna obdarowałem jasnowłosą. Byłem jej za to wdzięczny, bo oparzenia u Jotuna długo się utrzymują, a liczba dni pod miesiące podchodzi niestety. Wydawało się, że czasami szukałem fałszu, zła tam gdzie tak naprawdę nigdy go nie było i chyba to był mój błąd. - Dlaczego to robisz? - Zapytałem chcąc poznać szczerą odpowiedz, bo kłamstwo w ustach innych... zaczynało mnie brzydzić. Równie dobrze mogła uczynić to żeby  jutrzejszego dnia do pracy się nadawał. Prawda?

- Krzywdy twojej nie chciałam, a jeno żeby ciepło znów było. Bo i marząć powoli zaczynałam. Przeto o szron mi bardziej niż o drwa w kominku chodziło. A gdybyś rzekł że cofnąć tego nie zdołasz bez krzywdy swojej i o wybaczenie mnie poprosił, to bym żalu ni jakiego do ciebie nie miała. - Szczerze odpowiedziałam, choć nie wprost na jego pytanie co prawda.
- Na zdrowie swoje bardziej uważaj. - Przykazałam. - i mów, kiedy coś zbytnio trudne, czy też złe dla ciebie się okaże. - Dokończyłam. Do rzeczy niemożliwych wszagrze, lub takich, gdzie by uszczerbek na zdrowiu poniósł go wołać jak i nikogo zamiaru nie miałam.

Delikatnie, wręcz niepewnie cofnąłem dłonie, kiedy już w dobrym stanie były. Dziewanna dobrem się przejawiała, a ja chciałem jakoś się za to odwdzięczyć, bo wszakże swój zszargany ale jednak honor miałem. Przesunąłem palcami po materiale swojego rękawa, aby sprawdzić co się w nim za włókno skrywa. Nie byłem jednak na tyle spostrzegawczy, czy zorientowany aby to wiedzieć, ale czy to sens jakiś miało? Być może nie, ale myśli czymś zająć chciałem.
- Dobrze, ale niczego obiecać nie mogę... Zawsze trudno mi było trzymać się z daleka od nieszczęścia, czy niebezpieczeństwa.
Taka już moja natura i nie sądzę, aby mimo starań udało się to zmienić. - Mruknąłem przyglądając się płomieniom z błyskiem w oku.
Był taki jak ja, nieposkromiony, opanowany, zmienny, tylko z jedną zasadniczą różnicą... on był wolny. Ale przecież ja też będę, bo przecież Pani mi obiecała.

Natura... Jego dziwna, moja zaś dwojaka zgoła. Ogniem włada, acz i lud się go słucha. Płomień parzy swego pana... Dziwne to. Swaróg ogniem włada także, acz ten przez pożar wielki bez uszczerbku najmniejszego by przeszedł. Żywioł władcę swego nie krzywdzi. Acz kiedy na przeciwległych krańcach stoją? Przecie nic to pewne nie jest.
Maliny, owoc powszechny, co wagę do niego większą jeno zakochani przywiązują. Czemu więc ktoś skosztować by go nie mógł, kiedy nic one w sobie wielkiego nie skrywają?
- Znasz jako rzekłeś dobrze, czemu więc nigdyś żadnej nie spróbował smaku? - Spytałam w ogień spoglądając, który jaśniejszy niźli według natury swojej przyzwolenia byłby, się zdawał. Magia... Jego rozgałęziona w strony wszystkie, acz... Słaba.

Uśmiechnąłem się delikatnie na jej słowa, bo tak mi się zdawało że prędzej czy później podobne pytanie zada, a ja wedle sposobności swojej będę zmuszony odpowiedzieć.
- Maliny są uważane za owoc, symbolizujący niewinność, bez której i honoru nie ma. Ja straciłem swoją już dawno, dlatego smak ich nie jest mi znany. Nigdy nie będzie. - Szepnąłem spuszczając głowę, która swobodnie opadła ku ziemi. Ufności nie miałem dla nikogo, ale ona z każdą chwilą przekonywała mnie do siebie. Gdybym tylko mógł bardziej, staranniej zrozumieć jej zamiary, to może... przekonałbym się już całkowicie. - Jak one smakują? Są słodkie, czy raczej kwaśne? - Zapytałem zaciekawiony, bo przecież wiele razy zastanawiałem się już nad tym pytaniem, a odpowiedzi nie poznałem nigdy.

JasseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz